Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Golec uOrkiestra w Białymstoku: Święta mają niezwykły smak

Z Łukaszem i Pawłem Golcami rozmawia Jerzy Doroszkiewicz
Golec uOrkiestra
Golec uOrkiestra
Golec uOrkiestra nauczyła Polaków, że muzyka góralska może dawać radość wszystkim pokoleniom. Nam Łukasz i Paweł Golcowie opowiedzieli o swoich Świętach w górach.

Witajcie, jak wspominacie czas adwentu w rodzinnej Milówce?

Łukasz: Wspomnienia czasu adwentu dotyczą głównie dzieciństwa, zwłaszcza okresu kiedy to służyliśmy do mszy św. jako ministranci.

Paweł: Pierwsza msza była już o 6. rano, a o 6.45 były roraty, w których uczestniczyliśmy codziennie. Więc pobudkę mieliśmy dosyć wcześnie jak na kilkulatków.

Łukasz: Do kościoła chodziliśmy z lampionami, nie raz po kolana w śniegu. Mróz średnio dochodził do minus 15 stopni, bo jak wiadomo zima w górach nie rozpieszcza. Cóż, bycie ministrantem zobowiązuje, ale teraz okres ten wspominamy z wielkim sentymentem

Mieszkaliście w wielopokoleniowej rodzinie. Co musiały robić męskie bliźniaki?

Paweł: Podział obowiązków był adekwatny do wieku. Jednak w gorszej sytuacji byli dwaj starsi bracia. Na ich barki spadało wiele obowiązków związanych z pracą na roli, do tego jeszcze dochodziła opieka nad dwoma niesfornymi młodszymi braćmi, czyli nami.

Łukasz: Do naszych obowiązków w gospodarstwie, jeszcze jako małych dzieci, należało głównie "przebijanie" krowy. Ale proszę się nie obawiać. Nie miało to nic wspólnego z jakimś bolesnym dla zwierzęcia okrucieństwem. Po prostu trzy razy w ciągu dnia chodziliśmy, jak to się u nas mawiało, na pasionek (pastwisko), głównie, do gronia, pod bór, na grapę, albo na sprzyczki, gdzie pasła się nasza krowa. Chodziło o to, że krowa, będąc uwiązana na postronku z zabitym w ziemię drewnianym lub metalowym palem, aby nie weszła w szkodę, czyli do ziemniaków, buraków lub koniczyny, po kilku godzinach musiała być "przebita", czyli przesunięta, albo inaczej mówiąc przemieszczona gdzie indziej. (Boże, jaka prosta i prymitywna czynność, a jak trudna do opisania!)

Jak wyglądały przygotowania do Wigilii?

Łukasz: W Wigilię ogólnie w domu panowało wyciszenie, atmosfera kontemplacji, rezygnowało się z oglądania telewizji czy słuchania radia. Przy świątecznej krzątaninie w domu, zawsze zawitał jakiś kolędnik. Oczywiście wyczekiwało się młodego kolędnika (bo to dobrze wróżyło). Gorzej, gdy do domu jako pierwsza wchodziła obca kobieta, zapowiadało to nieurodzaj i niepowodzenie w nadchodzącym roku.

Paweł: Pod stół wigilijny zawsze mama kładła koszyk z ziemniakami, burakami, kwackami. Obok niego stało naczynie do którego dawaliśmy pierwszą łyżkę z każdej potrawy, a później razem z kolorowym opłatkiem zanosiliśmy zwierzętom do szopy. Pod obrusem leżało sianko, a pod każdym talerzem kilka "dudków" - po to, aby w nadchodzącym roku nie brakowało kasy.

Łukasz: Modlitwę zawsze rozpoczynał tata. Składała się z pacierza, modlitwy za zmarłych, a na koniec litanii do Serca Pana Jezusa. Tata dziękował Bogu za opiekę w mijającym roku, oraz za to, że możemy wspólnie wieczerzować. Później były życzenia, łamanie się opłatkiem i dopiero zasiadaliśmy do wspólnego posiłku.

A jakie potrawy musiały obowiązkowo znaleźć się na stole u Golców?

Paweł: Co roku jest podobny i sprawdzony zestaw: zupa grzybowa gotowana na wywarze z głów karpia, barszcz czerwony robiony na zakwasie z fasolką (tzw. jaśkiem), łazanki z kapustą i z grzybami, fasola z kaszą, śledzik z ziemniakami, karp smażony z sałatką jarzynową i kompot z "piecorek" (suszonych owoców).

Łukasz: Tak naprawdę w Wigilię wszystko ma niezwykły smak. Począwszy od kapusty a skończywszy na karpiu i orzechach włoskich, które obowiązkowo trzeba skosztować, ponieważ przypisuje się im niezwykłą moc uzdrawiającą i wzmacniającą.

A teraz coś przygotowujecie sami?

Paweł: U mnie prym w kuchni wiedzie żona, więc wolę jej nie rozpraszać. Ktoś (czyli ja) musi ubrać choinkę, udekorować dom światełkami, zresztą bardziej mi smakuje, kiedy ona przygotuje - nawet się rymuje (śmiech)

Łukasz: Ja też ograniczam się raczej do roli drugoplanowej, ale sałatkę jarzynową pokroję...
Ktoś przecież musi pomóc. Zresztą panuje taki przesąd, że jaka Wigilię, taki cały rok. (śmiech).

A sławna kwaśnica na wieprzowinie - przyda się w drugi dzień świąt?

Łukasz: Oj tak, tak. Przyda się, zwłaszcza kiedy to dzień wcześniej kolędowało się do rana z kolędnikami (śmiech)

Paweł: Przecież kwaśnica to źródło witaminy C, która jest bardzo potrzebna w zimie...
n Macie już własne rodziny, dzieci - gdzie spędzicie Wigilię?

Łukasz: Zazwyczaj u siebie w domach. Jak wiadomo, rodzina Golców to nie tylko ja i brat, ale też nasi starsi bracia z żonami, a z kolei żony też mają swoje rodziny i de facto robi się już spory tłum. Pogodzić oczekiwania wszystkich to prawdziwe wyzwanie nie tylko logistyczne. Dlatego więc wpadliśmy na pomysł, aby Wigilię spędzać w najbliższym gronie kilku osób, ale za to już w święta... Oj wtedy się dzieje...

Paweł: W pierwszy dzień świąt odwiedzamy się po kolędzie najczęściej u Łukasza. U mnie zazwyczaj spotykamy się w drugi dzień świąt. Wtedy przez mój dom oprócz rodziny, przewija się około 30-50 osób! Przyjaciele, znajomi, kolędnicy z gwiazdą, kolędnicy z instrumentami obsypujący owsem cały dom - aby się "darzyło". Nieraz przy wiosennych porządkach, można jeszcze znaleźć resztki ziaren. Do tego nasze dzieci, które do spokojnych nie należą...

To dopiero jest wyzwanie

Łukasz: Właśnie wtedy można poczuć prawdziwy smak i atmosferę świąt. (śmiech)

Ile mają lat i jak mają na imię dzieciaki?

Paweł: Moja córka Maja jest dziewięciolatką.

Łukasz: Ja mam troje dzieci. Dwóch synów: czteroletniego Piotrusia, ośmioletniego Bartka i sześcioletnią córkę Antosię.

Ceprów zawsze fascynuje Pasterka w górach - jak to wygląda w Beskidzie?

Łukasz: Święta w górach są magiczne nie tylko przez aurę, ale głównie przez klimat jaki tworzą ludzie. Pasterka w Milówce to jedna z ważniejszych uroczystości w ciągu roku, dlatego udział w niej bierze milowiecka orkiestra dęta, chór parafialny i dwa kilkudziesięcioosobowe zespoły góralskie.

Paweł: Jak to mówią górale: "Przecie Pon Jezus urodził się pod Baraniom Górą", dlatego trzeba go uroczyście i pięknie przywitać.

Jakie stroje zakłada Wasza rodzina na Pasterkę?

Paweł: My najczęściej graliśmy z milowiecką orkiestrą dętą, więc zakładaliśmy mundury strażackie.

Łukasz: Poczty sztandarowe i członkowie Związku Podhalan ubrani są po góralsku. Pamiętam, jak jeszcze niedawno starsze kobiety chodziły w pięknych wełnianych "odziewackach" i chustach góralskich, butach mrozkach - typowych dla górskich miejscowości. Jednak więcej góralskich strojów w Milówce można zobaczyć w święto Bożego Ciała.

A jak zamierzacie spędzić ten czas w tym roku?

Łukasz: Cóż, grudzień mamy bardzo pracowity. Bierzemy udział w kilku produkcjach telewizyjnych i gramy sporo koncertów. Do domu wrócimy dzień przed Wigilią z Gdańska.

Paweł: Ale raczej w tej materii scenariusz jest przewidywalny. Jak co roku rodzinnie, smacznie i śpiewająco!

Kiedy do braci Golców przychodził Mikołaj? A może to był ktoś inny, kto przynosił prezenty?

Łukasz: Nas odwiedzał prawdziwy Mikołaj - nigdy się nie ujawniał, ale prezenty zostawiał...

Paweł: Za to spotkanie z "oficjalnym Mikołajem" odbywało się zawsze w milowieckim kinie "Tęcza". Cóż, było lekkie poruszenie we wsi i dopóki nie podrośliśmy wystarczała nam właśnie taka wersja wydarzeń.

Paweł: Mikołaj Mikołajem, ale chyba ważniejszy i bardziej oczekiwany był Aniołek. Zaraz po wigilii pod choinką można było wypatrzyć prezenty, a najmilej wspominam, kiedy dostaliśmy narty. Oczywiście jedna para na dwóch, więc musieliśmy się nimi dzielić. Każdy z nas miał wyznaczoną ilość zjazdów.

Paweł: Takie prezenty wspomina się z sentymentem. Były to czasy PRL-u i gdy dzisiaj opowiadamy tę historię naszym dzieciakom, wprost nie mogą się nadziwić. Kiedyś prezentem była już sama markowa czekolada, nie mówiąc o gumie z Kaczorem Donaldem czy pomarańczach.

Czy w święta zasiądziecie do wspólnego muzykowania?

Łukasz: W górach się mówi "kto śpiywo (pieśni religijne), tyn podwójnie się modli". Myślę, że ono w pełni oddaje sens wspólnego kolędowania. To niczym wspólna modlitwa, uwielbienie Boga, a zarazem piękna tradycja.

Paweł: Nie wyobrażam sobie świąt bez śpiewania kolęd. Dla mnie to naturalne i oczywiste. Już jako trzylatki porywaliśmy serca, a nieraz i kieszenie, kolędując po rodzinie w przebraniach małych pastuszków. Poza tym wspólne śpiewanie kolęd czy pastorałek łączy pokolenia. Warto pielęgnować ten piękny polski zwyczaj i przekazywać go młodym następcom.

Właśnie ruszacie w Polskę, ale też i do USA i Kanady z programem pastorałkowo-kolędowym. Jaki repertuar usłyszymy w Białymstoku?

Paweł: Zagramy tradycyjne kolędy i pastorałki w naszym opracowaniu, ale zaśpiewamy także nasze autorskie świąteczne piosenki. Myślę, że przeniesiemy publiczność białostocką na południe Polski i zarazimy ją iście góralskim klimatem i beskidzkim kolędowaniem.

Łukasz: Przywieziemy unikatowe i bardzo stare instrumenty pasterskie, ponadto będzie też sporo niespodzianek, ale tego już nie mogę zdradzić. Serdecznie zapraszamy na wspólne kolędowania z Golec uOrkiestrą!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny