Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Francuscy inżynierowie odkryli złoża rudy miedzi na Białostoczku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Widok przedmieść Białegostoku z 1915 roku.
Widok przedmieść Białegostoku z 1915 roku. Fot. ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Białostoczek, senne do tej pory przedmieście Białegostoku zelektryzowała niebywała wiadomość: Francuscy inżynierowie odkryli złoża rudy miedzi.

I będą budowali kolej żelazną. Było to w 1852 roku,

Niebawem pojawiła się jeszcze większa sensacja. Podczas badań geologicznych trafiono na złoże rudy miedzi.

Budową kolei zajęło się Towarzystwo Rosyjskich Dróg Żelaznych, które dysponowało francuskim kapitałem. Zanim jednak pierwszy pociąg na trasie warszawsko-petersburskiej przejechał przez Białostoczek, to najpierw trzeba było wytyczyć pas ziemi pod budowę torowiska.

Teren był podmokły, a dodatkową trudność stanowiła wijąca się w tej okolicy Białka. Budowę poprzedziły więc badania geologiczne, które prowadzili francuscy inżynierowie. Do wszelkich prac pomocniczych zatrudniona została miejscowa ludność.

Wśród tych pracowników znalazł się Wincenty Wojtulewski z Białostoczka. Pewnego dnia, gdy odwierty prowadzono na odcinku, gdzie planowano budowę mostu na Białce, ku zdumieniu wszystkich odkryto złoże rudy miedzi.

Francuscy geolodzy z miejsca się tym zainteresowali. Uważali, że warto byłoby rozpoznać i eksploatować to złoże. Zwrócili się nawet ponoć do rosyjskiego rządu, z prośbą o wydanie stosownej koncesji. Nic z tego nie wyszło, a mostów na trasie do Petersburga było co niemiara więc i o sprawie zapomniano.

Nie zapomniał o tym tylko Wincenty Wojtulewski i opowiadał w domu, jakie to skarby kryje białostoczańska ziemia. Słuchał tych opowieści syn Józef. Ale gdzie mu tam było zajmować się mrzonkami ojca. Robił karierę w samym Białymstoku. Pracował bowiem w prestiżowej, supernowoczesnej instytucji, którą był Kantor Pocztowo-Telegraficzny Pierwszej Klasy, czyli na poczcie przy ulicy Gimnazjalnej (Kościelnej). Był tam już pracownikiem VI kategorii.

Za to w domu opowieści dziadka z zapartym tchem słuchał syn Józefa, Antoni. Sam widział jak w 1917 roku, kolejni inżynierowie, tym razem niemieccy, robiąc geodezyjne pomiary Białki, też natrafili na zapomniane pokłady miedzianej rudy. Ale były to lata wojny. Armia nie miała czasu. Niemcom bardziej potrzebny był gotowy materiał, miedź lub mosiądz, z którego produkowano amunicję. Zamiast złóż na Białostoczku, mieli przecież gotowe "złoża" w białostockich kuchniach. Wydali więc specjalne rozporządzenie nakazujące mieszkańcom miasta oddać całą posiadaną miedź. Gdy zarządzenie nie przyniosło pożądanego skutku, to rozpoczęły się domowe rewizje i rekwizycje.

Główny front tej wojny przebiegał więc przez białostockie kuchnie i łazienki. Zaciekle walczono o rondle, patelnie, kotły, misy, samowary, a nawet i o platerowane sztućce. Gospodynie domowe zaczęły więc zakopywać w ogrodach owe strategiczne garnki. Twierdzono nawet, że dzięki ich sprytowi w pewnym sensie słabł potencjał zbrojeniowy Niemiec, a w konsekwencji tego ocalało niejedno żołnierskie życie.

Okupacja minęła, garnki zostały wykopane, a o rudzie na Białostoczku zapomniano. Ale pamiętał o niej, pomny dziadkowych opowieści, Antoni Wojtulewski. Mieszkał nadal na Białostoczku przy ulicy Kozłowej pod numerem 10. Był aktywnym członkiem Stowarzyszenia Mieszkańców Przedmieść. To zdeterminowało go, aby przygotować specjalny memoriał w tej miedzianej sprawie. Swoją opowieścią zaintrygował też cały zarząd Stowarzyszenia, który bezzwłocznie poparł starania Wojtulewskiego w sporządzeniu właściwego dokumentu.

W 1937 roku do kancelarii prezydenta Białegostoku Seweryna Nowakowskiego, wpłynął memoriał w sprawie odkrycia, przebadania i eksploatacji złóż rudy miedzi na Białostoczku. W odpowiedzi padły stosowne zapewnienia, że inicjatywa jest cenna, stwarza ogromne możliwości, a w rezultacie przyniesie miastu i jego mieszkańcom niewyobrażalny dobrobyt.

Zanim jednak co, to znów wybuchła wojna. Tym razem ani Sowieci, ani Niemcy nie bawili się w rekwirowanie garnków. Po wojnie nastały też nie najlepsze lata, tak, że o raporcie Wojtulewskiego i o całym miedzianym eldorado najzwyczajniej zapomniano.

A gdyby tak, już nie francuscy czy niemieccy inżynierowie, ale nasi polscy, białostoccy się tym zainteresowali, gdyby okazało się, że Wincenty Wojtulewski miał rację. Matko Boska, będziemy bogaczami!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny