Ale zbliża się kres bezkarnego łapówkarstwa. Bierzecie? My się wami zainteresujemy! - zapowiadają policjanci z białostockiej specgrupy do walki z korupcją.
W miasto mieli ruszyć już wczoraj. Kogo nakryli, to tajne dane operacyjne i przed zakończeniem postępowań na pewno nie zostaną ujawnione - zapewnia podinspektor Ireneusz Barszczewski, lat 46, naczelnik wydziału do walki z korupcją.
- Pieniądze dawali w kopercie czy luzem? - pytamy. - Powtarzam, o pracy operacyjnej się nie mówi - zbywa nas.
Twierdzi, że jego ludzie przeszli specjalne szkolenie i nie zadrży im ręka, jeśli trafią na sygnał o załatwianiu np. ZUS-owskiej renty czy miejsca w szpitalu. Na pewno się za to zabiorą.
Choć z raportu Polskiej Akademii Nauk wynika, że mamy dobre prawo antykorupcyjne, aż 96 procent ankietowanych uważa, że Polska jest krajem skorumpowanym. Biorą urzędnicy, lekarze, prawnicy, nauczyciele.
W nowo powołanym wydziale do walki z korupcją pracę znalazło 12 funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji. Na razie nie ma wśród nich pań, ale z pewnością będą. W większości to oficerowie z pionu kryminalnego, dochodzeniowo-śledczego, PG (do walki z przestępczością gospodarczą), prewencji i laboratorium. Bardzo doświadczeni, mający już na koncie rozpracowywanie podobnych spraw. Wyglądają jak zwykli petenci, nie noszą mundurów i nikt nie domyśliłby się, że to funkcjonariusze. Do wczoraj prowadzili sprawy kryminalne i wykonywali inne obowiązki. Teraz skupią się tylko na walce z korupcją.
Naczelnik Barszczewski jest oszczędny w słowach: - Problem nie leży w instytucjach, ale w ludziach. Wszędzie będziemy wyłapywać osoby, które wykorzystują stanowiska na dodatkowe, niezgodne z prawem zarobkowanie.
Dodaje tylko, że dla jego ludzi żadne drzwi nie pozostaną zamknięte, a przestępcy nie mogą liczyć na taryfę ulgową.
- Jedną z moich pierwszych decyzji będzie stworzenie, i to jak najszybciej, skrzynki internetowej i całodobowego telefonu. Nie ukrywam, że liczymy na to, że jeśli ktoś padł ofiarą skorumpowanego urzędnika lub spotkał się z kimś, kto wymuszał łapówkę, to podzieli się z nami tymi informacjami. Liczymy na współpracę społeczeństwa.
Jednak takie sygnały to tylko jedno z wielu źródeł informacji specgrupy.
Łapówki w błękitnym wieżowcu
Czy w Urzędzie Marszałkowskim wręcza się łapówki? Prokuratura twierdzi, że tak! Akurat wczoraj w białostockim sądzie rozpoczął się proces w tej sprawie. Jego bohaterami są: poszkodowany Karol Tylenda, członek zarządu województwa podlaskiego i Jan W., oskarżony o usiłowanie wręczenia łapówki i grożenie śmiercią Tylendzie. Jan W. powołuje się na ich znajomość (twierdzi, że popijali wódkę w barze Express) i polityczną współpracę (mieli poznać się przed wyborami, przez Leona Żero z Samoobrony). Tylenda oponuje, że zna Jana W. tylko z widzenia, że nachodził go przez ostatnie kilka miesięcy. - Przestraszyłem się, że chce mi zrobić krzywdę - zeznawał Karol Tylenda. Opowiadał o próbie wręczenia łapówki 11 lutego tego roku: - Wyjął portfel skórzanopodobny, z niego zwitek banknotów spięty gumką. Oceniłem, że to 4-5 tysięcy złotych. Rzucił na biurko w moim gabinecie na 9. piętrze wieżowca i powiedział, żebym mu załatwił pracę, jakąkolwiek. Chciał sprezentować mojej żonie złote pierścionki albo bransoletki. Powiedziałem: "Chłopie, idź stąd, bo łapówek nie biorę" i poprosiłem sekretarkę, by zadzwoniła po policję.
- Ja świń nie pasałem. Od razu po studiach objąłem funkcje kierownicze - denerwował się wczoraj Tylenda.
- Ja nie mówiłem, że pasałeś, tylko że karmiłeś - ripostował Jan W.
Rozprawa została odroczona do 22 lipca. (jok)