Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksport do Afryki. Białostoccy przedsiębiorcy dorobili się majątku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
okazała się żyłą złota dla białostockich przedsiębiorców.
okazała się żyłą złota dla białostockich przedsiębiorców. sxc.hu
W okresie międzywojennym największym utrapieniem białostockich przedsiębiorców było znalezienie rynków zbytu. Jedni próbowali w Chinach, inni w Ameryce Południowej, ale byli też tacy, którym zamarzyła się Afryka.

Afryka to był jednak rynek specyficzny, przysparzający pewnych kłopotów, albowiem białostockie fabryki od dziesięcioleci specjalizowały się w wytwarzaniu ciężkich, grubych tkanin, kołder i koców. Te ostatnie to jeszcze w Afryce mogły mieć wzięcie, ale po co komu tam watowana kołdra albo sukno na bekieszę? Jednak myśl o Afryce spędzała sen z powiek Izaaka Pinesa, właściciela fabryki sukna z Jurowieckiej 14.

Ze swoich planów zwierzył się zaprzyjaźnionym fabrykantom Abramowi Sokołowi, Judelowi Zylberfenigowi i braciom Aleksemu i Benjaminowi Cytronom. Wszyscy byli nowym, drugim pokoleniem białostockich fabrykantów. Doświadczyli prosperity ojców, a sami mieli do czynienia z zapaścią lat wojny i późniejszymi kryzysami. Pines, podobnie jak Sokół i Zylberfenig, swoją fabrykę uruchomił około 1900 r. Bracia Cytronowie odziedziczyli supraską fabrykę założoną w 1903 r. przez ich ojca Samuela. W tym towarzystwie Pines był pierwszoplanową postacią.

W Białymstoku miał opinię konsekwentnego, często bezwzględnego przedsiębiorcy. Pamiętano pewne przykre wydarzenie z 1926 r., w którym odegrał on niechlubna rolę. Jeszcze przed wojną jego wspólnikiem był Gerszon Fink. Zażyłość była tak duża, że obaj, wraz ze swymi rodzinami mieszkali w kamienicy Pinesa na Jurowieckiej. Fink zajmował w niej dwa wygodne mieszkania. Po wojnie drogi dawnych przyjaciół rozeszły się. Finkowi, w przeciwieństwie od Pinesa, zaczęło się powodzić coraz gorzej. "Wojna i kryzys zupełnie go zniszczyły". Doszło do tego, że przestał płacić Pinesowi czynsz. Dawny wspólnik bez najmniejszego wahania w sierpniu 1926 r. wyrzucił rodzinę Finków na bruk.

Jego nowi wspólnicy, pamiętając o tym bezdusznym uczynku, wierzyli jednak Pinesowi bezgranicznie. Dodatkowo, miraż afrykańskich interesów skutecznie usuwał wszelkie obawy. Przedsiębiorcy szybko się dogadali i podpisali stosowne porozumienie. Po naradzie postanowiono, że terenem ich ekspansji będzie Afryka Południowa. W tym celu wysłali "specjalnego delegata, który zapoznał się bliżej z tamtejszymi warunkami, przeprowadził badania nad rynkiem włókienniczym, skalkulował ceny i po powrocie do Białegostoku zreferował rezultaty swojej podróży". Relacja była na tyle optymistyczna, że Pines wraz z Cytronami, Sokołem i Zylberfenigiem postanowili przestawić się na produkcję lekkich materiałów, takich które znajdą nabywców na afrykańskim rynku.
Interes ruszył znakomicie. Z Białegostoku do Afryki ekspediowano więc bele materiałów. Na bankowe konta białostockich przemysłowców zaczęły wpływać całkiem okrągłe sumki. I właśnie nimi zainteresowały się władze skarbowe.

Odkryły bowiem, że pomimo wyraźnego porozumienia pomiędzy piątką biznesowych partnerów nie zarejestrowali oni tej spółki, a więc i nie płacili podatków. Przemysłowcy twierdzili, że żadnej spółki nie założyli. Ot pomagali sobie koleżeńsko i tyle. Każdy z nich kierował oddzielnym przedsiębiorstwem. Nigdy nie słyszeli o tym, aby należało opodatkować koleżeńską pomoc. Urząd Skarbowy nie ustępował. Dowodził, że przecież mieli oni wspólne listy przewozowe, korzystali z jednych i tych samych składów itd. Wobec tego uznał, że działalność była nielegalna i obłożył wszystkich wspólników grzywną w wysokości 8 tysięcy złotych. Pines i jego wspólnicy bronili się zaciekle. Zwrócili się z prośbą o opinię do Zrzeszenia Przemysłowców Białostockich. Prezesem tej organizacji był dyrektor elektrowni Kazimierz Riegert. Cieszył się on w mieście niekwestionowanym autorytetem. Ku zadowoleniu ukaranych stanął po ich stronie. Dowodził, że przecież każda z firm odprowadzała należne podatki od swoich indywidualnych dochodów. Dlaczegóżby musieli opodatkować się jeszcze raz?

Z podobną argumentacją w sukurs Afrykanom przybyła białostocka Izba Przemysłowo- Handlowa. Stwierdziła, że "ze stanowiska państwowego i skarbowego porozumienie to było zjawiskiem pozytywnym. Zatrudniało ono bowiem większą ilość robotników i otworzyło przed przemysłem białostockim nowy rynek zagraniczny".

Cała sprawa trafiła na wokandę białostockiego sądu okręgowego, który w styczniu 1939 r. wydał iście salomonowy wyrok. Uznał argumenty obrony za słuszne. Wobec tego uchylił karę grzywny. Przyznał też rację Urzędowi Skarbowemu, oznajmiając w sentencji wyroku, że porozumienie zawarte pomiędzy partnerami było nowym przedsiębiorstwem. Dlatego też nakazał Pinesowi, Cytronom, Sokołowi i Zylberfenigowi wykupić świadectwo przemysłowe czyli zarejestrować działalność gospodarczą. W ten oto sposób białostockie tekstylia mogły już legalnie płynąć do Afryki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny