Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Futbolowa hipokryzja Europy

Krzysztof Nyszkowski
Julia Tymoszenko
Julia Tymoszenko Premier.gov.ru
Nagle europejscy politycy przypomnieli sobie o prawach człowieka. Tyle że przez lata niewiele zrobili w sprawie sąsiada Ukrainy. Kraju, w którym wolność, godność, prawa polityczne łamane są na każdym kroku, o koloniach karnych nie wspominając.

Od początku nie podzielałem optymizmu, który zapanował po decyzji UEFA z kwietniu 2007 roku, że czeka nas futbolowe El Dorado. Po prostu nas na taką imprezy nie stać. Nie tylko pod względem finansowym, ale przede wszystkim sportowym. Piłkarsko na nią nie zasłużyliśmy.

Najpierw powinna być przeprowadzona defutbolizacja Polski, potem dziesięć lat karencji na odbudowę potencjału piłkarskiego, dopiero później kuszenie się o organizowanie imprezy sportowej najwyższej rangi. Być może wtedy i finansowano bylibyśmy już w stanie jej podołać.

Za miesiąc Polacy w myśl swojej starej maksymy "zastaw się, a postaw się" podejmą do spółki z Ukraińcami gościnie Europejczyków. Skoro już pieniądze wydano, stadiony pobudowano i u nas, i na Ukrainie, to turniej ma się odbyć w tych dwóch państwach. Albowiem EURO 2012 zakończy się sukcesem, jeśli odbędzie się w Polsce i na Ukrainie. Nie w Polsce, i w Niemczech czy Włoszech, ale w Polsce i na Ukrainie. Co prawda od dawna w niektórych krajach zachodnich przebierano nogami, by odebrać naszemu wschodniemu sąsiadowi imprezę, ale masowy bojkot z ostatnich dni jest nowym wymiarem w sankcjonowaniu filozofii podziału Europy na dwie części. I po raz kolejny w ustach jej piewców obnaża retorykę obrony praw człowieka.

Zresztą podobnie było przed olimpiadą w Pekinie 2008 roku. Wtedy napisałem, że nikt nie powinien wywierać presji na sportowców, jak mają się zachować na igrzyskach i czy tam w ogóle jechać. A już najmniej do tego uprawnieni byli politycy, korporacje i wielcy biznesmeni, którzy zrobili wiele, by Chiny stały się tym, czym się stały. Zresztą wielu z nich i tak zasiadło na olimpijskich trybunach.
Podobnie jest teraz w sprawie EURO. Nagle europejscy politycy przypomnieli sobie o prawach człowieka na kresach kontynentu. A dlaczego bojkotu nie było, gdy prezydent Francji deportował Romów. Żaden z unijnych rządów lub polityków nie demonstrował sprzeciwu wobec Nicolasa Sarkozego podczas szczytów unijnych.

Niewiele Europa zrobiła też w sprawie sąsiada Ukrainy, w którym godność i wszelkie prawa jednostki są łamane na każdym kroku, o kolonie karnych nie wspominając. Ale już owi obrońcy praw przyrodzonych i nabytych rozważają bojkot mistrzostw świata w hokeju, które za dwa lata mają być rozegrane na Białorusi. Alibi niemal doskonałe na dwudziestoletnią nieporadność. I maskujące łamanie danego przez siebie słowa o sankcjach, ostracyzmie, niezłomnej postawie.

- Są pewne reguły gry - tłumaczył w swoim czasie unijny dyplomata rozdźwięk między słowami a czynami. Zapewne te same, które pozwoliły Portugalii, gospodarzowi szczytu OBWE, wyłamać się już w grudniu 2002 roku z unijnego zakazu wpuszczenia do siebie Aleksandra Łukaszenki.

Bo w przypadku Białorusi z Zachodu w ostatniej dekadzie płynęły głosy, iż o wiele ważniejsze od wolności w tym kraju, jest jego niezależność. W skrajnym przypadku oznaczało to, że w dotychczasowym uzurpatorze Zachód jest skłonny widzieć liberatora. A sobie zgotować swoiste katharsis, które rozgrzeszałoby za ostatnie dwie dekady. Jak to się, bowiem stało, że na wschodzie Europy powstała taka wyrwa, jaką jest Białoruś? I dlaczego nie udało się z nią to, co tak zaowocowało w państwach nadbałtyckich, w Gruzji czy w pewnym sensie nawet z Serbią i Ukrainą w okresie pomarańczowej rewolucji. Samo zwalanie winy na bierność społeczeństwa białoruskiego nie wystarczy. A może, odwracając słowa Winstona Churchilla tak wielu zrobiło tak niewiele dla tak niewielu.

W ostatnich latach Zachód ową miękkość potwierdził wielokrotnie. Jej ostatnią kalką był sygnalizowany powrót ambasadorów krajów unijnych do Mińska. Dziś to Aleksander Łukaszenka wystawia rachunek za to ugłaskiwanie. Cena, którą płaci Europa, jest słona. A Łukaszenka, dziękując za ową legitymizację, dziś śmieje się jej w twarz.

Białoruś utracona cześć Europy. Białoruś utracona część Europy. To najlepszy przykład, że Europa zatraciła swój azymut w sprawie prawie praw człowieka. Nie odzyska go przez futbolowy bojkot Ukrainy.

Było bowiem wystarczająco dużo czasu od momentu skazania Julii Tymoszenko do dzisiaj, by znacznie odważniej zawalczyć o polepszenie jej losu w więzieniu. Tym bardziej, że Unia Europejska dysponuje znacznie bardziej skutecznymi narzędziami, by walczyć o prawa człowieka za swoją wschodnią granicą. Wystarczyłoby, by wstrzymała import gazu przesyłanego przez ukraińskie instalację. Jednak tego nie zrobi.

Nie z troski o swoich obywateli, a w imię dobrych stosunków z Kremlem. W przeciwnym razie, by być konsekwentnym w swej retoryce, już teraz musiałby ogłosić bojkot olimpiady zimowej w Soczi. Wszak i w Rosji z przestrzeganiem praw człowieka nie jest najlepiej (o demokracji nie wspominając, bo jej tam nie ma). Wystarczy przypomnieć casus Michaiła Chodorkowskiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny