Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dowiedz się, kiedy w Białymstoku pojawiła się pierwsza reklama świetlna, asfalt i Klukwa

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Na rogu Lipowej i Rynku historyczny słup, na którym zawisła pierwsza w mieście reklama świetlna. Widok z około 1916 roku.
Na rogu Lipowej i Rynku historyczny słup, na którym zawisła pierwsza w mieście reklama świetlna. Widok z około 1916 roku. Fot. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Wszystko co jest pierwsze zapada w pamięć i przechodzi do historii. Odsłaniamy kilka nieznanych faktów z dziejów naszego miasta.

Pierwsza reklama świetlna pojawiła się w Białymstoku w październiku 1926 roku. Asfalt po raz pierwszy położono w lecie 1936 roku.

Wtedy też białostoczanie spróbowali nowej odmiany włoskich brzoskwiń - nektariny.

Wszystko co jest pierwsze zapada w pamięć i przechodzi do historii.

Z czasem jednak okazuje się, że tych pierwszych było tyle, że nie sposób je wszystkie spamiętać. Ot choćby proste pytanie.

Kiedy w Białymstoku pojawiła się pierwsza reklama świetlna? Trudne? Odpowiem. W październiku 1926 roku.

W miejscu gdzie dziś stoi budynek, w którym na parterze jest sklep "Ratuszowy", przed wojną stała kamienica Jankiela Szmula Zabłudowskiego. Od strony Lipowej, na parterze była w niej piekarnia Józefa Mładka. Przed nią stał słup telefoniczny. I właśnie na nim zawisła ta pierwsza świetlna reklama.

Dokładnie ją opisano. "Na ekranie, przymocowanym do słupa, ukazują się rozmaite świetlne napisy reklamowe oraz całe wycinki z filmów wyświetlanych obecnie lub mających być demonstrowanemi w miejscowych kinach".

To była sensacja. Nic więc dziwnego, że pod piekarnią, całymi godzinami stał zbity tłum gapiów wpatrujących się w migoczącą skrzynkę. Ludzi było tyle, że tamowali ruch na jezdni. O przejściu chodnikiem w ogóle nie było mowy. Piekarz Mładek rwał włosy z głowy, bo żaden z klientów nie mógł dostać się do piekarni. Wejście było zatarasowane. Uradowani byli natomiast śródmiejscy złodziejaszkowie.

Krążyli pomiędzy osłupiałymi białostoczanami, którzy z zadartymi głowami wpatrywali się w słup. Ileż to portfeli zmieniło właściciela dzięki tej reklamie!
Prasa konkludowała, że te świetlne anonsy należy szybko zlikwidować, bo są one "dla publiczności naszej - niewygodą, dla policji - fatygą, dla miasta - nieporządkiem, dla złodziei - fajramem i żniwem".

Inna nowość zawitała na Rynek Kościuszki w lecie 1936 roku. Wówczas, po raz pierwszy w Białymstoku położono asfalt! Początki były skromne, bowiem "municypalność białostocka" zafundowała mieszkańcom jedynie "gładkie asfaltowe przejście".

Można było korzystać z niego, chcąc z rogu ulicy Sienkiewicza przejść na drugą stronę Rynku, pod aptekę Ajzensztadta. Białostoczanie nareszcie mogli wygodnie spacerować zamiast wykręcać nogi i łamać obcasy na "kocich łbach".

Chodnik ten wywołał "ogólną uciechę i ogólny podziw". Sarkano jedynie na fakt, że przed apteką zawsze na asfalcie stał jakiś pojazd. W sąsiedniej kamienicy mieścił się popularny w Białymstoku Dom Handlowy Braci Głowińskich, apteka też była chętnie odwiedzana bo słynęła z renomy, a na dodatek była tu jeszcze stacja benzynowa "Polminu", gdzie "auta benzynę nabierały".

W związku z tym pieszym pozostawały stare, poczciwe kocie łby.

Lato 1936 roku obfitowało w nowości. Wówczas to białostoczanie po raz pierwszy zobaczyli i spróbowali "nektariny" - nową odmianę włoskich brzoskwiń. W białostockich owocarniach za kilogram tej nowości trzeba było zapłacić aż 6 zł.

Z inną nowością tegoż lata zdarzył się pewien kłopot. Na rogu Lipowej i Kupieckiej (Malmeda) znajdowała się świetnie prosperująca wytwórnia wód gazowanych Icchoka i Estery Lewinów. Wpadli oni na pomysł, aby wodę sodową mieszać z sokiem żurawinowym.

Gdy już uchwycili odpowiednie proporcje, to zaserwowali białostoczanom nowy orzeźwiający napój, hit sezonu '36 - Klukwę. Białystok oszalał na jej punkcie. Każdy chciał gasić pragnienie napojem od Lewinów. A, że lato tego roku było upalne, to i Klukwa szła jak woda!

Jednak zazdrosna konkurencja nie spała i wnet inne białostockie wytwórnie zaczęły sprzedawać kwas żurawinowy, opatrując go tą dźwięczną, rosyjską nazwą. Lewin postanowił walczyć. Widząc, że konkurenci bezkarnie poją białostoczan jego (!) wynalazkiem, zgłosił nazwę Klukwa do Urzędu Patentowego i uzyskał do niej wyłączność.

Triumfalnie ogłosił, że wszystkie wytwórnie mają natychmiast przestać produkować fałszywą Klukwę. Zagroził, że gdyby ten jego zakaz nie poskutkował, to sądy w Białymstoku będą miały pełne ręce roboty.

A może by tak odgrzebać gdzieś ten patent i Klukwą zawojować cały świat? Byłoby to po raz pierwszy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny