Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdański sierpień - białostocki wrzesień

Janka Werpachowska
Jaka praca dziś – taka przyszłość jutro. Cezary Nowakowski (po lewej) i Jerzy Jamiołkowski dobrze pamiętają to hasło, witające robotników przekraczających bramę Fast. Dzisiaj druga część dumnego hasła zginęła pod odnowioną elewacją części hali.
Jaka praca dziś – taka przyszłość jutro. Cezary Nowakowski (po lewej) i Jerzy Jamiołkowski dobrze pamiętają to hasło, witające robotników przekraczających bramę Fast. Dzisiaj druga część dumnego hasła zginęła pod odnowioną elewacją części hali. Wojciech Wojtkielewicz
Załoga największego w naszym mieście zakładu przemysłowego - Kombinatu Fasty - śledziła i komentowała wydarzenia na Wybrzeżu. Prawie każdy słuchał Radia Wolna Europa, więc był dobrze poinformowany. W sierpniu 1980 Służba Bezbieczeństwa ze szczególną uwagą obserwowała nastroje i atmosferę w dużych zakładach pracy. We wrześniu, kiedy Fasty zaczęły strajkować, dyrekcja tak manipulowała załogą, żeby skłócić ludzi. Dlatego w pewnym momencie lista postulatów strajkowych przekroczyła liczbę sześciuset.

Ale w sierpniu w Fastach jeszcze nic się nie działo. Owszem, ludzie rozmawiali między sobą o strajkach, o postulatach wysuwanych przez stoczniowców Gdańska i Szczecina. Pierwsze białostockie zakłady, w których załogi proklamowały strajk, to Fabryka Przyrządów i Uchwytów (28 sierpnia) i Białostocka Huta Szkła (29 sierpnia). W hucie szkła zastrajkowalo wtedy około tysiąca pracowników. Żądali podwyżek płac, poprawy warunków socjalnych i bhp oraz lepszego zaopatrzenia w mięso i wędliny. Ponieważ postulaty płacowe zostały spełnione, już 30 sierpnia hutnicy wrócili do pracy.

Ruszyło się po wakacjach

Począwszy od 1 września w kolejnych białostockich zakładach pracy odnotowywano strajki lub kilkugodzinne przestoje w pracy. Zakład Transportu "Transmeble" przy Białostockich Fabrykach Mebli stanął, a do dyrekcji trafiła lista postulatów, między innymi żądano podwyżki płac, poprawy warunków socjalno-bytowych i demokratycznych wyborów do Rady Zakładowej Związku Zawodowego. 3 września w Białostockich Fabrykach Mebli produkcja stanęła na kilka godzin, a robotnicy zażądali podwyżki płac, którą dostali oraz odwołania dyrektora i jego zastępcy.

W Białostockich Zakładach Przemysłu Bawełnianego Fasty do 4 września był spokój.
- Żeby zrozumieć, dlaczego Fasty nie były od początku na pierwszej linii walki o prawa pracownicze, trzeba znać specyfikę tego zakładu - tłumaczy Jerzy Jamiołkowski, który 32 lata temu był sekretarzem redakcji zakładowej gazety "Fasty". - Po pierwsze, blisko pięciotysięczną załogę w większości stanowiły kobiety. Po drugie, praca w Kombinacie Fasty przedstawiana była przez ówczesną propagandę jako zaszczyt, nobilitacja, przejaw awansu społecznego. I przez wielu robotników rzeczywiście tak była odbierana: zmiana miejsca zamieszkania z chałupy w biednej podbiało-stockiej wsi na mieszkanie w bloku, dostęp do sklepów, do kina, stały dochód - ludzie to cenili i byli wdzięczni władzy za to, że otworzyła przed nimi takie możliwości. W takim środowisku niełatwo było rozpocząć akcję strajkową.
4 września strajk w Fastach rozpoczął się na typowo męskim wydziale - w wykończalni. Jego podłożem, jak w większości innych zakładów pracy, były postulaty ekonomiczno-bytowe. Fakt, że od podpisania Porozumień Sierpniowych do rozpoczęcia protestu w Fastach minęły cztery dni, świadczyć może o tym, że tutejsi robotnicy, kiedy 21 postulatów zostało przez stronę rządową przyjęte, dostrzegli szansę na to, że i ich żądania nie zostaną odrzucone. Jerzy Jamiołkowski, który był w samym środku tych wydarzeń, widzi jeszcze jedną przyczynę protestu:

- Dużą rolę odegrały motywy ambicjonalne. To była sprawa honoru, żeby pokazać, że załoga największego zakładu w Białymstoku jest silna i czynnie popiera innych strajkujących w całym kraju.
Akurat kiedy robotnicy z Fast strajkowali, dwóch ich kolegów wróciło z wczasów nad morzem. Henryk Koczot i Ryszard Szczęsny przywieźli kilka ulotek strajkowych. To też podsyciło bojowe nastroje panujące wśród większości załogi kombinatu Fasty.

- To trzeba podkreślić, że każdy, kto zdecydował się na wyłączenie maszyny z ruchu, musiał się wykazać prawdziwą odwagą - podkreśla Jamiołkowski. - Nie brakowało jej Cezaremu Nowakowskiemu, który chociaż formalnie nie był przewodniczącym strajku, to jednak decydował o organizacji całej akcji protestacyjnej i jej radykalizmie.

Zabrakło solidarności

Fastowski strajk trwał do 10 września. Dyrekcja sprytnie wykorzystywała fakt, że robotnicy nie umieli prowadzić negocjacji, dawali sobą manipulować. Pomiędzy poszczególnymi wydziałami, po kolei przystępującymi do strajku, zaczęła rodzić się rywalizacja.

- Doszło do tego, że w końcu postulatów było ponad sześćset - wspomina Jamiołkowski.- Większość dotyczyło spraw mało istotnych, drobnych, jak na przykład zapewnienie robotnikom wody sodowej. Takie żądania dyrekcja załatwiała od ręki, a to utrudniało Zakładowemu Komitetowi Strajkowemu prowadzenie negocjacji w sprawie żądań płacowych.

Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że już w 1980 roku wśród postulatów spisanych w Fastach, znalazły się: wprowadzenie nauki religii do szkół oraz transmisje mszy świętej w radiu.

Zakładowy Komitet Strajkowy w Fastach powołał Milicję Robotniczą pod wodzą Witolda Karcza, która na czas trwania strajku praktycznie przejęła na siebie utrzymanie porządku w zakładzie - co w normalnych warunkach należało do straży przemysłowej.

- Wszyscy zdawali sobie sprawę, że robotnicy są inwigilowani przez Służbę Bezpieczeństwa - wspomina Jerzy Jamiołkowski. - Wewnątrz zakładu istniała dobrze zorganizowana agentura, więc uzasadnione były obawy, że może dojść do prowokacji.

- Na co dzień w Fastach było tak jak we wszystkich zakładach w całej Polsce - mówi Cezary Nowakowski. - To znaczy: wszyscy pili. Ale w czasie strajku wiadomo było, że jak nasza milicja złapie kogoś z wódką, to od razu taki wylatuje za bramę.

Wspólna sprawa połączyła wszystkich

Cezary Nowakowski śmieje się, że wtedy on i Jurek Jamiołkowski reprezentowali dwa różne światy:
- Na początku strajku robotnicy czuli wielką nieufność do ludzi z biurowca. Dochodziło nawet do tego, że majstrów na produkcji robotnicy zamykali w kantorkach, bo nie mieli zaufania do umysłowych. A Jamiołkowskiego podwójnie się obawiali, bo należał do partii.

Ale nie on jeden spośród aktywnych uczestników strajku miał legitymację PZPR, co potwierdza esbecki raport o sytuacji strajkowej we wrześniu w białostockich zakładach pracy. Wynika z niego, że w 13-osobowym Komitecie Strajkowym w Fastach było aż osiem osób partyjnych. A także trzy karane sądownie. A wśród tych, którzy poza Komitetem aktywnie uczestniczyli w organizacji strajku partyjnych było dziesięciu, a karanych sądownie dziewięciu.

- W tym gronie byłem i ja - przyznaje Cezary Nowakowski. - Kiedy przyszedłem do pracy w Fastach, miałem już za sobą wyrok i odsiadkę. Byłem takim zwykłym żulikiem, chuliganiłem. W zakładzie głównie byłem znany jako facet z tatuażami. Ale za to niczego się nie bałem. To ja wyłączałem maszyny w wykończalni, bo co mi mogli zrobić?

Ten trwający blisko tydzień strajk okupacyjny w Fastach zakończył się podpisaniem 17-punktowego porozumienia. Między innymi na jego mocy wybrano nową radę zakładową i oddziałowe rady związkowe. Nowym przewodniczącym rady zakładowej został szanowany i cieszący się zaufaniem załogi (chociaż był partyjny) Antoni Chodorowski, były więzień polityczny z czasów stalinowskich. Na sekretarza Konferencji Samorządu Robotniczego wybrano Jerzego Jamiołkowskiego. Zmian dokonano więc w obrębie starych struktur, nie powołano niezależnej organizacji związkowej.

- Dlatego ja nawet nie zgłaszałem swojej kandydatury w tych wyborach - mówi Cezary Nowakowski. - Od początku wiedziałem, że musimy stworzyć wolne, samorządne i niezależne związki zawodowe.
We wrześniu '80 jeszcze nikt nie wiedział, że nowy związek będzie się nazywał Solidarność.
- Ale robotnicy czuli, że to będzie wielka sprawa. I że nie będzie chodziło tylko o karpia na święta i cebulę na zimę. Wierzyliśmy, że te protesty, strajki, później powoływanie niezależnych związków zawodowych (po 10 listopada 1980 r., kiedy to Sąd Najwyższy dokonał rejestracji NSZZSolidarność - J.W.), że to wszystko poprawi jakość naszego życia - zapewnia Nowakowski.

Przewodniczącym Solidarności w Fastach został Jerzy Jamiołkowski. Jego zastępcą Cezary Nowakowski.

- Bo za krótko wtedy pracowałem, żeby pchać się na przewodniczącego - śmieje się Nowakowski. - Ale ludzie zapamiętali mnie ze strajku, że byłem ostry, bezkompromisowy, nie bałem się ani dyrekcji, ani gościa z ministerstwa. I wybrali na wiceprzewodniczącego.

Z pięciotysięcznej załogi Fast do Solidarności zapisało się 4,5 tys. osób. Wśród nich nie było prawie urzędników z biurowca.

Jamiołkowski zakładał tzw. struktury poziome w Fastach. Jeszcze wierzył w socjalizm z ludzką twarzą. Legitymację partyjną oddał w lipcu 1981 roku, po IX Nadzwyczajnym Zjeździe PZPR, który utrzymał na stanowisku I sekretarza Stanisława Kanię.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny