Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Esbekom dałabym emeryturę taką jak moja - 624 złote i 42 grosze

Janka Werpachowska
Pracowali w SB całymi rodzinami, bogacili się, szli na wcześniejsze emerytury - mówi Stanisława Korolkiewicz.
Pracowali w SB całymi rodzinami, bogacili się, szli na wcześniejsze emerytury - mówi Stanisława Korolkiewicz. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
To woła o pomstę do nieba. Że oni mają dziś odwagę protestować, że czują się skrzywdzeni - mówi Stanisława Korolkiewicz, białostocka opozycjonistka.

Kurier Poranny: Pani Stanisławo, ile lat przepracowała Pani w Polsce Ludowej?

Stanisława Korolkiewicz, białostocka opozycjonistka: Zaczęłam w 1967 i bez przerwy pracowałam do 1983 roku, a więc 16 lat. Po 83 miałam problemy ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy, bo Służba Bezpieczeństwa zrobiła wszystko, żeby mi zaszkodzić. Ale przecież musiałam z czegoś żyć, więc przyjmowałam każdą pracę, jaka się nadarzyła. Byłam nawet dozorczynią i zamiatałam ulice. W sumie w ciągu kilku lat zmieniłam siedem razy miejsce pracy.

Jaką ma Pani dzisiaj emeryturę?

- 624 złote 42 grosze.

Żartuje Pani. Tak mało?

- Nie wierzy mi pani, proszę, to odcinek przekazu.

Rzeczywiście, zgadza się, 624,42 zł. To pewnie Pani nie ma żadnych kwalifikacji i musiała wykonywać jakąś bardzo słabo płatną pracę.

- Mam średnie wykształcenie ekonomiczne. Po aferze, jaka przed laty rozpętała się na temat dyplomu Kwaśniewskiego, nawet nie chcę wspominać o czterech latach studiów, bo jednak ich nie ukończyłam. A pracę zawsze miałam niezłą, w dobrych firmach. Zajmowałam się finansami - na różnych stanowiskach, również głównej księgowej.

Gdzie Pani pracowała?

- Zanim przyjechałam do Białegostoku, byłam zatrudniona w dziale finansowym Polskich Linii Oceanicznych. W Białymstoku najdłużej pracowałam w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego. W ostatnich latach byłam etatową przewodniczącą zakładowej Solidarności.

I to zapewne ten ostatni etap kariery zawodowej zaważył na Pani przyszłości?

- Oczywiście. Byłam działaczką związkową, należałam też do Konfederacji Polski Niepodległej. Nie bałam się głośno wyrażać swoich poglądów, nie dałam się zastraszyć w stanie wojennym. Wciąż wokół mnie kręcili się funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Z dokumentów udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej dowiedziałam się, że w ich raportach występowałam pod kryptonimem Szefowa.

Czy była Pani internowana lub aresztowana?

- Nie. Ale trudno mi dziś policzyć, ile razy byłam zatrzymywana, wzywana na przesłuchania. Miałam chyba ze 20 razy rewizje w mieszkaniu. To były działania wymierzone nie tylko we mnie, ale i w moją rodzinę. Mam czworo dzieci, one wtedy były małe, bardzo to wszystko przeżywały.

Czy po 1989 roku Pani sytuacja materialna się poprawiła?

- Wzięłam kredyt i w 1990 roku zostałam restauratorką. Niestety, jednym z efektów reformy Balcerowicza był wzrost oprocentowania. Nie podołałam. Po półtora roku zrezygnowałam z własnego biznesu.
A potem zaczęłam chorować. W 1995 roku, mając 51 lat, zostałam rencistką, z głodową rentą. W tym samym roku zmarł mój mąż. Zostałam niemal bez środków do życia. I tak jak tysiące innych działaczy demokratycznych, nie mam z tego tytułu żadnych profitów. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył mnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, to wielki zaszczyt, ale tylko zaszczyt.

Jak się Pani udaje przeżyć dzisiaj za swoją emeryturę?

- Nie udaje się. Za takie pieniądze nie można przeżyć. Jak pani widzi, moje mieszkanko to kliteczka mikroskopijna, tu dwie osoby to już tłok. Płacę czynsz w wysokości prawie 400 złotych. Trochę ponad 200 zostaje mi na życie. Nie wykupuję leków, a mam astmę, nadciśnienie, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, poważnie chore serce. Gdyby nie pomoc dzieci i innych osób, bo mam wokół siebie trochę przyjaciół i znajomych, którzy przejmują się moim losem, to nie przeżyłabym. Od lat kupuję jedzenie przecenione albo poluję na promocje. Ubrania tylko w szmateksach - na szczęście nie brakuje ich w naszym mieście.

To chyba znam odpowiedź na to pytanie: jak Pani przyjęła ustawę odbierającą byłym funkcjonariuszom służb specjalnych przywileje emerytalne?

- Oczywiście, uważam, że przywileje im się nie należą. Dlaczego? Bo robili rzeczy niegodne człowieka. Dręczyli ludzi, zabijali księży. Pracowali w SB całymi rodzinami, bogacili się, szli na wcześniejsze emerytury. W wolnej Polsce zakładali firmy i pomnażali swoje majątki. Ich dzieci do dziś korzystają z tego, że rodziców było stać na posyłanie ich na korepetycje, kursy językowe, studia za granicą. Ja swoim dzieciom nie mogłam zapewnić nic poza tym, co oferowała szkoła. I to, że wszystkie wyszły na ludzi, wykształciły się, to tylko moja i ich zasługa. Tylko my wiemy, ile wyrzeczeń to kosztowało. Gdyby to ode mnie zależało, byłabym bardziej radykalna niż nasi parlamentarzyści. Ja bym im wszystkim dała emeryturę taką, jak moja - 624 złote. Ciekawe, jak oni by sobie poradzili z taką sumą. Przecież nawet po utracie przywilejów ci ludzie mają bardzo wysokie emerytury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny