Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Groził, terroryzował, wymuszał

(raf)
Kilkakrotnie groził właścicielce lokalu pobiciem, pozbawieniem życia wreszcie spaleniem knajpy. Straszył obsługę, wymuszał darmową gościnę - z piciem i jedzeniem. Teraz Robert M. siedzi w areszcie i czeka na sprawę.

Mężczyzna rozrabiał od grudnia 2005 do kwietnia 2006 w Sokółce. Szczególnie uwziął się na "Karczmę Pod Sokołem". Właścicielkę lokalu znał jeszcze z 2003 roku, kiedy podczas wakacji powierzała mu ochronę imprez organizowanych przez "Karczmę". Po trzech latach uznał ją za kogoś, kto ma wobec niego jakiś dług. Dlatego w jej lokalu zaczął robić awantury.

Masakra piłą mechaniczną

Po jednej z nich, z końca grudnia 2005, kobieta wezwała policję. Gdy tylko ta - po uspokojeniu towarzystwa - odjechała, właścicielka usłyszała szereg pretensji zakończonych groźbą pobicia!
Kilka dni później, już w styczniu tego roku, Robert M. zrobił w "Karczmie" mały spektakl - będąc w towarzystwie kolegów uruchomił piłę motorową i zagroził, że potnie nią stoły. Nie obyło się również bez kolejnych gróźb pod adresem właścicielki.
W trakcie innej awantury Robert M. zagroził właścicielce lokalu zabójstwem i spaleniem "Karczmy". Mało tego - żądał zatrudnienia go w charakterze ochroniarza, w zamian za co gwarantował spokój.
Mieli go dość i ochroniarze, i policja. Ponieważ kolejne awantury następowały coraz częściej, właścicielka skarżyła się policji, zmieniła też firmę ochroniarską. Niestety, uciążliwy gość pojawił się znowu. Tym razem zaczął "tresować" kelnerki, żądając szybszej obsługi - groził im, że zaraz "je wyszkoli". Ochrona go wyprowadziła i przekazała policji.

Nosił wilk razy kilka

Ale napastnik był "niezłomny" - zaraz po opuszczeniu Policyjnej Izby Zatrzymań zatelefonował do właścicielki. Wściekły groził śmiercią jej i jej rodzinie. Parę dni później przyszedł znowu - ledwie rozpoczął awanturę, ochroniarze go wyrzucili. Ale wtedy będący z nim kolega rzucił się na nich z pięściami. Doszło do szamotaniny, ale tym razem chroniący lokal obezwładnili także napastnika i obu awanturników przekazali w ręce policji.
Tym razem podejrzanym zajął się prokurator - okazało się, że Robert M wymusił darmowe jedzenie i picie na kwotę co najmniej 250 złotych, a zarówno właścicielka lokalu, jak i personel "Karczmy", żył w permanentnym strachu - z dnia na dzień ludzie bali się coraz bardziej spełnienia gróźb. I trudno się temu dziwić, skoro mężczyzna był wcześniej karany za zabójstwo na 12 lat więzienia, które opuścił z przedterminowym zwolnieniem warunkowym.
Sąd aresztował mężczyznę. Robert M. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów - twierdził uparcie, że zeznania właścicielki to zemsta za przerwanie romansu i pomówienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny