Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fabryka Beckera: Każdy pracownik dostał wino. Ale strajk i tak wybuchł.

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
A oto butelka po winie, które miało zjednać  robotników Beckera.  Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
A oto butelka po winie, które miało zjednać robotników Beckera. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Karol Geyer, właściciel trzy czwarte akcji Beckera, chcąc zjednać załogę fabryki, podarował na święta każdemu pracownikowi butelkę wina. Myślał, że tym tanim winnym chwytem obudzi tak oczekiwaną lojalność robotników. Oni tymczasem wino wypili, po czym zainicjowali falę strajków, żądając wyższych zarobków.

O fabryce Eugeniusza Beckera napisano już wiele. Jej historia jest znana, ale jak mawiał Pan Jowialski: Znacie? To posłuchajcie.

Był upalny lipiec 1915 roku. Rosjanie w popłochu przygotowywali się do opuszczenia Białegostoku. Henryk Mościcki pisał, że "niemal codziennie widać było łuny pożarów, unoszące się nad obiektami fabrycznymi oraz słychać było huk wysadzanych w powietrze kotłów i urządzeń. Rosjanie nie chcieli pozostawiać nadchodzącym Niemcom fabryk, toteż jakby w przewidywaniu, że tu nie wrócą, zapamiętale sieli pożogi i zgliszcza". Dla utrzymania pozorów, że wszystko odbywa się urzędowo powołali Komisję Rekwizycyjną i Szacunkową. Na jej czele stanął inżynier Kazimierz Goławski. Komitet wystawiał właścicielom niszczonych zakładów przemysłowych nic nie znaczące pokwitowania.

Pod koniec lipca Rosjanie powołali Komitet Wojenno-Przemysłowy. Jego komisarzami mianowali ponownie Goławskiego, a ponadto znanego w mieście lekarza Aleksandra Rajgrodzkiego i przemysłowca Oswalda Tryllinga. Zadaniem tego komitetu było zorganizowanie ewakuacji w głąb Rosji pozostałych fabryk. I właśnie wówczas wydarzyła się ta niezwykła historia związana z fabryką Beckera. Cały Białystok pakował się. Nowikowie i Tryllingowie jechali z całymi fabrykami do Moskwy. Moes z Choroszczy ekspediowany był do Witebska, a Becker, no właśnie.

Dyrektorem fabryki w tych latach był Franciszek Klejnow. Mieszkał w służbowym domu Towarzystwa przy ul. Brzeskiej (Mickiewicza). Był znaną w mieście osobistością. Trudno się dziwić, wszak fabryka którą kierował była wizytówką Białegostoku. Klejnowa spotkać można było w każdą niedzielę w zborze św. Jana (obecny kościół św. Wojciecha). Był bowiem członkiem rady parafialnej. Funkcja ta nobilitowała go w środowisku białostockich Niemców.

Miejscowe sfery finansowe zabiegały też o to, aby dyrektor Klejnow zasiadał we władzach różnych instytucji bankowych. On sam też był tym zainteresowany, bo pozwalało mu to przecież uzyskać łatwy dostęp do kredytu. W miesiącach poprzedzających ewakuację Rosjan, po mieście rozeszły się pogłoski, że Klejnow jest niemieckim agentem. Ponoć zainteresował się nim rosyjski wywiad. Chcąc uniknąć nieuchronnego aresztowania zniknął więc z miasta na początku lipca 1915 r. Tymczasem w fabryce na Prudskiej (Świętojańskiej) do skrzyń ładowano majątek. Codziennie na dworzec jechały pełne ładunku zaprzęgi.

Gdy wagony przeznaczone dla Beckera były już kompletne, transport ruszył. O tym, co jest w skrzyniach wiedzieli jedynie Klejnow i jego wtajemniczeni pracownicy oraz Kazimierz Goławski. Nieświadomi niczego Rosjanie wywieźli z fabryki gotowy produkt, bele materiału. Dla niepoznaki skrzynie obciążono bezużytecznym złomem. Fortel był podwójny. W Rosji natychmiast sprzedano z zyskiem, tak tam potrzebne tkaniny. Z drugiej zaś strony, gdy do Białegostoku, 13 sierpnia 1915 roku, wkroczyli Niemcy, to Klejnow uruchomił natychmiast fabrykę, wyprzedzając całą konkurencję.

Po wojnie dyrektorem fabryki był Hubert Wille, wcześniej pełniący funkcję głównego inżyniera. Mieszkał w malowniczej willi przy ulicy Parkowej, w tej samej, w której obecnie mieści się klinika położnicza. Fabryka w tych latach była największym zakładem przemysłowym. W 1921 r. z inicjatywy jej zarządu w mieście powstał Związek Białostockiego Wielkiego Przemysłu. Był to, krótko ujmując, monopol w którego skład weszło 9 największych miejscowych fabryk. Celem założycieli miało być zapewnienie zamówień i zbytu na kruchym światowym rynku.

Od 1924 r. fabryka zaczęła grzęznąć w kryzysie. Na białostockim rynku dominowali Trylling, Cytron, Markus i inni. W 1926 r. dyrektorem zakładu został Karol Geyer. Pochodził "z tych" Geyerów, łódzkich potentatów włókienniczych. Wszyscy liczyli, że potrafi on postawić na nogi fabrykę. Niestety, nadeszły kolejne kryzysy. Akcjonariusze w panice zaczęli za bezcen sprzedawać udziały, a Geyer zaczął je skwapliwie kupować. W 1930 r. był już właścicielem Beckera, miał 75 proc. akcji. Oczywiście utrzymał dawną nazwę, wiedział przecież, że to dobrze znana marka. Chcąc zjednać sobie załogę fabryki, postanowił na nadchodzące święta dać każdemu pracownikowi w prezencie butelkę wina. Mógł sobie pozwolić na taki gest. Sto kilkadziesiąt butelek taniego wina, to nie był dla niego wielki wydatek. Zamówił więc w znanym łódzkim zakładzie graficznym Ż. Manitiusa druk etykiet. Kolorową winietę z wyfiokowaną damą ozdobioną imponującą koafiurą okalał napis "Towarzystwo Białostockiej Manufaktury Eugenjusz Becker i Ska. Spółka Akcyjna Białystok. Myślał Geyer z pewnością, że obudzi tym tanim, winnym chwytem tak oczekiwaną od pracowników lojalność. Oni tymczasem, niewdzięczni, wino owszem wypili, po czym zainicjowali falę strajków, żądając wyższych zarobków.

W lutym 1937 r. właśnie u Beckera vel Geyera wybuchł najdłuższy, bo trwający aż pół roku strajk. Obie strony mogły się czuć nabite w butelkę.

Żądasz wyższej płacy? Sprawdzaj nowe oferty pracy na Regiopraca.pl

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny