Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emigrant to najlepszy pomnik miasta. Z Białegostoku poszli w świat daleki.

Adam C. Dobroński
To najwspanialszy nasz ambasador, wciąż zaskakujący opowieściami o przedwojennym mieście.
To najwspanialszy nasz ambasador, wciąż zaskakujący opowieściami o przedwojennym mieście. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Białystok ma wiele i coraz więcej pomników, pora więc może dodać jeszcze jeden - emigranta i wychodźcy. A z racji administracyjnego statusu miasta pamiętać trzeba i o osobach z innych części obecnego województwa podlaskiego.

Nim powstanie seria uczonych rozpraw o pokoleniach emigrantów z historycznego Podlasia (z Augustowem włącznie), Mazowsza Północno-Wschodniego (Łomżyńskiego) i Suwalszczyzny, rzucę kilka przykładów.

Krajobraz po Branickich

Jan Klemens Branicki - wespół ze swą najmłodszą małżonką Izabelą z Poniatowskich - winien być postrzegany jako postać wyjątkowa i z tego powodu, że nikt później nie potrafił tak silnie i skutecznie przyciągać migrantów do "Wersalu Polskiego". To jednak okres nieźle już opisany i dziwić tylko może, że Jan i Izabela nie zostali dotychczas należycie uhonorowani w swym grodzie.

Kiedy zabrakło niedoszłego króla (to o Janie Klemensie) i jego małżonki, siostry ostatniego władcy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zaczęły się wyjazdy. Najpierw opustoszał pałac z przyległościami, potem przyszła pora na młodzież zasilającą wojska napoleońsko-polskie. Wcielenie Białegostoku do Cesarstwa Rosyjskiego popsuło reputację naszego miasta i regionu, w którym zaczął się proces marginalizowania wszystkiego, co polskie i katolickie. Zrazu powolny (jeszcze próbowano obchodzić w 1818 roku rocznicę kościuszkowską), potem coraz szybszy. Najzdolniejsi i najbardziej rzutcy wybierali Wilno (patrz związki z Filaretami i Filomatami), a potem częściej Warszawę lub zaszywali się w głuszy dworów i dworków.

Na krótko tylko błysnęła nadzieja na zmianę niekorzystnych trendów w latach 1830-1831, potem liderzy zasilili Wielką Emigrację (przykład gen. Michała Paca), a żołnierzy i partyzantów wywieziono w głąb Rosji. To temat wciąż czekający na badaczy, więc tylko tytułem przykładu zacytuję fragment listu zesłańca Andrzeja Świderskiego, wysłany z miasta Archanielu (Archangielska): "Jak dotąd choć często słaby, żyję jednak dla woli Boskiej i pragnę choć na godzinę przed śmiercią oglądać Ciebie Najdroższa Żono z temi pozostałymi sierotami, ale cóż czynić, kiedy u nas o tem ażebyśmy kiedyś (mogli) powrócić do swego kraju, nie słychać."

W kajdanach i za chlebem

Kolejni powstańcy opuścili nasze miasto i region w następstwie przegranego zrywu niepodległościowego lat 1863-1864. Pojmani powędrowali na Sybir, mający więcej szczęścia zasilili polską emigrację w Europie zachodniej i w obu Amerykach. Notabene, pora zdjąć infamię z Walerego Wróblewskiego, pierwszego wśród dowódców powstania styczniowego w naszym regionie, potem generała Komuny Paryskiej i działacza I Międzynarodówki.

Kolejne fale migrantów opuszczały rodzinne strony przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Przeważali mieszkańcy obszarów najbiedniejszych i położonych bliżej granic Cesarstwa. Były - o czym się nie pamięta - trzy kierunki wyjazdów. Chyba jednak najbardziej rzutcy wybierali kariery w Rosji, tam się szybko dorabiali, odkładając mrzonki niepodległościowe na czas bliżej nieokreślony. Karier tych podlasko-mazowiecko-suwalskich Wokulskich nikt dotychczas nie badał, a szkoda. Biedota (przepraszam, ale to szczera prawa) kurpiowska i takaż znad Narwi oraz Biebrzy maszerowała do Prus Wschodnich na roboty sezonowe lub brała kierunek na porty nadbałtyckie, by szukać szczęścia za oceanem. Różnie się im powodziło, a przyzwoitszy status w nowych miejscach osiedlenia zdobywali z reguły dopiero wnukowie i prawnukowie, którzy o stronach rodzinnych mieli już bardzo mgliste pojęcie.

Mniej ryzyka, a więcej szans na chleb z masłem - to była z kolei dewiza decydujących się na wymarsz lub wyjazd do centrum Królestwa Polskiego, zwłaszcza do Warszawy. Synowie drobnej szlachty często zaczynali kariery od stróżowania, a asanki od sprzątania i cudzych bawienia dzieci, ale wrodzone talenty - o czym byli migranci święcie przekonani - sprzyjały w miarę szybkim awansom. Łatwiej też było tym migrantom podtrzymywać łączność z domami rodzinnymi, co sprzyjało kolejnym przyjazdom wszelkim wujecznym i stryjecznym. Z Suwalszczyzny bliżej było do Kowna i Wilna.

Warto przypomnieć, że w tym samym czasie w Białymstoku Polacy stawali się marginalizowaną mniejszością, usuwającą się lub usuwaną z centrum miasta. W jeszcze większym stopniu ten proces dotknął małe miasteczka i osady fabryczne. Jednocześnie jednak syjonizm w połączeniu z narastającym przeludnieniem i biedą uruchomił silne migracje żydowskie.

Nowe kierunki

Niedoceniane w pełni do dziś zmiany miały miejsce w latach I wojny światowej. I nie chodzi wcale o skutki walk frontowych, bo te nie należały do szczególnie długotrwałych i krwawych, a jedyny wyjątek stanowiło oblężenie Osowca. Wycofujący się Rosjanie zgotowali w pierwszej połowie 1915 roku dwie tragedie: wywóz (zniszczenie) fabryk, wypędzenie na wschód tak zwanych bieżeńców, a ciosem finalnym dla Białegostoku było zamknięcie po wojnie rynków wschodnich. Bieżeńcy (przymusowi wygnańcy) w większości wprawdzie wrócili w rodzinne strony, jednak znaczna ich część złapała "czerwonego wirusa". Ta epidemia nie została zneutralizowana do września 1939 roku, bo prawdę mówiąc, próbujący to zrobić bardziej przypominali szamanów niż doktorów z dyplomami.

W dwudziestoleciu międzywojennym Białystok i kilka większych miast systematycznie odrabiały straty z okresu niewoli narodowej, ale z miasteczek i wiosek trwała ucieczka trapionych głodem i beznadzieją. Najenergiczniej czyniła to młodzież żydowska oraz chłopska, ta pierwsza z myślą o budowie własnego państwa, ta druga, by wydobyć ojcowizny z długów i dokupić morgów. A że jedni i drudzy byli lepiej przygotowani do samodzielnego aktywnego życia niż ich poprzednicy z poprzedniego stulecia, to z tych emigracji pozostały znane nazwiska. Przypomnę, że syn Żyda z Jasionówki Edmund Muskie vel Marciszewski stanął nawet do rywalizacji o prezydenturę USA, a Icchak Shamir (Jezienicki) zrobił karierę w Jerozolimie. W tym czasie wspaniali gimnazjaliści łomżyńscy pięli się ku górze w Warszawie (jednym z nich był Stefan Wyszyński), a suwalscy i białostoccy także w Wilnie.

Skutki II wojny światowej

Okupanci sprawili, że wielu z pokolenia Kolumbów z naszego regionu zakończyło młodo swe życie lub znalazło się poza stronami rodzinnymi. Te tendencje utrwaliły się w czasie "wojny po wojnie" (ucieczka na tzw. Ziemie Zachodnie) i we wczesnym oraz środkowym PRL-u. Do Białegostoku, który stracił dwie trzecie swych mieszkańców (w tym niemal całą społeczność żydowską), przyjechali migranci ze wsi i małych miasteczek, którym przypisano zamiłowanie do domowej hodowli królików. Trochę było w tym szyderstwa, sporo jednak i prawdy. Musiały minąć lata nim "wielka wieś wojewódzka" zmieniła się znów w miasto z prawdziwego zdarzenia.

O tych, co wyjechali (uciekli) do Polski centralnej, krążyły też prześmiewcze, mocno przesadzone opowieści. Ponoć bywało tak, ze na jednym rogu Marszałkowskiej i alei Jerozolimskich dwóch spotkanych witało się słowami: "Święty Trójca, toć i ja z Grójca", a na drugim jeden "śledzik" żalił się do drugiego: "Co za miasto, już rok minąwszy, a ja żem kiszki kartoflanej nie posmakował".

Za to w Nowym Jorku można było najeść się do woli smakowitych białostockich bajgli, zaś w Izraelu wyrósł kiriat Białystok, w nim zasadzono lasek sosnowy a na ścianie klubu wymalowano ratusz, którego jeszcze nie odbudowano w mieście nad Białką.

Emigranci

Niech o "Amerykanach" z Moniek i Zambrowa piszą felietoniści i socjologowie, mnie marzy się utrwalenie pamięci o wspaniałych białostoczanach, którzy przez dziesięciolecia sławili miasto i region poza granicami kraju.

O Ryszardzie Kaczorowski, ostatnim prezydencie II RP na uchodźstwie, było znów głośno z racji 90-lecia urodzin. To najwspanialszy nasz ambasador, wciąż zaskakujący opowieściami o przedwojennym mieście. Właśnie otrzymałem informację z Londynu, że pan Ryszard dostał z Ameryki wspomnienia białostoczanki razem z nim aresztowanej przez NKWD. To jeszcze jeden powód, by przygotować kolejne, poszerzone wydanie wspomnień Honorowego Obywatela Białegostoku.

Trzeba jednak w nich w większym stopniu uwzględnić zasługi innych emigrantów z przymusu. Przecież ostatnim premierem II RP na uchodźstwie był Edward Szczepanik, urodzony w 1915 roku w Suwałkach, absolwent tamtejszego Gimnazjum im. Karola Brzostowskiego. Z Białegostoku do Londynu - najczęściej drogą przez łagry sowieckie i dalej szlakiem II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa - udali się między innymi: Michał Goławski (został prezesem Polskiej Macierzy Szkolnej), Bolesław Klepacki (pedagog, popularyzator sportu), Zdzisław Kołodziejski (jaki pierwszy podał w radiu Wolna Europa wiadomość o wyborze Jana Pawła II), kilku wybitnych dowódców Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, gen. Nikodem Sulik (spod Dąbrowy Białostockiej), prof. Wiktor Szaryński (jeden z twórców ruchu starszoharcerskiego) i tak można wyliczać długo.

Kto spowoduje, że pojawią się pieniądze na badania nad emigrantami z naszego regionu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny