Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gang przemytników kradzionych aut wywozi samochody na Litwę

Agata Masalska [email protected]
Szlak przerzutu skradzionych, luksusowych samochodów prowadził przez województwo podlaskie na Litwę. Cztery, trudniące się tym przestępczym procederem osoby właśnie usłyszały prokuratorskie zarzuty działania w zorganizowanej grupie. Dwie kolejne, należące do gangu poszukiwane są listami gończymi. Niewykluczone, że wkrótce za kraty trafią kolejni paserzy.

Część skradzionych i przewożonych przez tę grupę aut udało się odzyskać. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. - Rozbity został jeden gang, a takich działa co najmniej kilka - przypuszczają pogranicznicy. - Problem w tym, że paserzy są coraz sprytniejsi i zdeterminowani.

Niejednokrotnie jest tak, że na widok radiowozu, czy mobilnych patroli porzucają skradzione auta i ratują się ucieczką. Wolą godzinami tułać się po przygranicznych lasach, niż trafić w policyjne ręce.

- Nie chcą tracić ani czasu, ani ogromnych pieniędzy - dodają nasi rozmówcy.

Twierdzą, że paser, który ma za zadanie tylko przewiezienie auta z jednego do drugiego, dokładnie wyznaczonego miejsca, dostaje co najmniej 500 euro. Ci, którzy organizują akcję, zarabiają nawet dziesięć razy więcej.

Cegły zamieniły się w porsche

W styczniu tego roku funkcjonariusze celni, w porozumieniu z policją, na jednej z augustowskich ulic zatrzymali do kontroli kierowcę tira. 46-letni Litwin przekonywał mundurowych, że do swojego kraju wiezie materiały budowlane. Funkcjonariusze postanowili to sprawdzić. Zajrzeli do naczepy ciężarówki i wtedy okazało się, że zamiast cegieł znajdują się tam dwa luksusowe samochody - porsche oraz Lexus. Po sprawdzeniu w Systemie Informacyjnym Schengen, gdzie wpisywane są auta skradzione wyszło na jaw, że oba pojazdy warte około 900 tysięcy złotych znajdują się na liście utraconych. Poszkodowanymi są obywatele Niemiec.

- Naczepa też pochodziła z kradzieży - precyzuje Maciej Czarnecki, rzecznik prasowy Izby Celnej w Białymstoku.

Kierowca został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Wkrótce dołączyli do niego inni paserzy. Okazało się bowiem, że kontrola litewskiego tira wcale nie była przypadkowa. Poprzedziły ją działania operacyjne polskich i litewskich organów ścigania.

- Dzięki świetnej współpracy, zarówno policjantów, jak i prokuratorów obu państw zatrzymaliśmy członków zorganizowanej grupy przestępczej trudniącej się paserstwem - mówi Krzysztof Michalski, śledczy z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach, który prowadzi postępowanie w tej sprawie. - To mieszkańcy Pomorza oraz obywatele Litwy.
Cztery osoby już usłyszały zarzuty działania w zorganizowanej grupie i paserstwa. Aby odzyskać wolność, musiały wpłacić spore kaucje. Na poczet przyszłych kar prokuratura zabezpieczyła też należący do nich majątek. Jego wartość szacuje się na ponad 200 mln złotych.

- Dwaj obywatele Litwy, podejrzewani o udział w tym przestępczym procederze, poszukiwani są listami gończymi - dodaje prokurator Michalski. - Sąd, na nasz wniosek, wydał też Europejskie Nakazy Aresztowania. Zatrzymanie tych mężczyzn, to tylko kwestia czasu.

Śledczy nie wyklucza, że do aresztu trafią też inni paserzy. Sprawa, jak mówi, jest rozwojowa.

Jeden wiózł towar, drugi - pieniądze

Prokuratura ustaliła, że zatrzymani działali co najmniej od września ubiegłego roku. W tym czasie próbowali przewieźć nie tylko Lexusa i porsche. Na swoim koncie mają także dwa samochody terenowe, Mercedesa i BMW. Wiadomo też, że co najmniej dwa pojazdy udało się im dowieźć do celu.

Kto był mózgiem operacji, prokurator nie chce mówić. Dodaje tylko, że w gangu role były starannie podzielone. Członkowie mieli do wykonania ściśle określone zadania, za które otrzymywali, też ściśle określone pieniądze. Kwoty nie były małe. Świadczyć o tym mogą choćby ich majątki. Wszyscy mieszkają w okazałych willach, jeżdżą luksusowymi autami. Ani podejrzani, ani ich żony nie pracują.

Suwalscy śledczy ustalili, że przestępczy proceder działał tak: skradzione na terenie Niemiec, albo w innych zachodnich państwach samochody trafiały do Trójmiasta. Były przechowywane w dwóch miejscach. Do Trójmiasta zgłaszał się też kurier - Litwin, albo Polak, który miał przewieźć pojazdy za wschodnią granicę. Posiadał przy sobie dokumenty, które na wypadek drogowych kontroli, miały potwierdzać, że w naczepie znajduje się zupełnie inny towar. Najczęściej były to materiały budowlane.

- Kierowca doskonale wiedział, co będzie wiózł, ale nie uczestniczył w załadunku pojazdów - dodaje prokurator Michalski. - Odpowiadał tylko za transport.

W tym samym czasie do Trójmiasta przyjeżdżali kolejni członkowie gangu, którzy przywozili pieniądze. Po ich przekazaniu kurier mógł zabrać ciężarówkę z samochodami. Dostarczał je na teren Litwy i na tym jego rola się kończyła. Ci, którzy zamawiali kradzione samochody zabierali je prosto z naczepy.

Z informacji posiadanych przez organy ścigania wynika, że skradzione auta jechały dalej. Trafiały m.in. na Białoruś, do Rosji, czy do Kazachstanu.
Póki co, nie udało się ustalić, czy zatrzymani przez podlaskie służby mężczyźni brali udział także w kradzieżach samochodów, czy też zajmowali się tym inni ludzie. Dlatego odpowiedzą tylko za paserstwo i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.

W Niemczech plaga kradzieży

Ze statystyk niemieckiej policji wynika, że w ubiegłym roku na terytorium tego państwa zginęło około 20 tysięcy samochodów. Istnieje podejrzenie, że większość z nich przejechało przez nasz region.

- Niemcy żartowali nawet, że jeśli chcesz zobaczyć swoje auto, jedź do Polski - żartują policjanci.

W połowie tego roku Sueddeutsche Zeitung - opiniotwórcza niemiecka gazeta alarmowała o plagach kradzieży w Brandenburgii, Saksonii i Meklemburgii. Wskazywała, że stoją za tym Polacy. "Kradną ryby ze stawów, ropę z baków, akumulatory z samochodów i całe auta (...). Kto nie ma psa, ten kupuje sobie czworonoga i na noc wypuszcza go na podwórko. Do tego wyjmuje akumulator z samochodu - dla bezpieczeństwa..." - pisali niemieccy dziennikarze.

Przypominali, że od 2007 roku, od czasu wprowadzenia Schengen, czyli zniesienia kontroli na wewnętrznych granicach krajów Unii Europejskiej, liczba kradzieży w rejonach przygranicznych wzrosła nawet o 275 procent. I dodawali, że polskie służby nie robią nic, aby odzyskać skradziony sprzęt.

Przeczą temu nasze statystyki. Nie ma bowiem tygodnia, aby jakiś skradziony samochód nie został odzyskany przez pograniczników, czy policjantów. Bywa, że jednego dnia udaje się zatrzymać nawet kilka utraconych aut. Tak było na przykład na początku tego miesiąca w Augustowie. Straż Graniczna zatrzymała wówczas Litwina, który kierował lawetą. Na niej znajdowały się cztery skradzione na terenie Norwegii samochody. Kierowca wyjaśnił, że ma z nimi niewielki związek. Pełni tylko rolę kuriera. Miał przewieźć towar z Holandii na Litwę i pozostawić na leśnym parkingu. Tam taż miało dojść do rozliczenia za usługę. Litwin zapewniał, że nigdy nie widział zleceniodawcy. Wprawdzie posiada do niego telefon kontaktowy, ale numer nie odpowiada.

- Raczej nie kłamał - przypuszczają policjanci. - Tak to funkcjonuje.

Kradziony? Nie, wypożyczony

Z doświadczeń Straży Granicznej wynika, że paserzy są coraz bardziej zdeterminowani. Robią wszystko, by nie wpaść w ręce organów ścigania. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Kilka miesięcy temu, w okolicy Sejn patrol zauważył pędzące, warte pół miliona złotych BMW. Funkcjonariusze próbowali zatrzymać auto, ale kierowca nie reagował na dawane mu sygnały. Nie pomogła rozciągnięta na drodze kolczatka. Auto przemknęło przez nią z zawrotną prędkością. Mundurowi podjęli pościg. Kilkanaście kilometrów dalej znaleźli porzucony, rozbity pojazd. Okazało się, że na łuku drogi kierowca stracił panowanie nad kierownicą i samochód staranował ogrodzenie posesji. Kierujący zbiegł. Mimo kilkugodzinnych poszukiwań nie udało się go zatrzymać.

Podobnie zakończyła się akcja na terenie sejneńskiej gminy, gdzie pogranicznicy próbowali zatrzymać dwa skradzione pojazdy. Zostały one porzucone w lesie, a po kurierach ślad zaginął.

- Pewnie za kilka dni jechali już kolejnymi samochodami - przypuszcza jeden z funkcjonariuszy policji. - Z tego biznesu tak łatwo się nie wychodzi.

Tym bardziej, że nie wymaga specjalnych zdolności. Od kuriera oczekuje się tylko tego, by jak najszybciej dotarł na Litwę. Dlaczego?

- Samochód jest wpisywany do systemu utraconych kilka godzin po zgłoszeniu - tłumaczą nasi rozmówcy. - To czas, kiedy można nim podróżować bezpiecznie.

Liczył na to Rosjanin, który został zatrzymany w pobliżu Augustowa w aucie wynajętym z wypożyczalni. Funkcjonariusze skorzystali z pomocy pracowników Polsko-Niemieckiego Wsparcia Służb Granicznych w Świecku i w ten sposób ustalili, że właściciel wypożyczalni nie ma zielonego pojęcia, co dzieje się z samochodem. Po otrzymaniu informacji wszczął alarm, poprosił o zatrzymanie pojazdu. Rosjanin nie miał prawa wyjeżdżać nim poza granice Niemiec. Auto trafiło więc na policyjny parking.

Zaufanie właściciela wypożyczalni chciał też wykorzystać inny Rosjanin, który w Szwajcarii wypożyczył luksusowego, wartego ponad pół miliona złotych Mercedesa. Rosjanin tłumaczył, że chciał zaimponować żonie. Dlatego pożyczył Mercedesa, ale zamierzał go za kilka dni zwrócić. Stróże porządku nie dali mu wiary i zarekwirowali samochód.

Kupują, bo tańsze

Przedstawiciele organów ścigania podejrzewają, że w Polsce działa kilka międzynarodowych grup zajmujących się kradzieżą i paserstwem.

- Bywa też tak, że kradzież odbywa się za cichym przyzwoleniem właścicieli aut, którzy liczą na szybkie i duże odszkodowania - dodają.

Przestępcy dysponują nowoczesnym sprzętem, który umożliwia wyłączenie stosowanych w samochodach blokad. Mają też fałszywe dokumenty, podrobione tablice rejestracyjne pojazdu i wszystko co potrzeba, aby przewieźć auta na Wschód.

Najwięcej skradzionych samochodów odzyskuje Straż Graniczna. Maciej Czarnecki, rzecznik podlaskich celników mówi, że funkcjonariusze zatrzymuje pojazdy przy okazji.

- Generalnie zajmujemy się udaremnianiem przemytu - precyzuje. - Ale, jeśli w toku prowadzonych kontroli stwierdzamy, że pojazd jest kradziony, rekwirujemy go.

W taki sposób celnicy odzyskali na początku tego roku volkswagena, który znajdował się niedaleko Augustowa w rowie. Jak się okazało, został kilka dni wcześniej skradziony w Holandii. Paser przypuszczalnie jechał zbyt szybko i wypadł z drogi.

Zdaniem Macieja Czarneckiego to, że większość samochodów odzyskiwanych jest na Suwalszczyźnie, ma swoje uzasadnienie w sieci dróg.

- W rejonie Białegostoku jest ona bardziej rozbudowana - wyjaśnia. - Natomiast im bliżej polsko-litewskiej granicy, tym możliwości dojazdu do niej jest mniej.
Skąd bierze się popyt na skradzione pojazdy?

- Przede wszystkim są nieco tańsze, niż te pochodzące z legalnego źródła - słusznie zauważa prokurator Michalski. - Poza tym, do zakupu zachodnich aut zachęca litewskie prawo podatkowe.

Paserom grozi do 15 lat więzienia. Zapłacą też wymierzone przez sąd grzywny.

Statystyka

W 2010 roku funkcjonariusze Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku odzyskali 134 skradzione samochody, których wartość oszacowano na blisko 8,6 mln złotych. W 2011 roku natomiast zatrzymano 144 pojazdy pochodzące z krajów zachodnich warte ponad 11 milionów złotych. Do listopada tego roku funkcjonariusze Straży Granicznej odzyskali 122 auta warte blisko 10 mln złotych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny