- Trudno to wytłumaczyć, bo nasi zawodnicy zostawili mnóstwo zdrowia. Widać było zaangażowanie w ich poczynaniach, determinację, za co mogę im tylko podziękować. Szkoda tych sytuacji, które wypracowaliśmy. Można powiedzieć, że przeszedłem drogę z piekła do nieba, ale jest to kolejne doświadczenie w mojej krótkiej przygodzie trenerskiej, dlatego podchodzę do tego spokojnie - dodaje szkoleniowiec białostoczan.
36-latek pokusił się o krótką ocenę dorobku punktowego i pozycji zespołu na koniec roku. - Jesienią brakowało nam przede wszystkim stabilizacji. Lepsze mecze przeplataliśmy gorszymi. Brakowało serii zwycięstw, która podbudowałaby zespół i podniosła zdobycz punktową. Inna sprawa, że bramki, które traciliśmy, często w kuriozalny sposób, podcinały nam skrzydła. Przykładem jest mecz z Górnikiem, w którym na własne życzenie, choć trochę za wysoko, ale jednak przegraliśmy - ocenia Grzyb.