Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eugenisz Czykwin i SB - Pozyskanie bez pozyskania?

Arkadiusz Panasiuk [email protected] tel. 085 682 23 95
Eugeniusz Czykwin od 1977 r. był pod lupą białostockiej SB. Tzw. zabezpieczanie figuranta trwające aż 6 lat polegało na inwigilacji przez funkcjonariuszy oraz tajnych współpracowników. Dopiero w listopadzie 1983 r. podjęto próbę werbunku.

Wynagradzany w formie kwiatów

W notatce służbowej z dnia 12.11.1983 r. z klauzulą "Tajne spec [jalnego] znaczenia" inspektor wydziału IV SB por. A. Dzienisiuk raportuje: "Dnia 04-11-83 r. wraz z z-cą Naczelnika Wydziału IV Mjr mgr Zielonką (Wydział SB zajmujący się "ochroną" Kościołów oraz osób z nimi związanych. Czykwin był już wówczas wpływowym aktywistą cerkiewnym. Obecność drugiego, wysokiego rangą funkcjonariusza świadczy o tym, że werbunkowi poświęcono szczególną uwagę - dop. Arka) odbyłem rozmowę z E.Cz., której celem było pozyskanie go do współpracy z SB w charakterze tw. (…) Na spotkaniu tym E.Cz. zachowywał się swobodnie i wyrażał życzliwy stosunek wobec pracowników SB i zrozumienie dla pracy, jaką wykonuje Służba Bezpieczeństwa. Na sugestię w sprawie konieczności zachowania w tajemnicy naszych kontaktów i treści prowadzonych rozmów przed osobami trzecimi oświadczył, iż sprawę tę traktuje bardzo poważnie i można liczyć na jego dyskrecję z jednym zastrzeżeniem. Mianowicie powiedział, że jeżeli biskup w bezpośredni sposób spyta go o kontakty z SB, to powie, że takie mają miejsce, jeżeli zaś nie będzie pytał, to on sam o tym mówić nie będzie. Uzgodniono sposób nawiązywania kontaktów, jak i miejsce spotkań. Za współpracę i przekazywanie informacji będzie on wynagradzany w formie drobnych upominków lub też kwiatów (sic! - dop. Arka). Do tej formy wynagrodzeń nie wniósł on żadnych zastrzeżeń. Po pozyskaniu nadano mu pseudonim "Izydor".

Kuriozalny język pozyskania

Na okładce teczki nie ma formuły "TW" z pseudonimem, ani k-TW (kandydat na OZI - Osobowe Źródło Informacji). Nie ma formularza, w którym MSW kontrolowało prawidłowość prowadzenia teczki każdego OZI. A to był w resorcie wymóg konieczny. Nie ma życiorysu Czykwina. Ani to teczka personalna, ani teczka pracy.

"Czwórka", czyli wydział IV ze względu na delikatność materii, która była w jej zainteresowaniu, pracowała na trochę innych zasadach niż inne wydziały SB. Bardzo często od informatorów, przede wszystkim księży, nie pobierano pisemnych zobowiązań do współpracy, ani nie informowano o nadaniu pseudonimu.
Niemniej w tym przypadku, kuriozalny język "pozyskania" wskazuje na fakt, że Czykwin poprzez brak roztropności, może oczywisty w takich razach strach, czy też kurtuazyjną grzeczność, albo to wszystko razem wzięte, dał się trochę podejść jak małe dziecko.

Nie można też zapominać, że jest on w tym czasie białostockim przewodniczącym legalnego w PRL Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Oficjalnie raczej nie można go było werbować. Można było, co najwyżej utrzymywać z nim kontakty, do czego on jako lokalny polityk i bynajmniej nie opozycjonista również był zobowiązany. Funkcjonariusze Dzienisiuk i Zielonka z premedytacją ten fakt wykorzystali.

Towarzysze z KGB są zaniepokojeni

Inny przykład. Funkcjonariusz Aleksander K. wymusza na nim kolejne spotkanie i grozi mu palcem, po wcześniejszej informacji od przełożonego, że "towarzysze z KGB są zaniepokojeni". Czykwin bowiem podczas jednego pobytów w ZSRR pozwolił sobie publicznie na jakieś nieostrożne wypowiedzi.

Od tego momentu na polecenie szarż wyższych od Aleksandra K., osoba posła i ówczesnego redaktora naczelnego "Tygodnika Podlaskiego" ma podlegać jeszcze uważniejszej kontroli ze strony Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Białymstoku. I podlega. W teczce znajdziemy notatki funkcjonariuszy, którzy zbierają o nim informacje od agentury.

Oficerów trzech i Kuźma

Eugeniuszem Czykwinem kilka lat aż do upadku Polski Ludowej zajmował się kpt. Aleksander K. Jak bardzo go ceniono może świadczyć fakt, że w tej roli nie utrzymali się tak długo ani wspomniany por. Dzienisiuk, ani ppor. Stefan P.

W jednej z wypowiedzi dla mediów poseł wspominał też funkcjonariusza o imieniu Kuźma. Miał go on nachodzić jeszcze przed "pozyskaniem" w 1983 r., kiedy Czykwin pracował jako kontroler na PKP.

W "Twarzach białostockiej bezpieki", publikacji IPN znajduje się jeden oficer o takim właśnie imieniu. Pracował w tym czasie w wydziałach III i III "A" zajmujących się m.in. mniejszościami narodowymi oraz zakładami przemysłowymi i środowiskami robotniczymi.

Czykwin przeglądał teczkę

- Teczka posła może być niekompletna. Istnieją przesłanki do stwierdzenia, że pan Czykwin swoją teczkę wcześniej przeglądał. - mówi pragnący zachować anonimowość pracownik białostockiego IPN.

- Czy istnieją jakieś podstawy by sądzić, że moja teczka może być niekompletna? Takie insynuacje wyjaśniają jednak intencje tego urzędnika. Swoją teczkę przeczytałem, co potwierdziłem własnoręcznym podpisem w specjalnie dołączonym do niej rejestrze. - denerwuje się poseł.

Po upublicznieniu listy Macierewicza osoby na niej umieszczone mogły przejrzeć SB-cką dokumentację na swój temat w siedzibie kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Mówił o tym w wywiadzie dla "Przekroju" ówczesny minister MSW Andrzej Milczanowski.

Komentarz Eugeniusza Czykwina: Za pocieszający fakt przyjąłem informację, że ktoś chcąc napisać o wytworzonych przez funkcjonariuszy SB na mój temat materiałach pofatygował się do siedziby białostockiego IPN i przeczytał dostępną dla każdego moją "teczkę". Wcześniej żaden dziennikarz - a piszących o mojej rzekomej współpracy z PRL-owskimi służbami było wielu - choć bardzo ich o to prosiłem, tego jednak nie uczynił. W wypisywanych w kontekście lustracji na mój temat niegodziwości przoduje "niezależny", wydawany z pieniędzy MSWiA białoruski "Czasopis". Po ujawnieniu tzw. listy Macierewicza pełne zaufanie okazały mi, obok rodziny, osoby, które najbardziej cenię - hierarchowie i duchowni naszej Cerkwi, także moi wyborcy. Zdanie z listu ś.p. metropolity Bazylego, który napisał, że okazałem się "wiernym synem Cerkwi i swego narodu" było i jest moim pocieszeniem wobec bolesnego, bo niezawinionego piętna, którym mnie naznaczono. Kandydując do sejmu już pięciokrotnie składałem oświadczenie, że nie byłem ani tajnym, ani jawnym współpracownikiem SB i żaden rzecznik interesu publicznego, nie znalazł podstaw by skierować wniosek do sądu lustracyjnego. Poza tym bliski mi św. Serafin z Sarowa powtarzał stale, że za wszystko, i za radości i za smutki, winniśmy dziękować Bogu. Mówił też, że jeśli ktoś cię skrzywdzi, czy powie o tobie nieprawdę nie spiesz się usprawiedliwiać.

Pierwodruk "Gazeta Hajnowska" nr 3-4/2008.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny