Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dworzec PKP w Białymstoku był notorycznie okradany

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik archiwum
Dworzec białostocki, jego perony, a także pociągi, zwłaszcza nocne, odjeżdżające w kierunku Warszawy, nie były bezpieczne dla klientów kolei. Zwłaszcza na początku lat 20. Grasowały tutaj liczne grupki złodziejaszków.

W styczniu 1922 r. przekonał się o tym miejscowy handlowiec Boruch Mejer, wybierający się do Białegostoku w sprawach swojej firmy. Gdy na peron dworca podstawiono pociąg do Warszawy, nastąpiło duże zamieszanie wśród oczekujących. Wszyscy rzucili się do szukania swoich wagonów. Pan Mejer z walizką w ręku i z teczką pod pachą poszedł w kierunku wagonu III klasy. Kiedy wchodził na stopnie wagonu, poczuł nagle, że ktoś dobiera się do jego tylnej kieszeni. W tym samym czasie jakiś osobnik zaczął szarpać jego walizkę.

Zdumiony Boruch Mejer wypuścił teczkę spod pazuchy, odwrócił się i zaczął bronić swojego portfela, który już był w czyjejś ręce. Zaczął też wołać o pomoc.

Szybko okazało się, że złodziejem, który penetrował kieszeń kupca był wysoki brunet w eleganckim futrze. Kto by pomyślał, że to zuchwały kieszonkowiec. Jego niewątpliwie wspólnik, blondyn, także był dobrze ubrany. Przytrzymał go krzepki student, który stał najbliżej. Przyłapani na gorącym uczynku złoczyńcy nie okazywali wcale lęku, udawali, że zaszła jakaś pomyłka.

Tymczasem na głośne krzyki, do wagonu III klasy wkroczył natychmiast posterunkowy z komisariatu dworcowego. Widać było, że nie jest na służbie, gdyż nie miał obowiązującej w takich razach opaski. Stanowczo zażądał puszczenia złodziejaszków, a poszkodowanemu zalecił udanie się na posterunek i złożenie skargi do protokółu. Na posterunek iść było za późno. Pociąg do Warszawy miał lada chwila odjechać. Oszołomiony pan Mejer nie protestował, gdy stanowczy policjant wraz z dwójką eleganckich złodziei, co prawda bez łupów, spokojnie opuszcza wagon i rusza w kierunku dworca.

Również powroty z Warszawy do Białegostoku były w tym czasie niezwykle ryzykowne, zwłaszcza nocą w wagonach III klasy. Było w nich więcej ciemności niż światła. Ułatwiało to grasowanie pociągowych band złożonych ze złodziei warszawskich. Dojeżdżali oni ze swoimi łupami do Małkini, Czyżewa, a nawet Łap. Ginęły walizki, tobołki, odzież. Oczywiście plenili się też złodzieje kieszonkowi. W tłoku i ścisku dobrze im się pracowało. Ci, w pogoni za zdobyczą, mogli dojechać nawet do samego Białegostoku.
Na początku lat 20. na linii kolejowej wiodącej z Warszawy przez Białystok do Wilna, grasowała szajka okradająca podróżnych po ich wcześniejszym uśpieniu. Współpasażerów z przedziału złodzieje usypiali najczęściej, częstując ich odpowiednio spreparowaną kawą, herbatą lub papierosami.

Tymczasem wróćmy do naszego głównego bohatera w tej historii, pana Borucha Mejera. Tego samego dnia, późnym wieczorem, ów białostocki handlowiec powrócił z Warszawy i od razu udał się na dworcowy komisariat, żeby zapytać o losy oprymujących go z rana opryszków. Jakież było jego zdziwienie kiedy, przechodząc przez poczekalnię II klasy, zobaczył owych jegomościów w najlepszej komitywie ze znajomym policjantem. Choć zmienili ubrania, jednak Mejer od razu ich rozpoznał. Złodzieje musieli także dostrzec swoją niedoszłą ofiarę, bo szybko ulotnili się z poczekalni. Zniknął i policjant.

Kupiec pełen podejrzeń zrezygnował z wizyty na posterunku, udał się do domu, by tam przemyśleć to całe dziwne zdarzenie. Wziął z postoju dorożkę i głośno podał swój adres. Dorożka z Mejerem nie ujechała jednak daleko. Na początku ul. Kolejowej czekał na nią jeden z dworcowych opryszków. Zaczął kupcowi grozić, stwierdził, że znają jego adres i jak nie będzie trzymał mordy na kłódkę, to się z nim policzą. Kilka metrów dalej do grożącego typka dołączył jego kompan. On także straszył.

Tego już dla porządnego handlowca było za wiele. Polecił dorożkarzowi zawrócić na dworzec, gdzie udał się na V komisariat policji kolejowej. Tam wyjaśnił swoje położenie i poprosił o pomoc. Posterunkowy pełniący dyżur, który dobrze znał praktyki kolejowych złodziei, terroryzujących swoje ofiary, przydał wystraszonemu kupcowi młodego policjanta do ochrony. Dopiero w ten sposób Boruch Mejer znalazł się bezpiecznie w swoim przytulnym mieszkanku przy ul. Polnej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny