Panie doktorze, na co dzień przebywa pan z ludźmi ciężko chorymi, wręcz u krańca życia. Często wierzą, że jeszcze będzie dobrze?
Paweł Grabowski, specjalista medycyny paliatywnej z Hospicjum w Nowej Woli: Jeżdżenie po podlaskich wioskach nauczyło mnie rozróżniać wykształcenie od prawdziwej mądrości. Tutaj ludzie ją mają. Widzą, że zbliża się koniec, że są coraz słabsi. Oni naprawdę mają w sobie dużo mądrości.
Ta mądrość przychodzi wraz z cierpieniem?
Pewnie tak. Bo niekoniecznie umiera u nas 80- czy 90-latek. Czasem jest to osoba w wieku trzydziestu paru lat. I jest mądra mądrością starca.
O czym ci ludzie chcą rozmawiać?
Naszą główną rolą jest sprostać różnego rodzaju dolegliwościom. Rozmawiamy więc o bólu, pytamy, jak zaskutkowało leczenie... Ale dzisiaj byłem u pacjentki, która opowiadała mi, jak się poznała ze swoim mężem, o tym, jak on przyjeżdżał na rowerze do wsi, o tym, że był taki śliczny, o tym, że mimo to decyzję o ślubie podjęli i tak rodzice. Opowiadaliśmy sobie, czym się różni taka prawdziwa miłość i wierność od zakochania. On ma ponad dziewięćdziesiąt, ona osiemdziesiąt parę lat. U kogoś innego rozmawiamy o dzieciach, wnukach. Są tematy sięgające gdzieś w przeszłość. Są też takie zahaczające o teraźniejszość, ale też o przyszłości, ludzie pytają, jak będzie wyglądać śmierć, czy będą cierpieć. Naszą rolą jest wsparcie, uspokojenie. I oni wiedzą, że mogą na to liczyć.
Bo lekarz opieki paliatywnej nie może tylko zająć się ciałem...
Nikt nie składa się tylko z ciała. Rozmawiamy więc też o życiu wiecznym, o winie, przebaczeniu, grzechu, ale też o problemach psychicznych.
Czy często zdarza się, że ktoś mówi, że nie ma już siły, by żyć, że chciałby umrzeć?
Często słyszymy te słowa w codziennym życiu: ja się zabiję, ja nie chcę żyć. Przy czym jest to tylko „takie gadanie”. Odróżnić „takie gadanie” od prawdziwej deklaracji jest dość trudno. Ale w moim życiu zdarzyło się to dwa razy: raz wiele, wiele lat temu, kiedy jeszcze jeździłem w hospicjum domowym w Warszawie. Ta osoba rzeczywiście nie chciała już żyć. Ale w momencie, gdy okazało się, że jest pod dobrą opieką, że przestało boleć, że może na nas liczyć, że kochają ją osoby z jej własnego otoczenia, to to pytanie już nigdy nie wróciło. Wystarczyło dać troskę, dać opiekę. Drugi raz spotkałem się z takim hasłem kilka tygodni temu: młody człowiek, mundurowy, powiedział, że gdyby wiedział, że tak to będzie wyglądać, to zanim oddałby mundur i pistolet, jedną kulkę wsadziłby sobie w głowę. Po czym po kilku naszych wizytach już nie wraca do tego tematu. Planuje sobie przyszłość, planuje sobie najbliższe dni, cieszy go każdy najmniejszy sukces. Moi koledzy z hospicjum mówią, że nigdy im się nie zdarzyło, że ich pacjent chciałby umrzeć. Wydaje się, że tam, gdzie osoba jest otoczona troską, miłością i zaspokajane są jej podstawowe potrzeby - to taka osoba chce żyć.
A jeśli ktoś naprawdę chce już skończyć życie. Powinniśmy mu dać taką możliwość? W niektórych krajach eutanazja jest już legalna. Ostatnio w Holandii rozpoczęła się dyskusja o legalizacji tzw. pigułki ostatniej woli...
Dla mnie jest to absolutnie droga na skróty, na którą cywilizowany kraj nie powinien się zgadzać. Ludzie mają instynkt samozachowawczy i chcą żyć. Jeżeli człowiek krzyczy o śmierć, to znaczy, że ktoś zawiódł, że ktoś nie potrafi mu pomóc. Bo nawet w przypadkach, że rzeczywiście jest taki ból nie do opanowania, mamy do dyspozycji sedację paliatywną, czyli wprowadzamy pacjenta w sen farmakologiczny. Być może ta tabletka ostatniej woli jest rzeczywiście tańsza niż angażowanie lekarzy, pielęgniarek. Ale zabieramy nią coś pięknego: nam - możliwość kontaktu z tymi ludźmi, im - możliwość godnego dożycia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?