Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gimnazjum i liceum handlowe mieściły przy ul. Żółtej i ul. św. Rocha

Alicja Zielińska [email protected]
Ja i bracia Malinowscy: Gienek, późniejszy prezes  Spółdzielni Mleczarskiej  i Roman (był  marszałkiem Sejmu i wicepremierem)
Ja i bracia Malinowscy: Gienek, późniejszy prezes Spółdzielni Mleczarskiej i Roman (był marszałkiem Sejmu i wicepremierem)
Minęło wiele lat, odkąd ukończyłem swoją szkołę, ale do dziś z wielkim sentymentem i sympatią myślę o nauczycielach i kolegach - pan Waldemar Szliserman przysłał nam urocze wspomnienia ze swojej młodości.

Po wojnie dużo moich koleżanek i kolegów postanowiło kontynuować naukę w handlówce, ja również. W 1947 roku gimnazjum i liceum handlowe mieściły przy ul. Żółtej i ul. św. Rocha w starych nieprzystosowanych pomieszczeniach (na ul. Warszawską szkołę przeniesiono później).

Mieszkałem na Bojarach, miałem do pokonania około 6 km. Komunikacji jeszcze nie było. Amerykańskie ciężarowe sztudebakery, które miasto otrzymało od wojska, zaczęły już jeździć na głównych liniach, ale zawsze były przepełnione, więc chodziliśmy pieszo. Całą paczką z naszej ulicy i szliśmy gromadką pieszo. Było wesoło, droga szybko mijała. Przechodząc obok kościoła farnego zachodziliśmy, aby odmówić pacierz. Mijając ruiny wypalonego przez Niemców hotelu Ritz, chcąc zaimponować dziewczynom, wchodziliśmy na sterczące belki na wysokości drugiego piętra. Była to wielka głupota.

Zebrało się nas aż trzy klasy pierwsze, ja trafiłem do klasy a, zaś bracia Malinowscy Romek i Gienek oraz Danusia Lewandowska, siostry Barszczewskie - do klasy b. Ale i tak trzymaliśmy się razem.

Dyrektorem był prof. Józef Humeńczyk, repatriant z Kresów. Polskiego uczyła pani prof. Sztobrynowa (zamiłowana w literaturze starożytnego Rzymu i Grecji). Pamiętam, jak chcąc się zorientować, co umiemy, zapytała o przeczytaną ostatnio książkę. I wtedy najbardziej zadziwił kolega Mikłaszewicz. Powiedział, że przeczytał "Kocią mamę", autora oczywiście nie znał. Śmialiśmy się przez kilka minut. Od tego czasu został "Kocią mamą". Nawet po latach, gdy spotkałem go jako księgowego w GS gdzieś w powiecie, to też tak przywitałem.

Naszym wychowawcą był Józef Wojtulewski, wspaniały pedagog, przyjaciel młodzieży. Wprowadzał nas w życie kulturalne, uczył właściwego zachowania przy stole, jak i w miejscach publicznych, np. w teatrze - obowiązkowo chodziliśmy z panią Sztobrynową na wszystkie premiery.

Program nauki był oparty na podręcznikach i systemie sprzed wojny. Uczyliśmy się księgowości, arytmetyki handlowej, pisania na maszynie, reklamy, korespondencji biurowo-handlowej, prawa. Jak też stenografii - były to umowne znaki: kropki, kreski, pionowe lub ukośne, kółeczka, które zastępowały litery, sylaby a nawet całe wyrazy. Następnie taki stenogram należało szybko przepisać na maszynie. Ja najbardziej lubiłem towaroznawstwo, prowadził je pan prof. Sienkiewicz, wielki humorysta. Pomocy szkolnych za wiele nie było, przygotowywaliśmy je sami. Ja z kolegami robiłem mapy plastyczne Polski, Europy i obowiązkowo Związku Radzieckiego - najważniejszego państwa w świecie. Wykonywaliśmy je z gliny lub gipsu na płytach ze sklejki i malowaliśmy kolorowymi farbami. Na lekcjach z reklamy robiliśmy plakaty, miniatury wystaw sklepowych, uczyliśmy się kaligrafii oraz różnych wzorów pisma drukowanego, a w ramach praktyki chodziliśmy do sklepów dekorować okna wystawowe. Najbliższym moim kolegą był Frydek Sorko, z którym siedziałem w ławce. Mówiono, że byliśmy podobni, nawet nauczyciele nas mylili, korzystaliśmy z tego, czasem ja odpowiadałem za niego, a on za mnie. Przyjaźniłem się też ze Stasiem Gierdo, Jurkiem Bolszo, Antosiem Woźniakiem.

Święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy obchodziliśmy zawsze uroczyście. Wychowawca pan Wojtulewski zapraszał nas do siebie. Mieszkał na Wygodzie, jego teść (pan Magnuszewski) był młynarzem, dziewczęta pod okiem pani Wojtulewskiej piekły ciasta, a chłopaki grali na instrumentach. Antoś Woźniak na akordeonie, Frydek na gitarze, a ja na werbelku. Śpiewaliśmy, tańczyliśmy. Antoś z braćmi tworzyli znany zespół muzyczny. Jeździli na zabawy, wesela. Ja z nimi występowałem na szkolnych imprezach.Grałem na perkusji i na specjalnie spreparowanej butelce naśladowałem saksofon. W repertuarze mieliśmy rumby, fokstroty, szlofoksy, próbowaliśmy też jazzu, niemile widzianego przez władze. Na jednej z akademii propagandowe pieśni przerobiliśmy na jazzowo. Sala oszalała, klaskano nam do rytmu. Przewodniczący ZMP wezwał nas zaraz na dywanik i pytał oburzony, jak możemy popierać muzykę zgniłego amerykańskiego stylu życia. Odpowiedziałem, że jazz jest muzyką uciśnionych przez kapitalistów murzynów, a my solidaryzujemy się z nimi. ZMP- owca zamurowało, nie spodziewał się takiego argumentu. Ale więcej nie pozwolono nam już muzykować w szkole. Natomiast w domu u pana Wojtulewskiego spotykaliśmy się do końca nauki w gimnazjum.

Latem zbieraliśmy się na podwórkach i na ganeczkach przed domami urządzaliśmy koncerty. Graliśmy na akordeonie i gitarze, śpiewaliśmy różne przeboje znane z radia i płyt gramofonowych. Najczęściej były takie spotkania u państwa Malinowskich, mieli oni duży ganek, a do tego Gienek grał na harmonii. Przychodził też Marian Lewandowski z akordeonem i z siostrą Danusią oraz Janusz Czernik (późniejszy ordynator chirurg stomatologii) i siostry Barszczewskie. Na te wieczorne koncerty schodzili się też chętnie nasi sąsiedzi z ulicy. I tak miło spędzaliśmy czas.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny