Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Czwakiel prawie umarła. Zdarzył się cud

Norbert Ziętal (Nowiny24)
Dorota i Józef Czwakielowie z córeczką Marysią
Dorota i Józef Czwakielowie z córeczką Marysią
Życie Doroty Czwakiel szybko gasło. Ustawały funkcje życiowe, spadało krążenie, siniały i puchły jej ręce. Lekarze nie dawali nadziei. W tym czasie mąż, rodzina, obcy ludzie modlili się o cud. I Dorota wyzdrowiała.

Byłem w szoku, że tak szybko wróciła do zdrowia. Po kilku tygodniach od tych dramatycznych wydarzeń widziałem ją, jak prowadziła samochód. Przecierałem oczy. Po tylu operacjach? - dziwi się Andrzej Swatek, dyrektor Zespołu Szkół w Gorzycach.

- Modlili się mieszkańcy Gorzyc i okolicy, ale nie tylko. Prosiliśmy znajomych, aby nasze prośby o modlitwy przekazali swoim przyjaciołom. I tak w intencji naszej Doroty modlili się nawet na dalekiej Kamczatce i w Watykanie - mówi karmelitanka, siostra Magdalena Kowalczyk.
Bała się tego porodu

Październik 2010 r. Zespół Szkół w Gorzycach świętuje Dzień Papieski. Dorota Czwakiel rozdaje kremówki.

- Poprosiliśmy ją, żeby upiekła jedną, która miała być rekwizytem podczas przedstawienia. A ona przyniosła trzysta ciastek. Pomogły jej koleżanki, ale to ona była inicjatorką tej miłej niespodzianki - mówi dyrektor Swatek.

Dorota była wówczas w ósmym miesiącu ciąży. Nosiła swoje piąte dziecko. Obawiała się komplikacji. Dwa dni po uroczystości urodziła przez cesarskie cięcie miesiąc przed terminem. Jednak sama, po kilku operacjach i krwotokach, jest w stanie krytycznym.

- To spadło na nas jak grom z jasnego nieba - wspomina dyrektor.

Czwakielowie są bardzo lubiani we wsi. Józef, mąż Doroty pomógł zrobić szkolny kącik papieski. Własnoręcznie wykonał do niego metaloplastykę. Wykuta w metalu nazwa szkoły na froncie budynku to jego robota.

Po cesarce Dorota przechodzi operację usunięcia macicy, potem pojawiają się krwotoki. Lekarze nie dają nadziei. Józefowi wali się świat. On, twardy chłop, kowal, jest na skraju załamania. Idzie do kościoła. Pada krzyżem na posadzce przed Najświętszym Sakramentem.

- Postanowiłem, że jak Bóg uratuje moją żonę i dziecko, to ja do końca życia nie tknę alkoholu. I wtedy pojawiło się pierwsze zwątpienie. Coś mnie zapytało: a co będzie, jak nie uratuje? Z tyłu słyszałem szlochanie ludzi, bo w kościele było sporo osób.

Józef modli się przecież nie tylko za żonę, ale także za nowonarodzoną córeczkę Marysię. Z nią też jest kiepsko. Dostała zaledwie jeden punkt w dziesięciostopniowej skali Apgar. Takim maluchom praktycznie nie daje się szans na przeżycie.

Dopóki bije serce

Na chwilę stan Doroty się poprawia. Wychodzi z sepsy, nie ma już krwotoków. Na 40 minut odzyskuje przytomność. Pyta, co z córeczką, ile waży i ile punktów dostała. Wkrótce znów wracają krytyczne chwile.

- Lekarze powiedzieli: słuchaj chłopie, tutaj nie damy już rady - opowiada Józef. Postanawia umieścić żonę w szpitalu w większym ośrodku. Szuka wsparcia. Od znajomych do znajomych. Działa jak w amoku. W końcu informacja dociera do prof. Andrzeja Skręta z Rzeszowa, wojewódzkiego konsultanta z zakresu ginekologii. Specjalista pojawia się w przeworskim szpitalu, przyjeżdża kartką na sygnale.

- To wspaniały człowiek - podkreśla Józef. - Zobaczyłem go ubranego w dżinsy, flanelową koszulę, sportową kurtkę. Niby zwykły człowiek, ale biła od niego jakaś niezwykłość. Pomyślałem sobie wtedy, że to prawdziwy profesor. Wszystko mi wytłumaczył prostymi słowami. Powiedział, że dopóki bije serce żony, dopóty jest nadzieja.

Będę prosił Jana Pawła II

Dorotę przewożą do szpitala w Rzeszowie. Ma przetaczaną krew. W sumie 16 litrów, podczas gdy człowiek ma w sobie 5 do 6 litrów. W czwartek lekarze mają stoczyć decydujący bój o życie Doroty. Wieczorem w środę Józef wraca z teściem ze szpitala do Gorzyc. Po drodze wstępują do kilku księży. Wszystkich proszą o modlitwę. Ksiądz z Przeworska daje Józefowi różaniec poświęcony przez Jana Pawła II.

- Wtedy postanowiłem, żeby prosić o wstawiennictwo Jana Pawła II - mówi Józef.

W tym czasie dramatem Czwakielów żyją już całe Gorzyce, zwłaszcza miejscowa szkoła. Codziennie rano przed szkołą gromadzą się uczniowie. Idą do kościoła modlić się o życie i zdrowie dla pani Doroty. To inicjatywa rodziców uczniów. Do gorzyckiego Zespołu Szkół chodzą cztery starsze córki Czwakielów: Kasia (14 lat), Joasia (12), Zosia (11) i Ania (7). Skromne uczennice, lubiane przez innych.

- To było coś niesamowitego - opowiada siostra Magdalena Kowalczyk. - Zwykle na rekolekcjach trudno nad dziećmi zapanować. Rozrabiają, kręcą się. A tutaj spokój, skupienie, modlitwa. Prosiły o życie dla mamy swoich koleżanek. Po południu do kościoła przychodzi już prawie cała wieś. Dorośli i dzieci.

Jest środa, wieczór. Jutro operacja Doroty w rzeszowskim szpitalu. Józef nie wraca do domu. Każe się zawieźć przed pomnik Jana Pawła II, który stoi przed szkołą. Zaczyna odmawiać różaniec. Do modlitwy dołącza się rodzina, a później inni ludzie.

- Też tam byłem. Mroźna październikowa noc. Wytrzymałem gdzieś do pierwszej w nocy. Było mi bardzo zimno. A pan Józef stał tam do rana i się modlił - mówi ks. proboszcz Marian Jagieła.

- W pewnym momencie powiedziałem do ludzi: jutro, w dniu operacji, zdarzy się cud - wspomina Józef. Nie pamięta jak ludzie zareagowali. Później, już po wszystkim, teść i szwagier powiedzieli mu, że wtedy przed pomnikiem myśleli, że musiał być bardzo załamany.

Józef opowiada: - Po szóstej rano zostałem sam. I znów przyszło zwątpienie. Co ty tu chłopie robisz? Ludzie pomodlili się, a teraz wszyscy rozeszli się do pracy, pewnie szybko zapomną, a ty zostałeś sam. I mocno ściskałem różaniec, który dostałem od księdza z Przeworska. Ten różaniec znowu dodał mi sił.

Przyrzeczenia dotrzymam

Operacja jest niezwykle trudna. Ginekologiczna, a potem jeszcze urologiczna, bo pojawiły się problemy z moczowodem.

- Pacjentka była w przewlekłym wstrząsie krwotocznym. Anestezjolodzy powątpiewali, czy dalsze nasze interwencje coś dadzą - nie ukrywa profesor Skręt.

Ale dzieje się coś niezwykłego. Dorota pokonuje zagrożenie. Jest w śpiączce klinicznej na oddziale intensywnej terapii, jednak z dnia na dzień jej stan się poprawia.

- Ja nic nie pamiętam - wspomina teraz Dorota. - Dwa tygodnie jakby zostało wycięte z mojego życiorysu.

Siedzimy przed domem Czwakielów. Widać, że Józef to dusza towarzystwa. Od kilkunastu lat prowadzi zakład kowalski. Lata na motolotni, jeździ motocyklem, konstruuje maszyny. Dorota, skromna, uśmiechnięta, małomówna. Na rękach trzyma Marysię. Radosne dziecko. Wierci się i co rusz rzuca grzechotką o ziemię.

- Chcę dotrzymać tego przyrzeczenia w sprawie alkoholu, które złożyłem. Różnie w moim życiu bywało i już składałem takie przysięgi, ale tym razem będę się starał wytrwać. Choć człowiek jest tylko człowiekiem - mówi Józef.

Nie chce rozgłosu. Długo się zastanawia, czy z nami rozmawiać. - Jestem niezmiernie wdzięczny wszystkim lekarzom. I z Przeworska, i Rzeszowa. Zrobili, co byli w stanie. Czy to był cud? Byłbym ostrożny. To musiałyby zbadać odpowiednie instytucje kościelne, wydać opinie. Jednak jeżeli już mówimy o cudzie, to najbardziej przyczyniły się do niego te gorące, najbardziej szczere modlitwy dzieci - kręci głową i choć to twardy chłop, to słychać, jak głos mu się łamie.

- Tutaj musiał zadziałać czynnik pozamedyczny. My lekarze zawsze robimy co możemy, ale jesteśmy tylko narzędziami w rękach Boga - mówi prof. Skręt.

Dyrektor szkoły w Gorzycach nie ma wątpliwości: - W opinii mieszkańców to był ewidentnie cud. Bóg, widząc modlitwę tylu osób, nie miał wyjścia. Musiał uratować Dorotę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny