W największe mrozy do powiatu lipnowskiego (woj. kujawsko-pomorskie) przyjechała telewizja. Ekipa sfilmowała nędzę Zbigniewa i Barbary Skorupków: lód w wiadrach i garnki przymarznięte do kuchenki. No i wójta, który się przejął i obiecał socjalne mieszkanie. Tyle że gdy wójt pojechał powiedzieć o tym Skorupkom, zastał chałupę zamkniętą na cztery spusty i psy spuszczone z łańcucha.
Zadzwonił więc wójt do Skorupkowej na komórkę. Basia nie potrafiła powiedzieć, gdzie dokładnie jest. Wyręczył ją ksiądz Marek, który odebrał kobiecie słuchawkę i wyjaśnił, że Fundacja Braci Brata Alberta sprawę Skorupków ostatecznie rozwiązała. W domu opieki będą mieli ciepło i dostatnio, i tak już do spokojnego końca życia.
Skurupkowie ubezwłasnowolnieni nie byli, więc wójt kazał tylko zaplombować mieszkanie i wrócił do urzędu. Kilka tygodni później Krystyna Długosz, siostra Baśki, odebrała telefon od księdza Marka: opiekę nad jej siostrą przejmie fundacja. - Powiedział, że Basia za mało dostała z podziału gospodarstwa, więc skierują sprawę do sądu.
Następnego dnia listonosz przywiózł list od fundacji Braci z poleceniem, aby 10 tysięcy (ostatnią ratę ze spłaty gospodarstwa) przesłać na konto w Radzyminie. Pod kwitem widniał niezgrabny podpis Barbary.
Na własnej skórze
- Była nas trójka rodzeństwa. Dorosły brat po śmierci taty czmychnął od razu do miasta. Baśka, kilka lat starsza ode mnie, była powolna umysłowo i chodziła do szkoły specjalnej. Matka zawsze chciała uciec z gospodarstwa. Miała mi za złe, że przeze mnie ojciec nie chciał sprzedać roli i wynieść się z wioski. Ojciec kiedyś spytał, gdzie bym chciała mieszkać, a ja mu powiedziałam, że na wsi, bo tu ptaki, powietrze, drzewa. No więc, gdy tata umarł, powiedziała, że to wszystko przeze mnie i posmakuję sobie na własnej skórze gospodarki.
Matka zawzięła się, że niczego nie tknie. A tu krowy muczą, czekają na udój. Krystyna wzięła więc Baśkę i zaczęły doić same. Miała wtedy dziesięć lat. Z czasem wszystkiego się nauczyły. Krystynie życie zaczęło się prostować. Szkołę skończyła z najwyższymi ocenami. A do tego trafił jej się wspaniały mąż. Pracowity i mądry. Przejęli gospodarstwo, dokupili trochę ziemi i maszyn.
Potem Baśka znikła. Okazało się, że pod kościołem poznała Zbyszka. Mężczyzna żył z rodzicami w domku na uboczu. Ksiądz dał im ślub. I jakoś im się wiodło. Do czasu, gdy żyli teściowie Baśki - całkiem porządnie, ale gdy zostali sami, dom zarósł brudem. Wtedy ktoś podsunął Baśce pomysł, żeby żądać od Krystyny pieniędzy za udział w gospodarce, bo w kwitach matka zapisała. Doszły do zgody, że Baśka dostanie 30 tys. w dwóch ratach.
- Baśka ma - pomimo pięćdziesiątki na karku - umysł dziecka - mówi siostra. - Wiedza się jej nie trzyma, ale sprytna jest. U mnie zawsze byłby dla niej kąt.
Klamka się zepsuła
Wczesnym rankiem wsiadamy w samochód. Krystyna chce spotkać się z siostrą. Działy Czarnowskie, gdzie jest ośrodek fundacji to nieduża wioska koło Radzymina. Skorupkowie witają nas przylepieni do okna na parterze. Dostali osobny pokoik z telewizorem i zdjęciem księdza Marka N. w towarzystwie biskupa. Obaj w liturgicznych szatach. Na korytarzach czysto i nowocześnie, tylko zapachy z kuchni mieszają się z wyziewem toalet.
Justyna, młoda blondynka przynosi drożdżówkę i kawę.
Skorupkowa: - Ja chcę do domu. Wiosna idzie. Przecież nas tu tylko na mrozy mieli wziąć.
- Nie chce pani tu zostać?
- Gdzie tam! Ale jak powiedziałam, że chcę do domu, to wyjęli klamkę z okna, żebyśmy nie uciekli w nocy. Bo tu nie wolno wychodzić bez opiekuna.
Justyna od razu znajduje wytłumaczenie. - No rzeczywiście, klamka się zepsuła. Ale zaraz przyniosę.
- Pani Basiu, podpisała pani pismo, że chce, aby pieniądze przelać na konto fundacji.
- Ja nic nie podpisywałam!
List. Barbara literuje z trudem: - "W... nawiązaniu... do... rozmowy...". No to rachunek za rozmowę przez komórkę. To podpisałam.
- Ale to nie rachunek!
- Nie!
Księdza Marka, prezesa fundacji nie ma. Wyjechał w ważnych sprawach do Niemiec. Jest młodziutki ksiądz Arek: - No jeśli państwo Skorupkowie chcę, mogą jechać do domu. Tylko musicie podpisać kwit, że ich bierzecie.
- Ale oni nie są ubezwłasnowolni.
- Taaaa - zastanawia się ksiądz Arek. - To nie trzeba.
Justyna na wieść o wyjeździe Skorupków wychodzi przed dom z komórką przy uchu. Zbyszek i Basia nie żegnają się z kimkolwiek. Pakują rzeczy do bagażnika.
- Dokumenty zabrali nam na początku. Mówili, że będą rentę załatwiać, ale jak nikt nie widział, to je wykradłam - śmieje się przekornie Barbara. - Ksiądz nie słuchał, kiedy mówiłam, że chcemy do domu. Mówił, że tu nam niczego nie zabraknie.
Szarpanie za uszy
Mogło być gorzej, bo ksiądz Marek z pacjentami potrafi się nie patyczkować. W 2006 roku sąd w Myszkowie skazał go na półtora roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata i zakazał prowadzenia działalności opiekuńczo-leczniczej na 3 lata. W należącym do Fundacji domu opieki w Białej Wielkiej opodal Lelowa dochodziło do bicia i poniżania, m.in. przetrzymywano podopiecznych wbrew ich woli w świetlicy, dwie stare kobiety ksiądz przywiązywał do krzeseł, a inne szarpał za uszy.
Z Kościołem katolickim Fundacja Braci św. Brata Alberta nie ma nic wspólnego. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, szef Fundacji Brata Alberta często odbiera telefony: - To jest coś w rodzaju podróbki. Nie mają też nic wspólnego ze zgromadzeniem albertynów.
Marek N. jest związany z Kościołem starokatolickim. Trzeba jednak dociekliwości, żeby się o tym dowiedzieć. Na stronie internetowej fundacji próżno szukać informacji na ten temat. Starokatolicyzm wyłonił się z Kościoła rzymskiego pod koniec XIX wieku. Kościół ma cztery parafie, ośmiu duchownych i jednego biskupa. Biskup Marek Kordzik jest głową polskich starokatolików od 2006 roku, kiedy to doprowadził do usunięcia z urzędu i ekskomunikowania swojego poprzednika Wojciecha K. Ten ostatni za udział w pedofilskiej siatce z Dworca Centralnego został skazany na 6 lat więzienia. Według biskupa Marek N. nie powinien tytułować się księdzem. - Jest subdiakonem Kościoła.
- Wyrok skazujący z 2006 roku za dręczenie pensjonariuszy, który ciąży na Marku N. nie przeszkadza w pełnieniu funkcji subdiakona?
- W ramach Rady Kościoła podjęliśmy taką uchwałę, że dajemy mu szansę.
Marek N. nie zgadza się z biskupem. Utrzymuje, że księdzem jest, bo został wyświęcony na diakona. Co do Długoszowej nie ma sobie nic do zarzucenia: - To prawda, że pani Krystynie powiedzieliśmy, że Skorupkowa dostała za mało majątku. No ale to podział miedzy rodziną i w takie sprawy się nie wtrącamy.
Ktoś nim kieruje
Jolanta Sikorska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dąbrówce (powiat wołomiński) o placówce fundacji w Działach wie niewiele: - Nie mamy uprawnień, żeby ją kontrolować. Są wpisani do rejestru podmiotów wykonujących działalność leczniczą pozaszpitalną. Warunki tam nie są złe w porównaniu do innych domów. Bardziej mnie męczą sprawy materialne: naciąganie starszych ludzi, bo robią to w sposób bezczelny.
- Znam go od dziecka - mówi o Marku N. - bo on z Działów pochodzi. Myślę, że jest kierowany przez kogoś, bo działa w cwany sposób.
Bezczelność subdiakona ma jednak swoje granice. W sądzie w Myszkowie toczą się przeciwko Markowi N. dwie sprawy karne - ponownie uruchomił nielegalny dom opieki w Białej Wielkiej. Gdy kontrolerom z urzędu wojewódzkiego udało się wejść do budynku - zastali dziewięcioro zmarzniętych na kość starszych ludzi.
Skorupkowie wrócili i zamieszkali w mieszkaniu od wójta. Koty zaplombowane we wnętrzu ich domu przeżyły. Znalazły sobie wodę i jedzenie. Bo jak się okazało, jedzenia Skorupkom nie brakowało. W lodówce było sporo mięsa. A w szopie pół tony węgla i pocięte drewno. Ale o tym słowem się przed dziennikarzami nie zająknęli.
Współpraca: Anna Szpręglewska
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?