Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dubaj ma alkohol, mini i dekolty, a teraz również najwyższy budynek świata.

Tadeusz Jacewicz
Mimo że Dubaj to kraj położony obok Arabii Saudyjskiej, można się wszędzie napić. Dekolty i mini są nie gorsze niż na południu Francji.
Mimo że Dubaj to kraj położony obok Arabii Saudyjskiej, można się wszędzie napić. Dekolty i mini są nie gorsze niż na południu Francji. Fot. sxc
Dubaj osiągnął swoje apogeum. Nie tylko fundamentaliści mają wątpliwości, czy alkohol, swoboda obyczajowa i amerykanizacja życia są zgodne z zasadami islamu i powinny być tolerowane.

Dzisiejszy Dubaj ma tyle, co III Rzeczpospolita. 20 lat temu widać było kilka budyneczków, w perspektywie człowiek na wielbłądzie i bezkres pustyni. Dziesięć lat później stał już słynny "żagiel" - hotel Burj Al Arab. Siedem gwiazdek, luksus, najlepsze materiały, najsłynniejsi projektanci. Rosły pierwsze wieżowce. Dzisiaj wielbłądy są tylko w zoo, na pustyni wyrosło kilkadziesiąt Manhattanów. A tydzień temu otwarto najwyższy budynek świata.

Jakkolwiek na to patrzeć, Dubaj jest zjawiskiem wymykającym się prostym definicjom. Dwóch ludzi, ojciec i syn, stworzyli mini Nowy Jork na pustynnym brzegu Zatoki Arabskiej. Znacznie ciekawszy i piękniejszy od pierwowzoru. Amerykańska stolica finansów jest brudnawa, mało przyjazna ludziom, ma dziurawe ulice i złom udający taksówki. W Dubaju jest sterylnie czysto, każdy wolny metr kwadratowy zajmują trawniki, poletka kwiatów i palmy. Taksówki błyszczą lakierem, nie wynaleziono jeszcze napadów i kradzieży, są wszystkie liczące się sklepy i marki świata. Mimo że to kraj położony obok Arabii Saudyjskiej, można się wszędzie napić. Dekolty i mini nie gorsze niż na południu Francji.

Już pierwszy kontakt zdumiewa. Linie lotnicze Emirates (najnowsze samoloty, w tym Airbus A-380) pasażerów business klasy zabierają limuzyną z domu i odwożą po wylądowaniu. W lotniskowych salonach menu jak w doskonałej restauracji, w samolocie - jeszcze lepsze. Standardem innych linii w Europie jest wygnieciona kotara, oddzielająca business klasę od turystycznej, i posiłek rodem z marnego baru. Ceny są podobne. Port lotniczy w Dubaju wygląda tak, że nasze Okęcie można by uznać za przydrożny zajazd.

Nie jestem pewien, czy ktoś zna biznesplan Jego Wysokości Władcy Dubaju, szejka Al Maktouma. Ten bardzo ambitny, świetnie wykształcony i otwarty przywódca chciał stworzyć w Dubaju kolejne centrum finansowe świata, ośrodek handlu międzynarodowego, turystyki i transportu lotniczego. Szło dobrze. Jeszcze dwa lata temu pracowała tam połowa wszystkich dźwigów budowlanych świata. Dzisiaj większość zdemontowano, inne ruszają się wolno. Ceny nieruchomości spadły o 40 procent, chętnych do wynajmu nie ma. Skąd mają się tam brać i w jakiej sprawie? To właśnie nęka mnie najbardziej. Najwspanialsze wizje muszą potwierdzić liczby. Inaczej strategie zamieniają się w marzenia.

Wydaje się, że rozpoczął się proces weryfikacji. Rozmach Dubaju finansowały łatwe pieniądze z ropy naftowej. Tyle że księstwo, jedno z siedmiu wchodzących w skład Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ropy praktycznie nie ma. Wydobywa ją sąsiad, Abu Dhabi, najważniejszy składnik ZEA. To szejk Abu Dhabi był gwarantem rozmachu Dubaju, łącznie z przywódcami innych państw naftowych. Poparcie słabło od dawna, tłumione z jednej strony zwykłą zazdrością (szejk Al Maktoum stał się legendarną, podziwianą w świecie postacią), z drugiej rosnącym dyskomfortem religijnym i obyczajowym. Nie tylko fundamentaliści mają wątpliwości, czy alkohol, swoboda obyczajowa i amerykanizacja życia są zgodne z zasadami islamu i powinny być tolerowane.

Trzeba zaczynać liczyć. Dubaj zbudowała (i utrzymuje przy życiu) harówka gastarbeiterów. Chudziny z Bangladeszu, Sri Lanki, Birmy, Indii i kilkudziesięciu innych biednych krajów dostają 200-300 dolarów miesięcznie. Śpią na trzypiętrowych pryczach, pracują 12 godzin dziennie i przesyłają rodzinom 100 dolarów miesięcznie. Tam to majątek. Pracują dobrowolnie, ale nie mogę uwolnić się od wrażenia, że to jest podręcznikowy wyzysk.

Co będzie, kiedy zaczną wysychać strumyki tej prawie darmowej siły roboczej? Kto będzie budować, sprzątać, dbać o zieleń, prowadzić taksówki i podawać drinki? Takie myśli biegały mi po głowie, kiedy z tarasu restauracji obserwowałem spektakl otwarcia najwyższego budynku świata. Burj Khalifa to 828 metrów betonu, stali, szkła i aluminium. Oświetlały go setki lamp stroboskopowych, tańczące fontanny i salwy fajerwerków. Na wielkim ekranie pokazywano często szejka Al Maktouma. Miał zatroskaną, zmęczoną twarz. Wiedział, że kończą się łatwe czasy wizji, za które ktoś inny płaci.

Dług Dubaju (400 tysięcy rdzennych mieszkańców) wynosi 65 miliardów dolarów. Gdyby zachować te proporcje w Polsce, bylibyśmy winni światu 6 bilionów (6 tysięcy miliardów) dolarów. Po prostu niewyobrażalne. Życzę, żeby Dubaj wyszedł z ciasnego zakrętu. To, co tam robią, jest imponujące. Rozumiem jednak, dlaczego dumie i fajerwerkom towarzyszył niepokój. Jest o co się martwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny