Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dubiażyn: Chór Rodyna śpiewa od 20 lat

Janka Werpachowska
"Rodyna" w całej krasie. Na trawie siedzą: Elżbieta Tomczuk, kierowniczka chóru i Jerzy Tomczuk, ojciec Adama (stoi pierwszy od lewej). Obok Jan Tomczuk, Anna Mojsik i Luba Ryżyk.
"Rodyna" w całej krasie. Na trawie siedzą: Elżbieta Tomczuk, kierowniczka chóru i Jerzy Tomczuk, ojciec Adama (stoi pierwszy od lewej). Obok Jan Tomczuk, Anna Mojsik i Luba Ryżyk. Andrzej Zgiet
Od ponad dwudziestu lat w każdą niedzielę w świetlicy w Dubiażynie spotykają się mieszkańcy okolicznych wsi. Niektórzy idą tu prosto z nabożeństwa, bo śpiewają w chórze cerkiewnym. Do Dubiażyna gna ich obowiązek: próby chóru "Rodyna" to ważne spotkania.
Niedzielne próby chóru odbywają się w świetlicy w Dubiażynie. Zanim chór włączy nową pieśń do repertuaru, musi perfekcyjnie opanować tekst i melodię
Niedzielne próby chóru odbywają się w świetlicy w Dubiażynie. Zanim chór włączy nową pieśń do repertuaru, musi perfekcyjnie opanować tekst i melodię. Andrzej Zgiet

Niedzielne próby chóru odbywają się w świetlicy w Dubiażynie. Zanim chór włączy nową pieśń do repertuaru, musi perfekcyjnie opanować tekst i melodię.
(fot. Andrzej Zgiet)

Nie tylko można się nauczyć nowej ukraińskiej piosenki ludowej, ale też jest okazja, żeby spotkać się z koleżanką z sąsiedniej wsi, pogadać, pośmiać się. - Bo jak człowiek śpiewa, to weselej żyje - mówi Luba Ryżyk, związana z "Rodyną" od samego początku.

Wcale nie wiedziałem, że moja żona tak pięknie śpiewa - mówi pan Mojsik. - A kiedy miałam śpiewać - ripostuje pani Mojsik. - Robota od rana do nocy.

Anna Mojsik z Koszek koło Orli stale się uśmiecha. Taki charakter. Jak każda kobieta na wsi, ciężko pracowała całe życie.

- Robiłam słomianki, bo była taka moda, że na ścianach w mieszkaniach w mieście ludzie je wieszali - wspomina. - Jak moda na słomianki się skończyła, to zaczęłam tkać chodniki, takie pasiaki wiejskie. A poza tym cały czas normalna robota na gospodarce. I dwóch synów, sokołów urodziłam.

O tym, że w sąsiednim Dubiażynie istnieje chór "Rodyna" wiedziała, ale najpierw nie było czasu, a później długo brakowało odwagi, żeby pójść na przesłuchanie. W końcu, kilka lat temu, poprosiła koleżankę, żeby ją do chóru zarekomendowała. I dostała się.

- W altach śpiewam - mówi 73-letnia pani Ania.

Rodyna ma dwadzieścia lat

Pani Mojsik nie jest najstarszą członkinią ukraińskiego chóru "Rodyna" z Dubiażyna. Wśród siedemnaściorga chórzystów są osoby w każdym wieku. Zamiłowanie do śpiewu, do kultury i tradycji ukraińskiej połączyło w "Rodynie" trzy pokolenia mieszkańców okolicznych wsi.

- Kiedyś to my tu wszyscy byli Białorusy - mówi Jan Tomczuk, w chórze od samego początku, czyli dwadzieścia lat. - Dziadek i rodzice inaczej rozmawiali, niż ci z białoruskich wsi, ale zawsze się mówiło, że my też Białorusini. Strach się było za komuny przyznawać, że jesteśmy Ukraińcami. Dopiero jak nowa Polska nastała, to się ludzie podzielili: ci Białorusy, a ci Ukraińcy.
Jan Tomczuk i jego żona Walentyna starają się nie opuszczać prób chóru. Bo każdy głos się liczy, a pana Jana chyba najbardziej, bo nikt nie śpiewa tak donośnie jak on.

Urząd Gminy w Orli podjął decyzję, że będzie finansować chór, krzewiący folklor ukraiński. Tak powstała "Rodyna".

Kierowniczką chóru jest Elżbieta Tomczuk. Zbieżność nazwisk przypadkowa "bo tu, Tomczuków dużo mieszka w całej gminie" - dowiaduję się.

Pani Elżbieta mieszka w Bielsku Podlaskim, gdzie uczy języka ukraińskiego i muzyki oraz prowadzi dziecięcy zespół folklorystyczny "Ranok". W "Ranoku" śpiewa i tańczy jedenastoletni wnuk pani Ani Mojsik. Potrafi zrobić szpagat i charakterystyczne ukraińskie "prysiudy" - wcale niełatwą figurę taneczną.

Przez cały rok w każdą niedzielę Elżbieta Tomczuk przyjeżdża z Bielska do Dubiażyna, żeby o godzinie 12 rozpocząć próbę chóru. Poznawała ukraiński folklor u źródeł, bo przed laty studiowała na Ukrainie. Przywozi swoim podopiecznym śpiewniki, teksty. Każda próba to nauka co najmniej jednej nowej pieśni.

Zapis nutowy nie przeszkadza

Chociaż żaden z chórzystów "Rodyny" nie wie, co to solfeż i nut czytać nie umie, to podczas prób każdy ma przed sobą tekst i zapis nutowy pieśni, której akurat się uczą.

- Wbrew pozorom to im pomaga w śpiewie - mówi Elżbieta Tomczuk. - Układ nut na klawiaturze podpowiada chórzyście, kiedy trzeba śpiewać wyżej, kiedy niżej.

Ale to i tak za mało, żeby wiedzieć, w którym momencie zaskoczyć słuchacza charakterystycznym ukraińskim zaśpiewem, załamaniem linii melodycznej. Oni to wiedzą jakby instynktownie. A jeżeli nie wiedzą, to posłuchają, jak śpiewa kierowniczka i bezbłędnie za nią powtórzą.

Trzy lata temu "Rodyna" zwyciężyła na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. To prestiżowy i bardzo ważny w karierze chóru laur. Sława zespołu sięga o wiele dalej, niż granice gminy czy województwa. "Rodyna" występuje - nieraz jako gwiazda - na festiwalach i przeglądach pieśni ukraińskiej w całej Polsce. Wszędzie przyjmowana jest entuzjastycznie.

- Chór folklorystyczny śpiewający acapella to niezbyt częste zjawisko - podkreśla Elżbieta Tomczuk. - Najczęściej takim grupom towarzyszą muzycy grający na tradycyjnych, ludowych instrumentach.

Na ścianach świetlicy w Dubiażynie, gdzie odbywają się próby, wiszą zdjęcia dokumentujące liczne podróże "Rodyny". Cała Polska, ale i zagranica miała okazję słuchać śpiewaków spod Orli. Egzotycznie wyglądają haftowane ukraińskie stroje na tle wieży Eiffla. Za to na Ukrainie "Rodyna" czuje się jak w domu i spotyka się tam z entuzjastycznym przyjęciem za każdym razem, kiedy koncertuje. A opinia tamtejszej publiczności jest bardzo ważna dla naszych śpiewaków. Przecież tam jest źródło tej kultury i tradycji, którą oni pielęgnują tu, w Podlaskiem.

"Rodyna" nie przebiera się za kulisami kilka razy w ciągu jednego występu. Chórzyści mają jeden - za to naprawdę piękny - komplet strojów, w których wychodzą na scenę. To prezent od ukraińskiego ministerstwa kultury.

- Nie mamy mundurków - zwraca uwagę kierowniczka chóru. - Każda koszula jest inna. Haft jest zgodny z tradycyjnym wzornictwem, podobnie kolorowe chusty, ale była możliwość zindywidualizowania tych strojów i skorzystaliśmy z niej.

Elżbieta Tomczuk nie tylko kieruje chórem; sama też śpiewa razem ze swoimi podopiecznymi.
- Dzisiaj jest nas w "Rodynie" siedemnaścioro - mówi. - Ale bywało więcej. Przez te dwadzieścia lat istnienia chóru jedni przychodzili, inni odchodzili. Niektórzy na zawsze. Ale zespół cały czas trwa i zawsze jest otwarty na nowych członków.

Od hip hopu do folkloru

Adam Tomczuk jest osiemnastolatkiem. Uczy się w Technikum Rolniczym w Bielsku Podlaskim, a od kilku lat śpiewa w "Rodynie". W basach.

- Skąd takie hobby? Kocham i język, i muzykę ukraińską - odpowiada Adam.
Przyznaje, że niewielu rówieśników podziela jego zainteresowania. Nie daliby się zagonić do chóru za żadne skarby. On zgłosił się do "Rodyny", bo po prostu chciał śpiewać ukraińskie pieśni ludowe.

- I inaczej niż w innych domach, gdzie to rodzice namawiali dzieci do udziału w chórze, u mnie to ja zachęciłem ojca, żeby też zaczął z nami śpiewać - śmieje się Adam.

Jerzy Tomczuk, ojciec Adama, chociaż prowadzi gospodarstwo rolne i poza tym pracuje, nie żałuje, że chór zabiera mu trochę z cennego czasu wolnego.

Adam na co dzień słucha różnej muzyki. Madonna, Michel Jackson - taki typowy pop, nic szczególnego. Ulubiony jego styl muzyczny - obok ukraińskiego folkloru - to hip hop. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Jedno z drugim się nie kłóci.
Jak się śpiewa, to chce się żyć

Luba Ryżyk, troszkę starsza od swojej koleżanki Ani Mojsik, śpiewa w "Rodynie" od samego początku. Jak mogłoby być inaczej, skoro jest mamą samej kierowniczki, pani Eli.

- Nieraz to i ciężko się wyrwać na próbę - mówi pani Luba. - To jednak obowiązek. Ale miły. Spotykam tu sąsiadki, i te bliskie, i te z innych wsi. To rozrywka. Lubię śpiewać, w chórze w cerkwi też śpiewam. Bo jak człowiek śpiewa, to weselej żyje.

Kiedy pytam innych "Rodynowców", co ich w tym chórze trzyma, powtarzają słowa Luby Ryżyk. No, niektórzy jeszcze dodają, że i po świecie trochę dzięki "Rodynie" pojeździli, i nowych ludzi poznali. Mają przeżycia i wspomnienia, których nie mieliby, gdyby nie "Rodyna".

Pani Ania Mojsik mówi, że już nieraz chciała zrezygnować z udziału w pracach chóru.

- Ale synowie, sokoły moje, mnie zakrzyczeli - opowiada. - Powiedzieli: "Jeszcze się mama w domu nasiedzi. Jak mama przestanie w chórze śpiewać, to się mamie żyć zaraz odechce. Ten chór mamę przy życiu trzyma". No i posłuchałam ich. I co tydzień z Koszek do Dubiażyna lecę na próbę. Jak ciepło, to rowerem jadę. A w zimie zawsze ktoś podwiezie.

Ostatnio spędzili kilka dni w Lublinie, gdzie w profesjonalnym studiu nagrań powstawała ich pierwsza płyta kompaktowa. Jej wydanie finansuje Związek Ukraińców Podlasia.

Na płycie będzie osiemnaście utworów. To drobny fragment repertuaru śpiewanego przez "Rodynę". Trudno w to uwierzyć, ale ci chórzyści - w większości nie pierwszej młodości - znają na pamięć około 200, a może i 300, jak twierdzą niektórzy, pieśni. Mogą je zaśpiewać w każdej chwili.

A okazji do publicznych występów nie brakuje. Teraz już myślą o sobocie 14 lipca, kiedy to w Dubiczach Cerkiewnych obchodzona będzie Kupała.

- Ale będzie święto - cieszy się pani Ania. - Zespoły będą z całego regionu, ukraińskie i białoruskie. Przyjedźcie do Dubicz na Kupałę. Posiedzimy razem, pośpiewamy, pojemy i popijemy. A jak się nie uda na Kupałę, to przyjedźcie jesienią do nas, do Dubiażyna, na Święto Pieczonego Ziemniaka. Wielkie ogniska się palą, pyszne ziemniaczki się pieką, a my śpiewamy. Naprawdę warto przyjechać.

- Żeby tylko dożyć - mruknął któryś z chórzystów. Wcale nie z tych najstarszych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny