Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyny z Uzbekistanu: Mieszkają w Azji, ale kochają Polskę

Julita Januszkiewicz
Dziewczyny z Uzbekistanu zaprezentowały barwne ludowe stroje oraz muzykę azjatycką. Do Polski przywiozła je Nadieżda Pilipiuk (pierwsza z prawej), która kieruje polonijną organizacją w Taszkiencie.
Dziewczyny z Uzbekistanu zaprezentowały barwne ludowe stroje oraz muzykę azjatycką. Do Polski przywiozła je Nadieżda Pilipiuk (pierwsza z prawej), która kieruje polonijną organizacją w Taszkiencie. Fot. Julita Januszkiewicz
Jechali tysiące kilometrów, by odwiedzić Polskę, kraj swoich przodków. To młodzież z polskiego zespołu "Renesans" w Uzbekistanie.

Polskę od dzieciństwa noszę w sercu - nie kryje wzruszenia Nadieżda Pilipiuk. Niewysoka, o typowo słowiańskich rysach, serdeczność ma wypisaną na twarzy. To nic, że jest bardzo zmęczona długą podróżą, a bagaże jeszcze są w autokarze, jednak chętnie zgadza się na rozmowę. Jej polszczyzna jest nienaganna, ale ze wschodnim akcentem.

Na co dzień szefuje Centrum Polskiemu w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu. Do Suraża przyjechała z grupą młodzieży na koncert z okazji V Międzynarodowego Festiwalu "Podlaskie spotkania". To grupa artystów z zespołu “Renesans".

- W Polsce jestem już po raz drugi - cieszy się pani Nadieżda. O kraju swoich przodków mówi z podziwem. Po raz pierwszy przyjechała tutaj trzy lata temu. Też na festiwal. Była wtedy w Wysokiem Mazowieckiem. Zwiedziła Warszawę.

- Tu jest wszystko inne niż w Uzbekistanie - zachwala. - Różnice to nie tylko przyroda, klimat i temperatura, ale też ludzie. Ich mowa, wygląda, strój, mentalność, zwyczaje. Tutaj w Polsce jest bardzo gościnnie. Jesteście bardzo przywiązani do historii i tradycji.

Bali mówić się po polsku

Urodziła się w polskiej, zasiedziałej na Ukrainie rodzinie. Więc historia musi być mocno powikłana. I tak, pradziadek był Sybirakiem. Ojciec natomiast został wcielony do Armii Czerwonej.

Nadieżda ukończyła uniwersytet w Charkowie. Jest historykiem. Ale od trzydziestu lat mieszka w dalekim Uzbekistanie. Dobrowolnie.

- Polskość mam zaszczepioną od dziecka - podkreśla. - W systemie sowieckiego komunizmu nie było to łatwe. Babcia ciągle drżała, że ktoś się dowie, że w naszym domu mówi się po polsku. Po prostu, bali się represji i szykanowania.

Marzyła o odwiedzinach Polski. Ale na razie mogła ją chłonąć, oglądając tylko filmy. Bo czytać po polsku zaczęła się uczyć dopiero jako nastolatka. - I to sama, nikt mi nie pomagał - opowiada z dumą.

Najbardziej jednak zazdrościła, kiedy jej mąż, który również ma polskie korzenie, tuż po upadku ZSRR, wybrał się do Polski na wycieczkę.

- Ja też bardzo chciałam, ale musiałam zostać w domu, z małymi dziećmi - tłumaczy. - Po powrocie chwalił się swoją podszlifowaną polszczyzną.

Założyła organizację ,/b>
Tymczasem w Uzbekistanie również nastąpiły polityczne zmiany. Przyszła odwilż. Nadieżda chwyciła wiatr w żagle i zaczęła wyszukiwać miejscową Polonię. Dziwna to była społeczność. Słowiańskie rysy, obce dla Uzbeków imiona i nazwiska, ale mowa rosyjska.
Dziś w Uzbekistanie mieszka kilka tysięcy osób pochodzenia polskiego. Działa kilka polonijnych organizacji.
Pod koniec lat 90. postanowiła założyć polski zespół młodzieżowy. Marzyło jej się centrum skupiające Polaków. Ale nie było to takie proste. Trzy lata trwało, zanim udało się legalnie zarejestrować “Zarzewie" - Młodzieżowo-Kulturalne Polskie Centrum. Dziś mieści się ono w budynku dawnego przedszkola.
- Wyszukujemy i gromadzimy osoby, które mają polskie korzenie - mówi Nadieżda Pilipiuk. - Docieramy do szkół, przedszkoli, wypytując dzieci o ich dziadków, rodziców.
Okazuje się często, że są rodziny, które nie wiedzą o swoim polskim pochodzeniu. Dzieci noszą więc polskie nazwiska nie znając dziejów swojej rodziny.
Uczą polskości
Dlatego Centrum organizuje konkursy, spotkania, koncerty, imprezy oraz święta, podczas których młodzież poznaje polskie tradycje i zwyczaje.
Tu też można nauczyć się języka polskiego. Lekcje trzy razy w tygodniu, które trwają po dwie godziny, prowadzi nauczycielka. Przychodzą nie tylko dzieci, ale również dorośli i starsi. W centrum odbywają się też zajęcia z malarstwa, tańca, muzyki, kroju i szycia. Jest też kościół. Msze i nabożeństwa księża odprawiają po polsku.
Natomiast Centrum funkcjonuje dzięki pomocy ambasady polskiej.
- Pieniądze zdobywamy również pisząc różne projekty - dodaje szefowa organizacji. - Miejscowe władze nie pomagają, ale też nie przeszkadzają. To ważne.
W domu nie mówi się po polsku **
Zespół “Renesans" liczy 23 osoby. Łatwo rozpoznać dzieci z mieszanych uzbecko-polskich małżeństw. Mają one lekko skośne, czarne oczy, śniadą cerę oraz ciemne włosy. Dominują jednak dziewczyny o typowo słowiańskiej urodzie. Tak jak dwudziestoletnia Anna Gagałkina, której pasją jest taniec.
- Moja babcia urodziła się w Uzbekistanie. Ma 69 lat i słabo mówi po polsku. Natomiast mama dopiero się uczy polskiego. Tata jest Rosjaninem. Na co dzień w domu nie mówi się po polsku.
Pierwszy raz do Polski Anna przyjechała trzy lata temu. Zespół występował wtedy w Wysokiem Mazowieckiem.
- Wszyscy tacy mili, serdeczni. Jestem pod wrażeniem polskiej gościnności - mówi. Przedtem Polskę znała tylko z Internetu oraz ze zdjęć.
Cieszy się, że podczas takich wyjazdów może podszlifować język, którego uczy się w Centrum od dwóch lat. Tu też spędza tradycyjne polskie święta.
Dzieje rodziny szesnastoletniej Anastazji Burowej są również powikłane. Jej pradziadek urodził się w Polsce. Podczas wojny wraz z innymi rodakami został deportowany na Wschód. Ojciec Anastazji jest Rosjaninem.
- Od trzech lat z mamą i babcią uczęszczamy do Polskiego Centrum w Taszkiencie. Uczymy się tam języka polskiego oraz spędzamy święta, bo w domu już nie - mówi Anastazja. W liceum, do którego chodzi jest nauczany język niemiecki.
Do Polski przyjechała pierwszy raz. Nie mogła się doczekać wyjazdu.
- Pani Nadieżda, koledzy oraz nauczycielka mówili, że jest tu bardzo ładnie. I rzeczywiście bardzo mi się u was podoba - zachwala. - No i w Polsce nie jest też tak gorąco jak w Uzbekistanie. U nas to dopiero są upały.
Nadieżda Pilipiuk marzy, by kiedyś zamieszkać w Polsce na stałe. Jej córka już studiuje w łódzkiej ASP.
Anna Gagałkina ma w Polsce przyjaciół, z którymi utrzymuję częste kontakty. Chciałaby tutaj podjąć studia.
Anastazja Burowa też myśli o nauce w Polsce.

Czytaj e-wydanie »

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny