Finał piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21 nie na białostockim stadionie miejskim

Za dwa lata Polska zorganizuje finał piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21. W odróżnieniu od rozgrywek seniorów sprzed trzech lat, tym razem championat ma być rozgrywany w mniejszych (poza stolicą) miastach. Nie jest bowiem tajemnicą, że w tej kategorii wiekowej UEFA preferuje rozgrywanie meczów na średnich obiektach. Dlatego przed wieloma miastami rysuje się okazja na dużej rangi wydarzenia sportowe. Ale nie tylko. Staną bowiem przed wielką szansą na promocję. Także dlatego, że po raz pierwszy w historii w turnieju w 2017 roku zagra aż dwanaście zespołów. Dlatego liczba miast-gospodarzy wzrośnie do sześciu. Oczywiście dla organizatorów oznacza to też spory wydatek. Trzeba będzie zbudować strefy kibica, przygotować bazy treningowe oraz dodatkową komunikację. Ale i tak gra jest warta świeczki.

Swoich aspiracji już wcześniej nie ukrywały Tychy czy Lublin. Ten ostatni w zeszłym roku doczekał się nowej areny na 15,5 tysiąca miejsc. Dopóki jednak UEFA nie przyznała Polsce prawa do organizacji turnieju było to przysłowiowe dzielenie skóry na niedźwiedziu. Z drugiej strony na lobbowanie nigdy nie jest za wcześnie, co najwyżej za późno. I dlatego Under 21 zostanie rozegrany w Warszawie, Lublinie, Kielcach i Tychach, Gdyni i Bydgoszczy (choć w tym ostatnim mieście nie ma okazałego stadionu piłkarskiego).

Sytuację białostockiego stadionu opisują także redaktorzy sportowi: EURO U-21 ominie Białystok. Na życzenie działaczy
Na pierwszy rzut oka dobór par odzwierciedla nie tylko piłkarską geografię. Mecze grupowe zostaną rozegrane zarówno w tych miastach, które mają drużyny w ekstraklasie, jak i w tych, w których rozgrywki są o szczebel niżej. Z tej perspektywy, choć na wschodzie to Białystok jest dziś lepszym ośrodkiem piłkarskim, dobór pary centrum-wschód (Warszawa- Lublin) wydaje się jasny. Tym bardziej że piłkarze zagrają na stadionach (poza tym warszawskiej Legii) o jedną trzecią mniejszych niż nasz przy ul. Słonecznej. Dla jego przeciwników będzie to kolejny dowód, że białostocki obiekt jest za duży. Ale w tym przypadku tylko o tyle, o ile większa od naszego jest warszawska Pepsi Arena. Inni w zestawieniu par dostrzegą zapewne to, czego brakuje Białemustokowi: lotniska. Z tego powodu w swoim czasie nie odbył się w Białymstoku mecz między młodzieżówkami Polski i Czarnogóry. Tak na dobrą sprawę jesteśmy skazani na grę z Litwinami i Białorusinami. Jednak to, co jest minusem przy jednorazowych meczach, w przypadku imprezy turniejowej schodzi na plan drugi.

Adam Popławski, szef spółki stadionowej zapewnia, że Białystok od samego początku starał się o bycie współgospodarzem. I będzie to robił nadal, bo według prezesa sprawa nie jest zamknięta. Choć nie ukrywa, że to karkołomne zadanie. Bo - mimo obecności we władzach PZPN prezesa Jagiellonii - inne regiony kraju, zwłaszcza za sprawą prężniejszych związków okręgowych, mają lepszą kartę przetargową. Na dodatek PZPN - w obawie przed wizją pustych trybun - premiuje mniejsze niż nasz stadiony. Jeśli się więc nie uda, to Białystok - zapewniają nas władze - zrobi wszystko, by przynajmniej towarzysko przed mistrzostwami zagrała u nas Polska reprezentacja.

Mimo wszystko będzie to występ na otarcie łez białostockich kibiców i stracona szansa na pokazanie światu nie tylko naszego stadionu.