Fotografia została wykonana w 1945 roku. A są na niej uczniowie, którzy maturę zdawali trzy lata później. W pierwszym rzędzie siedzą profesorowie: Grzegorz Onacik, ks. Mieczysław Lewszyk, Wanda Etkun, Witold Żur oraz Stefan Tkaczuk
Do napisania którego otrzymałem 45 ściąg pisemnych i telefonicznych, w tym 33 szczególnie cenne - tak napisał we wstępie do książki o łapskim ogólniaku i swojej młodości inż. Eugeniusz Kosicki.
Napisał tę książkę całkiem zwyczajnie, bo z serca. Tak, jakby to wszystko zdarzyło się wczoraj. Gdzie kiedyś chodziło się na wagary, a gdzie była aleja westchnień i wzotów? Starsi może pamiętają. Opisał muzykowanie na mandolinach, gitarach, albo szachy przy Fabrycznej. I profesorów, zawsze pisanych przez duże P. Są na stronach tej książki szkolne, sztubackie dowcipy, których może dziś nikt nie zrozumie, bo to były inne czasy. I woźny Piątkowski, czyli postać numer 2 w ówczesnym łapskim gimnazjum. Opowieści o chórze, biwakach, harcerstwie. W tej książce jest wszystko, co pamięć zatrzymała z lat najwspanialszych, bo młodzieńczych. Tych Eugeniusza Kosickiego. A może to nie tylko są jego wspomnienia?
Chęć do pisania
Przeżywał tę swoją szkołę i kochał, zanim do niej trafił. Starsi mieszkańcy Łap zapewne wiedzą, że przecież Kosiccy niegdyś mieszkali po drugiej stronie ówczesnej ulicy Pierackiego, prawie naprzeciwko starego ogólniaka. A ojciec Eugeniusza przed 1939 rokiem nawet zbierał pieniądze na tę szkołę. Tuż po wojnie przepisał całą encyklopedię. I to ręcznie, aby synowie mieli lepszy dostęp do wiedzy. - Trochę ojcu pomagałem w tym przepisywaniu - mówi pan Eugeniusz. - Smykałkę do pisarstwa miałem już od dawna, lecz były to teksty wyłącznie techniczne, dotyczące budownictwa. Pisywałem też do "Życia Białostockiego". Swoją pierwszą książeczkę napisałem jeszcze w wojsku. Może jest też w tym zasługa moich wspaniałych polonistek - pań: Anusewicz, Tkaczuk i Dwora-kowskiej?
Tęsknota za przyjaciółmi
Koleżanki, koledzy z dawnych lat. Tylu ich było. Jednak Eugeniusz Kosicki najmilej wspomina przyjaźń z Tadkiem Marciniakiem, który był chłopakiem sympatycznym i dowcipnym. Przyjaźnił się długo z Heńkiem Gierałtowskim i Tadkiem Roszkowskim, tym z Goździków.
- Tadek występował w szkolnym chórze - mówi pan Eugeniusz - Miał śpiewać pieśń "A jeżeli padnę od kuli"... I nie zaśpiewał, bo go wzięło UB. Śpiewałem za niego. Młodzież z ulicy Długiej stanowiła zgraną paczkę. Były w niej też siostry Bagińskie, ich brat Józek, a także Heniek Rodowicz i Leon Łapiński. A dziewczęta? Ileż ich kiedyś było do podkochiwania się - wspomina pan Eugeniusz. - Halinka Kostro z gminy Piekuty, Krysia Pierzchałówna... - U niej nie miałem żadnych szans. Byłem chyba dziesiąty w kolejce do jej serca - dodaje z uśmiechem pan Eugeniusz. - A ożeniłem się z Halinką Kamińską, też absolwentką naszego ogólniaka,
Jego Łapy
Łapy młodości Eugeniusza Kosickiego, to malutka mieścina, a jaka wspaniała. I to nic, że ulicami chodziło się boso, brodząc w błocie i kałużach. Od Pierackiego, aż do Polnej wszystkie ulice były piaszczyste, jesienią pełne błota. Binduga należała w tamtych czasach do młodzieży: od wiosny aż do jesieni. W niepogodę pływano łódkami pychówkami do Bokin lub nawet Strabli. W dni słoneczne kajakami, całą gromadą, nieraz z dziewczętami.
- Najpopularniejszą zabawą była gra w "czarnego luda". Może już nikt jej nie pamięta - zastanawia się pan Eugeniusz. - Bawiliśmy się nad kanałkiem. A było to tak: jeden z nas stał nad brzegiem rzeki i głośno pytał - Boicie się czarnego luda? Na te słowa gromadka, stojąca po drugiej stronie skakała do wody. Kogo w wodzie złapał, tego brał w niewolę.
Ówczesna młodzież znała wiele innych zabaw. Grano w piłkę nożną i palanta. Potańcówki były najczęściej w tzw. stodole, czyli dużym, drewnianym domu naprzeciwko gimnazjum. Tam w czasie wojny była niemiecka stołówka. Potem przez kilka lat nikt nie mieszkał. Miejsce więc było dobre.
- Ech, wspaniałe to były czasy - wzdycha pan inżynier. - Może więc będzie kolejna książka?
Gdy wraca do Łap
Widzę moje Łapy z odległości stolicy - mówi pan Eugeniusz. - No i częstych wizyt u rodziny. Miasto nabrało elegancji. Jest ładny skwer przed dworcem, bez szpetnego Nowotki. Pięknie prezentuje się pomnik ku czci Nilskiego Łapińskiego. Miasto rozbudowało się. Wszędzie widzę zmiany. I dodaje: - Tylko przy moim domu rodzinnym i starym ogólniaku czas jakby się zatrzymał. I czuję się tam jak za dawnych, młodzieńczych lat. Tak samo wyglądają Łapy Osse i Wygwizdowo, ze swoimi kolejarskimi domami. Chciałbym - mówi po chwili zastanowienia - aby mieszkańcy Łap przypomnieli sobie o ważnej pamiątce z przeszłości. Jest taki obelisk poświęcony dzieciom, które zginęły w latach wojny. Stoi tuż przy torach. Warto tam jakiś drogowskaz postawić, aby ludzie wiedzieli. Albo choć raz w roku zorganizować ognisko dla dzieci. Tych dzisiejszych, żyjących w lepszych czasach. I aby o tym miejscu nie tylko młodzi pamiętali...
PS. Książkę Eugeniusza Kosickiego można kupić w sekretariacie I LO w Łapach. 1 marca br., o godzinie 15 odbędzie się w budynku liceum spotkanie z autorem, zaś 2 marca Eugeniusz Kosicki spotka się w Domu Kultury w Łapach z absolwentami łapskiego gimnazjum oraz mieszkańcami miasta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?