Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Galeria Copernicus wywołała zamieszanie. Polityczne. Prawdy i mity.

Aneta Boruch
Tak może wyglądać Galeria Copernicus
Tak może wyglądać Galeria Copernicus
W czerwcu były radny Mirosław Hanusz zasiadł na ławie oskarżonych. Tak zakończyła się jego kariera przy planowaniu Galerii Białej w Białymstoku. W tym samym czasie prokuratura i ABW prześwietlały innego radnego. Tym razem na tapecie jest planowana galeria Copernicus.

Galerie handlowe to duże inwestycje, duże pieniądze. A gdzie duże pieniądze, tam są wielkie emocje i niekiedy rodzą się różnorakie podejrzenia. Także w Białymstoku, gdzie przez wiele lat był tylko jeden hipermarket - Auchan. I dopiero w ostatnich latach śledziliśmy wyścig inwestorów, którzy jeden przez drugiego budowali duże centra handlowe.

Jeden z nich w tym wyścigu jest spóźniony o parę lat. I właśnie do akcji wkroczył prokurator.

Przeciek po roku

To było mocne uderzenie przed powrotem miejskich radnych z wakacji. Tydzień przed pierwszą, powakacyjną sesją w mieście gruchnęła wiadomość, że radni byli przesłuchiwani przez śledczych, a jeden usłyszał nawet zarzut korupcyjny.
Mówiąc wprost, posądzony jest o to, że obiecywał innym radnym łapówkę. Chodzi o popularnego samorządowca wielu kadencji, Krzysztofa B.-J. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku, wspomagana przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Rzecz utrzymała się w tajemnicy przez rok.

I może nadal rozgrywałaby się w ciszy prokuratorskich gabinetów, gdyby nie gadatliwość jednego z radnych, czyli Janusza Kochana z SLD. To jemu podczas posiedzenia komisji zagospodarowania i ochrony środowiska wyrwało się, że on i parę innych osób było przesłuchiwanych przez służby specjalne.

Szybko stało się publiczną wiadomością, kto jest podejrzany, kto zawiadomił organy ścigania i o co poszło. Krzysztof B.-J. zawiesił swoje członkostwo w PO.
Teraz trwa pełne napięcia oczekiwanie: czy będzie akt oskarżenia? Czy sprawa wyląduje w sądzie? Czy zarzut się potwierdzi? I czy nie skończy się to tak, jak sprawa innego białostockiego radnego - Mirosława Hanusza? Minęły trzy lata od wybuchu skandalu, a nie ma wyroku.

Za jakie grzechy?

W 2006 roku lubelska prokuratura postawiła Mirosławowi Hanuszowi trzy zarzuty. Po pierwsze, że nakłaniał radnych, aby nie głosowali podczas sesji rady miejskiej w sprawie planu zagospodarowania przestrzennego w rejonie ulicy Augustowskiej. To tu, wtedy jeszcze w planach, miała powstać Galeria Biała.

Prokuratura zarzuciła mu też, że wpływał na urzędników miejskich, by podejmowali korzystne dla inwestora decyzje. Trzeci zarzut sprowadzał się do tego, że "spowodował bezpodstawne stawiennictwo" przedstawicieli inwestora na posiedzeniu komisji zagospodarowania przestrzennego 25 listopada 2005 roku. Warto wiedzieć, że na posiedzenie jakiejkolwiek komisji rady miejskiej każdy może wejść.

Rzeczniczka lubelskiej prokuratury poinformowała nawet dziennikarzy, że Hanusz został zatrzymany w sprawie korupcyjnej i do wszystkich zarzutów się przyznał. Ale dzień później prostowała swoją wypowiedź.

W związku z tym, że po zatrzymaniu z Hanuszem nie było kontaktu, pojawiły się spekulacje, że może chodzić o łapówkę bądź korzystne wynajęcie lokali na sklepy przez firmę, w której udziałowcem jest jego żona.

Po roku sprawa trafiła do sądu. Ale z trzech zarzutów w stosunku do Hanusza został tylko jeden - przekroczenia uprawnień. Konkretnie, że namawiał jednego z białostockich radnych, aby nie przyszedł na głosowanie, kiedy ważyły się losy galerii przy Augustowskiej. Chodziło o Dariusza Piontkowskiego.

Napisano akt oskarżenia i sprawa trafiła na wokandę. Razem z Mirosławem Hanuszem na ławie oskarżonych zasiada teraz osiem osób. Wśród nich architekci, deweloperzy, a także znany białostocki adwokat. I to właśnie z jego powodu wszyscy sędziowie z Białegostoku odmówili zajęcia się tą sprawą. Dlatego przekazano ją do sądu w Ostrołęce.

Pierwsze rozprawy odbyły się w czerwcu tego roku. Teraz jest przerwa, proces ma być wznowiony w październiku. Na razie oskarżeni składają wyjaśnienia, więc do wyroku daleko.

Trzy inne osoby poszły na ugodę z prokuraturą i ich sprawa była rozpatrzona osobno.

Już nie może nic

Mirosław Hanusz jest pełen goryczy.

- Człowiek czuje się jak u Kafki, przekonuje się, że istnieje w takim świecie totalnego bezładu - ocenia Hanusz to, co przez te trzy lata przeszedł. - Przestajesz istnieć.

Bardzo brakuje mu działalności samorządowej. Chciałby jeszcze coś zrobić, choć jego żona bardzo się cieszy, że już się tym nie zajmuje. Bo historia sprzed trzech lat na dobre przekreśliła jego polityczną karierę.

Hanusz zajmował się samorządem i polityką - lepiej czy gorzej. Komisja zagospodarowania była jego pasją. Teraz czyta gazety i mówi sam do siebie: Kurczę, w tej sprawie to ja bym zrobił tak, powiedziałbym tak. I nie może.

Rozgrywka polityczna?

Sprawę Krzysztofa B.-J. zna z mediów. Ale zeznawał w niej również jako świadek.

- Traktuję to jednoznacznie: tylko i wyłącznie w wymiarze politycznym - mówi. - Ktoś po prostu robi rozgrywkę polityczną.

Na pytanie kto, nie odpowie. Twierdzi, że nie potrafi.

Sprawę Hanusz tłumaczy sobie tak: logicznie rozumując, żeby zaproponować komuś łapówkę, to trzeba coś za to dostać. Przekupywanie osoby, która i tak zagłosuje "za", jest pozbawione sensu. - Ja różne rzeczy o Krzyśku mogę mówić, no ale nie jest idiotą. To na pewno.

Zaskoczył go też inny wątek: - Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że organy ścigania mógł zawiadomić Zbigniew Nikitorowicz. - Szok wziął się z tego, że nie wierzę w winę Krzyśka. W takim razie zawiadomienie musiało być nieprawdziwe. A nigdy o to bym Zbyszka nie posądzał.

Pytanie tylko, czy Hanusz może być obiektywny. Skoro sam ma sprawę, a B.-J. może mieć sprawę.

- Życzliwie radzę, aby Hanusz nie wypowiadał się na ten temat. Ponad rok temu przyszedł do mnie, jako do przewodniczącego komisji zagospodarowania i był bardzo zaintersowany budową galerii przy Monte Cassino - przypomina sobie Nikitorowicz. - Przyszedł jako obywatel, prawa nie złamał.

Nikitorowicz mówi, że cała historia z galerią Copernicus jest dla niego bardzo przykra. - Ja znam i radnego B.-J., i byłego radnego Hanusza. Traktowałem ich jak kolegów, ale ważniejsze są moje obowiązki i ślubowanie, które złożyłem niż osobiste i prywatne sympatie.

- Klub PO jednogłośnie przyjął moje wyjaśnienia w tej sprawie - podkreśla Nikitorowicz. - I również jednogłośnie na wniosek jednego z radnych przyjęto zasadę, że jeżeli ktokolwiek zwróci się do radnego PO z propozycją łapówkarską, to ten radny od razu idzie z tym do prokuratury. Takie zasady obowiązują w Platformie Obywatelskiej. Przypominam również, że każda osoba publiczna, a taką jest radny, ma prawny obowiązek powiadomić prokuraturę, jeżeli wszedł w posiadanie wiadomości wskazujących na możliwość popełnienia przestępstwa.

- U nas już oskarżenie powoduje, że w społecznej świadomości ktoś jest winny - przekonuje Hanusz. - Teraz w PO, jeżeli Krzysztof zechce działać dalej, to wstanie jakiś pan i powie: No nie, ten pan nie może, bo przecież był oskarżony. Być może o to chodziło.

- To nie radny Nikitorowicz postawił zarzuty radnemu B.-J. tylko prokuratura - przypomina Nikitorowicz. - Wobec osób publicznych wymagane są wyższe standardy. To jest normalne, że jeśli ktoś ma prokuratorskie zarzuty, to do czasu wyjaśnienia sprawy powinien zawiesić swoją działalność polityczną. A tego co będzie później, ja nie będę rozstrzygał.

Radny, któremu prokuratura postawiła zarzut, czyli Krzysztof B.-J. konsekwentnie milczy. - Nie będę komentował całej sprawy do stosownego momentu - ucina.

Historia łatek pełna

Doniesienia o zamieszaniu wokół powstania kolejnej galerii w Białymstoku przeżywa również środowisko lokalnych przedsiębiorców. Lech Pilecki, prezes Podlaskiego Klubu Biznesu, pytany o ocenę tej sprawy, zaznacza, że zna ją tylko z przekazów medialnych. Ale już martwi się, że uderzy rykoszetem w wizerunek biznesmenów.

- To kolejna łatka, która może być przypięta wszystkim przedsiębiorcom - mówi Lech Pilecki. - Wszyscy lubią dowalać tym, którzy są bogatsi czy sprytniejsi. Zawiść ludzka jest straszna. To właśnie jest najgorsze. Ta historia zrobi źle nam wszystkim. Radny może okazać się niewinny, a ta sprawa może negatywnie w jakiś sposób rzutować na całe środowisko przedsiębiorców.

Na ostateczną decyzję prokuratury, czy sprawa zostanie skierowana do sądu i co on stwierdzi, czeka też Platforma Obywatelska.

- Jeżeli zarzut się potwierdzi, to nie widzimy innej możliwości, tylko automatyczne wykluczenie radnego z szeregów - mówi Tadeusz Arłukowicz, szef miejskich struktur PO.

A jeśli nie? Radny Nikitorowicz może spać spokojnie. - Nie będzie wobec niego żadnych konsekwencji - podkreśla Arłukowicz. - Jeżeli ktoś ma informacje, że w jego opinii mogło dojść do przestępstwa, ma wręcz obowiązek, żeby przekazać je odpowiednim służbom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny