Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy aktywizm wejdzie za mocno, kończy się logika [FELIETON]

Agnieszka Siewiereniuk
Agnieszka Siewiereniuk
https://twitter.com/terytorialsi
Przyznam szczerze, że kiedy przeczytałam kawałek felietonu, jaki pojawił się w poniedziałek na łamach białostockiej „Wyborczej”, opadły mi wszystkie siły witalne. Wszyściutkie. Bo nie wiem, jak można stracić do tego stopnia rozum, aby porównywać do siebie rzeczy kompletnie nieporównywalne i tym samym podpisywać się własnym nazwiskiem pod stekiem bzdur. Później uświadomiłam sobie, że autorce po prostu aktywizm wszedł za mocno, albo już w ogóle straciła rozum.

Od początku sztucznie wywołanego przez Rosję i Białoruś kryzysu migracyjnego śledzę różne doniesienia z tym związane. Zdążyłam się już przyzwyczaić do białoruskiej propagandy, którą akurat białostocka „Wyborcza” niosła od samego początku. Z jakiegoś powodu ktoś tam uznał, że nie trzeba było weryfikować niczego. Wystarczyło, że byle cudzoziemiec naopowiadał czegokolwiek i już była to prawda objawiona. Bo powiedział, a reszta jego towarzyszy pokiwała głowami. A jak jeszcze aktywiści też pokiwali głowami, to już na mur beton musiała być prawda. I nic, żadne fakty, żadne argumenty, a już na pewno żadna logika, zmienić tego nie mogły.

Do pewnego momentu byłam zła, później już tylko śmiać mi się chciało, kiedy czytałam kolejne rewelacje aktywistyczne zamiast dziennikarskie. Nie moje małpy, nie mój cyrk. Chciałam nawet w pewnym momencie wejść w polemikę, kiedy wypisywane były (są wypisywane do teraz) wszystkie żale, jak to polscy strażnicy graniczni nie chcą przyjmować wniosków azylowych od biednych „uchodźców”. Zwłaszcza tych wniosków, których nie chcieli składać. Takich „uchodźców” było pod granicą polsko – białoruską najwięcej. Ale i wtedy w końcu uznałam, że polemika nie ma sensu, bo do aktywistycznych głów i tak przecież nie dotrą żadne argumenty.

Bo co ma zrobić Straż Graniczna z nielegalnymi migrantami, którzy przedostają się do Polski i nie chcą tu składać wniosku azylowego? Zawieźć do Niemiec od razu? Czy może zawołać jakiegoś kuriera, albo taksówkę, żeby delikwentów zawieźli do Berlina, czy gdziekolwiek tam chcą się dostać? Aktywistyczne głowy nie pojmą za nic w świecie, że robią krzywdę sobie oraz tym wszystkim ludziom, którzy płacą ciężkie pieniądze za przerzucenie ich nielegalnie przez granice różnych państw, wiedząc doskonale przy okazji o tym, że popełniają przestępstwo.

Ale nie mogę już milczeć po tym, co przeczytałam w poniedziałek na łamach białostockiej „Wyborczej”. Pojawił się tam felieton, w którym autorka porównała wywózki ludzi na Sybir z wywózkami nielegalnych migrantów pod linię granicy z Białorusią. Jakoś jej wychodził znak równości pomiędzy sytuacją, w której ludzie byli pakowani do wagonów bydlęcych wbrew swojej woli, z ludźmi, którzy sami bez przymusu wybrali sobie kraj, przylecieli do niego samolotem i jeszcze za to sami dobrowolnie zapłacili. Przy tym już milczeć nie mogłam. Bo idiotyzm tego porównania jest tak ogromny, że nie ma skali, aby można by go opisać.

Wyjaśnijmy sobie coś w związku z tym. Sybiracy nie mieli wyjścia. Nie chcieli nigdzie ruszać się ze swoich domów. Któregoś dnia po prostu wpadli do nich przodkowie tych, którzy teraz dokonują wywózek nielegalnych migrantów pod polską granicę. Ale i tu jest różnica. Bo nielegalni migranci chcą takiej wywózki z wygodnego Grodna, Mińska czy innego miasta, dlatego służby białoruskie wywożą ich pod granicę między innymi z Polską. Sybiracy nie chcieli i nie mieli wyjścia. Pod bronią zostali zapakowani na sanie i zawiezieni pod tory, na których stały wagony bydlęce. Tymi wagonami przez długie tygodnie byli wiezieni w mróz na Syberię, gdzie nie zapewniono im niczego. Wielu nie przeżyło samej podróży. Ci, którzy dotarli na miejsce, zmuszani byli do niewolniczej pracy każdego dnia. Nawet malutkie dzieci.

Nielegalni migranci sami wybrali sobie kraj, do jakiego przyjechali, zapłacili za podróż, hotele, a wcześniej każdy z nich dostał instrukcje od organizatora przemytu co ma ze sobą zabrać, co mówić, aby udało przedostać się do Polski, na Litwę lub Łotwę. Mieli pieniądze ze sobą, mieli w końcu także możliwość udania się w podróż powrotną do swojego kraju. Samoloty przylatywały po nich kilkukrotnie, ale wróciło niewielu. Nie wróciło, bo nie chcieli. Owszem, początkowo Białorusini nie pozwalali na powrót, ale kiedy pod polską granicą oprócz strażników granicznych jeszcze pojawili się żołnierze i policjanci, Białorusini wiedzieli, że na dłuższą metę nie dadzą rady przepychać się z setkami, a w pewnym momencie tysiącami ludzi, którzy – podkreślam – sami zdecydowali się na podróż na Białoruś.

Co najmniej dwa samoloty z Mińska odleciały prawie puste, choć mogły zabrać na pokład łącznie około tysiąca osób. Nielegalni migranci, bo nie żadni uchodźcy, sami zdecydowali co im pasuje. Sybiracy takiej możliwości nie mieli. Nie mieli też jak wrócić. Nikt im nie pozwolił. Nikt nie zorganizował samolotu, ani pociągu, umierali z głodu, z nieleczonych chorób, z wyczerpania.

Przytoczę tu dzieje dziewczynki, Jadwigi, która szczęśliwie dla siebie nie trafiła na Syberię. Uciekła z rodzicami w ostatniej chwili przed wywózką. Mieszkali w dużym domu, mieli swoje zwierzęta i gospodarstwo. Jadzia przygotowywała się właśnie, by za rok pójść do szkoły. Tata nauczył ją już pacierza, ale czytania i pisania jeszcze nie. Jadzia dzień przed tym, jak musiała uciekać z domu, dostała od swojego taty korale. Prawdziwe, czerwone, takie o które prosiła. Te korale były jedyną pamiątką Jadzi, którą mogła ze sobą zabrać, kiedy wpadli rosyjscy żołnierze. Dali dokładnie 10 minut na spakowanie rzeczy i za chwilę Jadzia z całą rodziną miała znaleźć się na saniach, które miały zawieść wszystkich do wagonu bydlęcego. Raptem ktoś z domu obok strzelił. Rosyjscy żołnierze pobiegli tam, aby zobaczyć co się stało. To była jedyna chwila, w której cała rodzina Jadzi miała szansę na ucieczkę. Uciekli.

Po kilku dniach znaleźli się w okolicach Płocka, potem w Łodzi, później trafili w okolice Zabłudowa. Jadzia musiała z konewką chodzić po wsi i prosić o ziemniaka. Nie miała butów, bo stópki jej urosły, a nie było pieniędzy i nie było gdzie ich kupić. Kiedy było chłodno, jak szła z tą konewką, szukała krów. Bosymi nóżkami stawała w świeży krowi mocz, bo był ciepły. Tylko tak mogła ogrzać stopy. Dopiero po dłuższym czasie jedna z kobiet oddała Jadzi swoje buty, a inni ludzie pozwolili przespać się na sianie, albo przyjęli do pomocy w gospodarstwie za co można było dostać trochę jedzenia. Tak Jadzia przeżyła jeszcze rok, może dłużej, ale nie pamiętała jak długo to trwało. Była mała, nie znała kalendarza. Pamięta tylko jak jej tatę pobili najpierw niemieccy żołnierze, później rosyjscy i znów zabrali wszystko, co mieli. Nawet tę cholerną konewkę. Jadzia przeżyła i dwaj jej bracia. Cudem uniknęli wywózki na Sybir. Tam raczej by nie przeżyła. Nikt z jej miejscowości, kto został wywieziony, nie przeżył. Niektórzy zmarli jeszcze w podróży, w wagonach bydlęcych. Wiem to wszystko, bo Jadzia to moja świętej pamięci Babcia.

Zastanawiam się, jak po przeczytaniu tekstu pani felietonistki z „Wyborczej” czują się ci wszyscy ludzie, którzy nie mieli wyboru, którzy wbrew swojej woli zostali wywiezieni w tym w czym stali, tylko z tym, co wzięli w ręce i nigdy nie mieli nawet cienia szansy powrotu do swojej Ojczyzny? Jak czują się ci, którzy zostali okradzeni ze wszystkiego, ci którzy każdego dnia zmuszani byli do niewolniczej pracy na rzecz Związku Radzieckiego, którzy zostali oddzieleni od swoich bliskich, nie mieli możliwości mówienia w swoim języku i ci, którzy całe lata wołali o pamięć tysięcy ofiar bestialskiego traktowania? Jak się czują wiedząc, że zostali porównani do ludzi, którzy sami wybrali kraj, do którego przyjechali, zapłacili sami za podróż, świadomi także tego, że popełnią przestępstwo, ale wiedzący, że jeśli coś im się stanie, mogą liczyć na udzielenie pomocy medycznej? Jak się czują ci, co przeżyli Sybir, gdy zostali porównani do ludzi, którzy tylko odstawieni zostali do linii granicy tego kraju, który sami sobie wybrali…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny