Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dostrzegać znaki życia

Krystyna Kościewicz
Podczas wypraw polarnych chudłem 26-30 kg. To tak duży wysiłek, że dziennie zużywa się około 6 tys. kilokalorii - mówi podróżnik Marek Kamiński
Podczas wypraw polarnych chudłem 26-30 kg. To tak duży wysiłek, że dziennie zużywa się około 6 tys. kilokalorii - mówi podróżnik Marek Kamiński
Takiego oblężenia, jak podczas spotkania z podróżnikiem Markiem Kamińskim,

sala kominkowa Centrum Promocji Regionu "Czerlonka", chyba jeszcze nie przeżyła.

I nic dziwnego, Kamiński na stałe zapisał się w historii jako pierwszy podróżnik, który w 2004 roku na Arktykę, a potem na Antarktydę zabrał Jasia Melę, chłopca bez nogi i ręki. Jednego roku razem zdobyli bieguny Północny i Południowy.

Nigdy nie można się poddawać

- To nie było tak, że najpierw wymyśliłem sobie wyprawę na biegun, potem zrobiłem casting, a ponieważ Jasiek wypadł najlepiej, więc poszedł. Było zupełnie odwrotnie - opowiada Marek Kamiński. - Spotkałem Jaśka i zastanawiałem się, w jaki sposób mogę mu pomóc. Chciałem podzielić się z nim doświadczeniem. Najpierw myśleliśmy o najwyższym szczycie na Kaszubach, o Rysach, Mont Blanc, o Grenlandii, a w końcu w rozmowach zawędrowaliśmy aż na biegun. Potem trzeba było to wcielić w życie. Jasiek był inspiracją i przyczyną tej wyprawy. Jednym z celów było udowodnienie, że to głowa nie nogi dochodzą na biegun.

Wyczyn Janka Meli i Marka Kamińkiego udowodnił, że nigdy nie można się poddawać, mimo kalectwa i wielu nieszczęśliwych zdarzeń.

- Nie chodzi o to, aby być bohaterem, ale żeby być człowiekiem - mówi. - Bez wsparcia żony nie miałbym tyle wytrwałości. Bałem się, jak najbardziej. Tylko ludzie bez wyobraźni się nie boją. Z Jaśkiem bałem się bardzo często. Przewrócić się na lód, to tak jak na beton. Gdyby Jasiek sobie cokolwiek złamał, musielibyśmy przerwać wyprawę.

Nie bać się samego siebie

Wiele myśli podróżnika mogłoby posłużyć za motto życiowe. Mimo iż na biegunie był tysiące kilometrów od cywilizacji, twierdzi, że nie czuł się tam samotny.

- Mając pięć lat, złamałem rękę. Potem długo przebywałem w sanatorium, bez rodziców. Nauczyłem się nie bać się samego siebie. Ludzie boją się samotności. Ale najbardziej samych siebie, kiedy muszą liczyć tylko na siebie. Jeśli człowiek jest w harmonii z naturą, samym sobą, to nie ma znaczenia, że dziesiątki kilometrów idzie się zupełnie samemu. Ludzie są bardziej samotni w wielkim mieście, między innymi ludźmi, bo czują, że innych nie obchodzą, ani specjalnie nie interesują się innymi. To jest prawdziwa samotność.
Najważniejsze jest myślenie

Zdaniem Marka Kamińskiego trzeba przede wszystkim liczyć na siebie. Podstawą jest dobre planowanie, a przede wszystkim myślenie. Już udowodnił, że w ten sposób można zdobyć niemal każdy życiowy biegun. Teraz chce pokazać, że wraz z żoną i dwuletnią córką Polą zrealizują wyprawę dookoła świata. To pomysł żony. W podróży będą dwa lata. Statkiem, samolotem, piechotą, na nartach. Nie przemierzą wszystkich krajów, ale na pewno wszystkie kontynenty.

- Zabierałem żonę na Biegun Północny. Uważam, że kobiety często radzą sobie dużo lepiej niż mężczyźni. Są bardziej wytrzymałe psychicznie - twierdzi pan Marek. - Tym razem to bardzo trudny projekt, bo z małym dzieckiem. Ale życie jest podróżą. Kiedy dotarłem do bieguna w 1995 roku, nawet w marzeniach nie pomyślałem, że za dziewięć lat dojdę tam z niepełnosprawnym chłopcem. To było dużo ważniejsze niż samotne dojście. Trzeba być uważnym, bo życie daje znaki. Trzeba się w nie wsłuchiwać i za nimi podążać. Przeznaczenie jest harmonią, która rządzi światem. Czy to będzie Antarktyda, Arktyka, Hajnówka, czy Gdańsk, wszędzie trzeba znaleźć tę harmonię.

Związki z Hajnówką

Spotkanie z Markiem Kamińskim doszło do skutku dzięki pani Oldze Andrzejuk, wieloletniej nauczycielce i znawczymi teatru lalkowego. Mało kto wie, że Marek Kamiński jest związany z Hajnówką rodzinnie. Na co dzień jest bratem synowej pani Oli.

Najpierw była przyjaźń z hajnowianinem Jurkiem Andrze-jukiem. Od 1983 roku razem studiowali filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Potem został jego szwagrem.

- W Hajnówce po raz pierwszy byłem w 1992 roku - wspomina Kamiński. - Wówczas w roli świadka na ślubie mojego przyjaciela Jurka Andrzejuka, syna Olgi Andrzejuk. Przez kilka godzin musiałem trzymać mu koronę nad głową, a to nie było łatwe...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny