Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Bończak-Kucharczyk była wiceprezydentem Białegostoku

Janka Werpachowska
Zdjęcie z czasów, kiedy Ewa Bończak-Kucharczyk była wiceprezydentem miasta Białegostoku.
Zdjęcie z czasów, kiedy Ewa Bończak-Kucharczyk była wiceprezydentem miasta Białegostoku.
Ewa Bończak-Kucharczyk była wiceprezydentem Białegostoku w pierwszej niekomunistycznej kadencji w latach 1990-1994. Później pracowała w rządzie Jerzego Buzka. Dzisiaj, chociaż na emeryturze, nadal jest bardzo aktywna zawodowo.

Kiedy w 1990 roku Ewa Bończak-Kucharczyk została wiceprezydentem Białegostoku, wielu jej znajomym trudno było sobie wyobrazić ją w tej roli. Nie ze względu na brak kompetencji - co do tego, że ma ogromną wiedzę na temat samorządu nikt raczej nie miał wątpliwości. Ale mało kto wierzył, że Ewa, osoba znana z tego, że ceni sobie wolność i niezależność, odnajdzie się w urzędzie. Że zrezygnuje ze swoich wielotygodniowych urlopów, spędzanych w Indiach, Nepalu, Tybecie, Chinach. Bo przez kilka ostatnich lat przed pamiętnym 1989 rokiem, który odmienił losy Polski, Ewa Bończak-Kucharczyk potrafiła tak sobie zorganizować życie, żeby ciężko pracując w kompletnie nienormowanym czasie pracy, na umowy, o których dzisiaj pogardliwie mówimy "śmieciowe" - czyli na umowy o dzieło - zarobić i na codzienne życie, i na egzotyczne podróże, które były jej pasją.

Powiedziałam A, trzeba powiedzieć B

Z wykształcenia architekt krajobrazu, w latach 80. ubiegłego wieku pracowała w białostockich Pracowniach Konserwacji Zabytków. Łowiczanka, pracując w Białymstoku, doskonale poznała miasto i region, który zjeździła podążając tropem nieistniejących w większości szlacheckich dworków, po których nieraz pozostały jedynie ślady w postaci dawnych nasadzeń ogrodowych. Laik nie zauważy w śródleśnej polanie nic nadzwyczajnego, bo nie będzie umiał rozpoznać, że wśród porastających ją krzewów znajdują się rzadkie, egzotyczne gatunki. Architekt krajobrazu, wyposażony w stare mapy i plany, na podstawie oględzin takiego miejsca będzie umiał odtworzyć dawny wygląd parku dworskiego. Ewidencją takich obiektów zajmowała się Ewa Bończak-Kucharczyk na zlecenie białostockiego konserwatora zabytków.

Jednocześnie - a wciąż jesteśmy w latach 80. - aktywnie udzielała się w ruchu opozycyjnym. W stanie wojennym zajmowała się organizowaniem pomocy dla ukrywających się działaczy opozycji. Wchodziła w skład konspiracyjnej, kilkuosobowej Tymczasowej Komisji Wykonawczej NSZZ "Solidarność" Regionu Białystok. Po latach swoją zgodę na objęcie stanowiska wiceprezydenta Białegostoku uzasadnia tym zaangażowaniem się w działalność opozycyjną.

- Kiedy się powiedziało A, trzeba też było powiedzieć B. Jeżeli materializuje się to, o co przez lata walczyliśmy, to jakby to wyglądało, gdybym stała z boku jako bierny obserwator dziejących się wydarzeń - mówi Ewa Bończak-Kucharczyk.

Bez wahania weszła jako jeden z dwojga wiceprezydentów w skład pierwszego niekomunistycznego zarządu miasta Białegostoku z prezydentem Lechem Rutkowskim na czele.

- Wtedy samorząd miał węższy zakres zadań - wspomina Ewa Bończak-Kucharczyk. - To były początki przekształceń gospodarczych i politycznych, dużo spraw, jakimi zajmują się dziś samorządy, pozostawało jeszcze w gestii państwa. Ale za to była to kadencja, w której ogromne prace i reformy wykonywano po raz pierwszy i czasem jedyny. W kolejnych kadencjach już tylko korzystano z efektów tych prac.

Cztery lata harówki

Chociaż zarząd miasta miał mniej obowiązków niż dzisiaj, to kiedy się patrzy na listę spraw, jakimi zajmowała się pani wiceprezydent, można się poważnie zastanawiać, czy jej doba rzeczywiście liczyła sobie 24 godziny.

- Budżet miasta, finanse, przekształcenia przedsiębiorstw, nieruchomości miejskie, budownictwo mieszkaniowe, urbanistyka, współpraca gospodarcza z zagranicą, inwestycje w mieście, strategia rozwoju miasta - wylicza Ewa Bończak-Kucharczyk swoje obowiązki.

Czteroletnią kadencję może uznać za udaną. Czasy były niełatwe, wszyscy musieli zmierzyć się z mechanizmami znanymi tylko z teorii. Nie było kursów, szkoleń. I brakowało pieniędzy. A jednak dużo udało się zrobić.

- Białemustokowi groził autentycznie uwiąd gospodarczy i stale narastające bezrobocie - wspomina była wiceprezydent. - Nie dopuściliśmy do tego. Miasto przeżywało wyraźny rozwój. Dużo się inwestowało. Osiągnęliśmy piąte miejsce w rankingu dużych polskich miast inwestujących. Udało się ograniczyć bezrobocie. Mnie szczególnie cieszył wprowadzony wtedy w życie program rozwoju budownictwa mieszkaniowego. W końcu jego realizacji w skali roku powstawało nawet siedem mieszkań na tysiąc mieszkańców. To był ewenement w skali kraju. I trzeba mieć świadomość, że to wszystko osiągnęliśmy bez pieniędzy unijnych, kosztem wielu wyrzeczeń.

Białostoczanie zapamiętali Ewę Bończak-Kucharczyk jako osobę, która prowadziła negocjacje ze strajkującymi pracownikami Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, a podczas strajku opracowywała wraz z Andrzejem Meyerem (obecnym zastępą prezydenta Białegostoku) i wdrażała reformę komunikacji miejskiej. Mieszkańcy przeżywali horror. Ale opłaciło się. Po przekształceniu MPK w dwie odrębne spółki i dopuszczeniu przewoźników prywatnych jakość usług komunikacyjnych wzrosła niebywale, a wydatki na nie zmalały.

Z samorządu do rządu

Po czterech latach skończyła się kadencja pierwszej niekomunistycznej ekipy zarządzającej Białymstokiem. Ewa Bończak-Kucharczyk zajęła się biznesem kierując Zakładem Hurtu spółki Agros Market, później pracowała w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.

- Przygoda z biznesem trwała około pół roku - wspomina. - Natomiast Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych wymagała ode mnie bardzo częstych wyjazdów do Warszawy i innych miast. W zasadzie to już wtedy większość czasu spędzałam poza Białymstokiem.

Można powiedzieć, że dla rodziny to był poligon doświadczalny przed totalną rewolucją życiową, kiedy to Ewa Bończak-Kucharczyk w 1998 roku objęła stanowisko wiceprezesa Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast w rządzie Jerzego Buzka.

- De facto to było stanowisko stanowiące odpowiednik posekretarza stanu w ministerstwach, tylko nazewnictwo było inne - podkreśla pani Ewa. - Urząd został utworzony na bazie zlikwidowanego wcześniej Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa. Podlegał wtedy bezpośrednio premierowi i pracował tak samo jak zlikwidowane ministerstwo.

Ewa Bończak-Kucharczyk zajmowała się polityką mieszkaniową państwa i średniookresową strategią dotyczącą nieruchomości, gopodarki przestrzennej i mieszkaniowej oraz pracami legislacyjnymi nad ustawami dotyczącymi spraw mieszkaniowych, finansoania mieszkalnictwa i budownictwa mieszkaniowego, a czasmi także gospodarki przestrzennej i gospodarki nieruchomościami. Doświadczenie z pracy w samorządzie białostockim okazało się tu bardzo cenne.

- Znałam problemy tzw. mieszkaniówki od samych podstaw - wspomina. - Można powiedzieć, że byłam praktykiem. I wiedziałam, jak te problemy rozwiązywać, bo naprawdę na tym polu Białystok odniósł spektakularny sukces na początku lat 90.

Pracowała w Warszawie, ale dom wciąż miała w Białymstoku. Na weekendy przyjeżdżała do rodziny. Myślała, że takie życie jest możliwe.

- Ale w rezultacie to wyglądało tak, że przyjeżdżałam na weekend do domu, włączałam komputer i spędzałam przed nim prawie cały czas, bo zawsze były jakieś niedokończone sprawy, jakieś problemy niecierpiące zwłoki - opowiada. - A w niedzielę wieczorem wyłączałam komputer, wsiadałam do samochodu i wracałam do Warszawy.

Z czasem coraz rzadziej udawało się spędzać weekendy w Białymstoku. Pod koniec kadencji kupiła dom pod Warszawą. Więzi z Białymstokiem stawały się coraz luźniejsze.

W 2002 roku Unia Wolności, której wcześniej szefową w Białymstoku była Ewa Bończak-Kucharczyk, wystawiła ją w wyborach na prezydenta Białegostoku. - Sprawą oczywistą było, że każde liczące się ugrupowanie polityczne wystawia kandydata, jednak wtedy ktokolwiek by startował w Białymstoku pod szyldem Unii Wolności, nie miałby żadnych szans.

Dlatego słabego wyniku w tamtych wyborach nie odebrała jako osobistej porażki. Tym bardziej że po odejściu w 2001 roku z Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast prowadziła bardzo aktywną działalność zawodową, która dawała jej dużo satysfakcji.

Konsultacje bez granic

Założyła z kolegą firmę konsultingową, z której usług korzystały samorządy na całym świecie i która w różnych krajach realizowała różne programy tzw. pomocowe.

- Na przykład opracowaliśmy strategię rozwoju Belgradu - opowiada. - Zajmowaliśmy się też wdrażaniem różnych amerykańskich pomysłów na demokrację i samorząd w objętym wojną Iraku. Pracowaliśmy nad strategią rozwoju i samym rozwojem Obwodu Lwowskiego. Ale też opracowywaliśmy strategie rozwoju dla różnych miast polskich, pomagaliśmy wdrażać reformy samorządowe i gospodarki nieruchomościami w rozmaitych miejscach świata.

Taka praca wiązała się z koniecznością bywania w wielu krajach.

- Ja nie pisałam się na siedzenie w jednym miejscu bardzo długo - mówi Ewa Bończak-Kucharczyk. - Tak organizowałam sobie pracę, żeby po kilku dniach wracać do Polski, a resztę spraw prowadzić na odległość. Skończyłam z tym zajęciem, kiedy zaczęłam odczuwać wstręt na widok szczoteczki do zębów. Bo szczoteczka do zębów najbardziej mi się kojarzyła z pakowaniem przed kolejnym wyjazdem.
Wybrała bardziej stacjonarny sposób na zarabianie pieniędzy - założyła portal internetowy, poświęcony zagadnieniom mieszkalnictwa, nieruchomości, gospodarki miejskiej. Była to w zasadzie firma informacyjna, doradcza, wydawnicza, szkoleniowa, ogłoszeniowa. Półtora roku temu zrezygnowała z prowadzenia portalu.

- Mój mąż miał bardzo poważny wypadek samochodowy - opowiada. - Na wiele miesięcy całą moją uwagę i czas pochłonęła walka: najpierw o jego życie, potem o to, aby nie został kaleką. Wbrew początkowym przewidywaniom lekarzy udało się go w końcu doprowadzić do stanu prawie normalnego funkcjonowania.

To wtedy pani Ewa przeszła na emeryturę. Co nie oznacza, że zarzuciła działalność zawodową.
- Nareszcie robię to, co zawsze lubiłam najbardziej - piszę książki, ekspertyzy, opinie i wykonuję różne prace doradcze, ale już tylko takie, którymi mam ochotę się zająć.

Jej książki to fachowa literatura adresowana do prawników i osób zawodowo zajmujących się zagadnieniami mieszkalnictwa, nieruchomości, rozwoju lokalnego.

- Ciągle piszę, bo przepisy wciąż się zmieniają, kolejne wydania trzeba aktualizować.

Babcia wyemancypowana

Z Białymstokiem nic już nie wiąże pani Ewy - oprócz grona starych znajomych i przyjaciół oraz spraw zawodowych. - Kilka dni temu miałam szkolenie dla urzędników samorządowych w Białymstoku - mówi.

Lubi swój podwarszawski dom. Znów ma psa, kundelka, ale nie ze schroniska.

- Pucek to pies wyłowiony z Narwi z kamieniem u szyi przez innego psa - opowiada. - Ktoś chciał w ten okrutny sposób pozbyć się psiaka. Jest z nami już kilka lat.

W Warszawie mieszkają dorosłe dzieci pani Ewy. Ma dwóch wnuków - pięciolatka i brzdąca półtorarocznego.

- W rolę babci niańczącej wnuki nie dałam się obuć - śmieje się. - Zresztą mój syn zna mnie dobrze i wie, że takie próby by się nie powiodły, choćby z względu na moje liczne zajęcia zawodowe. Oczywiście, bardzo kocham wnuki, lubię, kiedy mnie odwiedzają, nawet trochę rozpieszczam - ale bez przesady.
Trochę podróżuje. Ale to już nie są takie wyprawy jak kiedyś, w latach 80. - Kiedy pracowałam jako wiceprezydent, a potem w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, to już urlop dwutygodniowy wydawał się fanaberią nie z tej ziemi. Tak samo praca w firmie konsultingowej i prowadzenie doradztwa i szkoleń nie pozwalały nigdy na dłuższe wyjazdy dla przyjemności. Ale niedawno odwiedziłam Cejlon, Meksyk. A teraz wybieram się do Maroka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny