Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksgwiazdy kontra dyrektor

Jerzy Szerszunowicz
Robert Ninkiewicz i Jolanta Borowska
Robert Ninkiewicz i Jolanta Borowska Wojciech Oksztol
Jeszcze niedawno bez Jolanty Borowskiej, Doroty Radomskiej, Roberta Ninkiewicza i Justyny Godlewskiej premiera była nie do pomyślenia. Teraz aktorzy nie mają szans nawet na rolę halabardnika. Dlaczego? Rok temu wystąpili przeciwko dyrektorowi.

Kilka dni temu odsunięci od grania aktorzy dostarczyli dyrektorowi list, w którym domagają się
wyjaśnień i konkretnych postanowień.
- Liczyłem na sygnał, że chcą porozumienia, a zamiast tego straszą mnie sądem, grożą oskarżeniem o mobbing - mówi Piotr Dąbrowski, dyrektor Teatru Dramatycznego.
- Nie jesteśmy gówniarzami, chcemy być poważnie traktowani - mówi Robert Ninkiewicz, jeden z "odstawionych". - Przez rok dyrektor nie wykonał żadnego ruchu. Dłużej nie możemy czekać.
- Aktor, który nie pracuje, przestaje być aktorem - mówi Dorota Radomska. - Musimy też z czegoś żyć.
Obecnie żyją z "gołych" etatów i wznowień.

Wbili nóż w plecy

Dobra passa czwórki aktorów skończyła się nagle rok temu, w czerwcu. Czas był krytyczny. Po trzech latach kierowania białostockim Teatrem Dramatycznym, Piotr Dąbrowski starał się o przedłużenie umowy na kolejne trzy lata.
Troje aktorów - Borowska, Radomska i Ninkiewicz - postanowiło poinformować Urząd Marszałkowski, jakie zastrzeżenia mają do dyrektora. - Byłam wtedy przewodniczącą teatralnych związków zawodowych, wszyscy troje wchodziliśmy w skład rady artystycznej. Poszliśmy na rozmowy w trosce o dobro teatru - tłumaczy Jolanta Borowska.
- Wypowiadali się w imieniu załogi, choć nie mieli niczyjego upoważnienia - Dąbrowski nie ukrywa rozżalenia, czuje się zdradzony. - Starali się usunąć mnie z teatru, wbili nóż w plecy.
Akcja zakończyła się klęską aktorów. Urząd poparł dyrektora. Niedawne tuzy zostały zdegradowane do miana czarnych owiec. Przez pierwsze trzy lata Dąbrowski dopieszczał ich pierwszoplanowymi rolami, nagrodami, publicznymi dowodami uznania, a nawet przyjaźni. A potem zaczął z równym zapałem tępić. - Z dnia na dzień wartość naszej pracy spadła do zera, nasz profesjonalizm przestał się liczyć - mówi Robert Ninkiewicz. - Bez słowa uzasadnienia, bez jakichkolwiek wyjaśnień.

Obejdziemy się bez was!

Dąbrowski nie ukrywał, że ma jeden cel: udowodnić, że teatr może obyć się bez czwórki zbuntowanych aktorów. A następnie - jako zbędnych teatrowi - zwolnić. Zdaniem dyrektora, plan został zrealizowany. - Udowodniliśmy, że teatr nie tylko może obyć się bez niektórych aktorów, ale całkiem dobrze sobie radzi - mówi Piotr Dąbrowski.
Dyrektor ma w ręku mocne argumenty: rekordowa od wielu lat liczba premier, gwiazdy na scenie, sukcesy frekwencyjne, kilka widowisk udanych artystycznie.
- Byłoby mi żal rozstawać się z tak wartościowymi osobami, tak cennymi aktorami, jak pan Ninkiewicz, pani Radomska - mówi dyrektor Dąbrowski. - Jednak wiem jedno: jeżeli wrócą do teatru na swoich warunkach, to będzie kompletna porażka. Zniszczą wszystko, co przez ten sezon udało nam się zbudować z resztą zespołu.
Dąbrowski wyznaje, że nie wyobraża sobie normalnej pracy na scenie z "buntownikami". Jednak nie zatrzaskuje im drzwi przed nosem - mogą pracować z innymi reżyserami, nie grać w tych samych przedstawieniach, co ja.

Wybaczy pokornym

- Nie wiem, co zrobię, jak odpowiem na ten list - przyznaje się Dąbrowski. - Przede wszystkim muszę spotkać się z pracownikami teatru, poznać zdanie zespołu aktorskiego. Od tego, co usłyszę, zależeć będzie ostateczna decyzja.
Zebranie odbędzie się za kilka dni. - Muszę działać szybko. Jeżeli postanowię wręczyć komuś wypowiedzenie, to przecież muszę mu dać czas na szukanie nowego miejsca pracy - tłumaczy Dąbrowski.
Jednocześnie deklaruje, że dalej jest otwarty na rozmowy. W cztery oczy. - Nikomu nie będę wysyłał zaproszeń - mówi dyrektor. - Ale czekam na każdego, kto zechce się porozumieć. Gdybym zrobił coś takiego, jak oni, to przyszedłbym powiedzieć "przepraszam", czy chociaż "pomyliłem się". Aktorstwo to zawód, który wymaga wielkiej pokory.
- Ale my nie mamy za co przepraszać, nie zrobiliśmy niczego złego - mówi Robert Ninkiewicz.
Aktorzy zamierzają odczekać przepisowe 14 dni od złożenia pisemnej prośby o wyjaśnienia.
- Jeżeli nie otrzymamy konkretnej odpowiedzi, wyślemy pismo do Urzędu Marszałkowskiego - mówi Ninkiewicz. - Nie wykluczamy też skierowania sprawy na drogę sądową. Działania dyrektora wobec nas mają cechy mobbingu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny