Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom pomocy Lawendowy Zaścianek to rodzinny interes. Pomagają starszym ludziom godnie żyć

Magdalena Kuźmiuk
To biznesowa rodzina Kowalewiczów: mama Barbara, tata Jacek, córka Karolina (z prawej) i synowa Natalia (w środku). Syn Marcin wkrótce dojedzie z Warszawy.
To biznesowa rodzina Kowalewiczów: mama Barbara, tata Jacek, córka Karolina (z prawej) i synowa Natalia (w środku). Syn Marcin wkrótce dojedzie z Warszawy. Andrzej Zgiet
Handlowali mięsem, mieli warsztat samochodowy, a teraz będą pomagać starszym ludziom godnie żyć.

W Lawendowym Zaścianku w podbiałostockich Zaściankach świąteczna krzątanina rozpoczęta. Kartony z bożonarodzeniowymi ozdobami już czekają na rozpakowanie, mieszkańcy domu już przygotowują choinkowe łańcuchy. Lada dzień zawisną na zielonym drzewku.

Wszyscy są podekscytowani, bo to będą ich wspólne pierwsze Święta Bożego Narodzenia. Będą jasełka, opłatek, Wigilia z tradycyjnymi potrawami, kolędy. Z seniorami.

- Nie chcemy, by starość była smutna, a starsi ludzie siedzieli ze spuszczonymi głowami na wózkach inwalidzkich, bezużyteczni, zapomniani. Bo takie obrazki można najczęściej zobaczyć w domach pomocy. Chcemy pokazać, że tak nie musi być - mówi Barbara Kowalewicz, szefowa nowo otwartego Domu Opieki Lawendowy Zaścianek.

- Chcemy uniknąć atmosfery szpitala - dodaje Karolina, córka pani Barbary, a jednocześnie szefowa administracji domu.

Drób, samochody i jedno marzenie

A historia jego powstania jest ciekawa... Barbara i Jacek Kowalewiczowie przez kilkanaście lat z sukcesami prowadzili biznes w branży mięsnej i drobiu. Zatrudniali ponad 60 osób. Mieli hurtownię z kilkoma oddziałami: w Białymstoku, Augustowie, Bielsku Podlaskim, Giżycku. Zarządzali też warsztatem samochodowym, który mieścił się na ulicy Kopernika. Służył głównie do naprawy samochodów firmowych, ale pan Jacek restaurował tam też swoje zabytkowe auta. To jego wielka pasja. Upodobał sobie zwłaszcza volkswageny.

- Cztery prezentowane są w Muzeum Motoryzacji przy Węglowej. Pięknie odrestaurowanym garbusem jeździ Karolina. A ja mam pierwszego w Białymstoku golfa z 1975 roku - opowiada pan Jacek, który jest znany w białostockim środowisku motoryzacyjnym.

Z zamiarem sprzedaży hurtowni Kowalewiczowie nosili się już od dłuższego czasu. Interes nie przynosił już takich zysków. - Lokalne firmy zaczęła zjadać zachodnia konkurencja - mówi wprost pan Jacek.

- Pamiętam, jak na wczasach rozmyślaliśmy, w jaką branżę wejść. Mąż chciał założyć myjnię samochodową, ale starałam się mu to wyperswadować. Powtarzałam: Zobaczy, ile jest myjni w Białymstoku? To się nie uda. Mogliśmy nie robić nic. Ale chcieliśmy zostawić dzieciom coś po sobie - wspomina Barbara Kowalewicz.

Już wtedy pani Barbara marzyła o założeniu domu opieki. Ale - jak mówi - takiego, gdzie starszych będzie się z szacunkiem, godnością. Nie - doczekalni, umieralni.

Hurtownię sprzedali bardzo szybko. Potem zamknęli warsztat przy Kopernika. Wystawili ziemię na sprzedaż.

- Ja dawno temu wymarzyłam sobie cenę, za jaką chciałabym ją sprzedać. To atrakcyjne miejsce. Ale wszyscy pukali się w głowę, że nikt mi tyle nie da. A jednak! - nie ukrywa pani Barbara.

Nieruchomość kupił McDonald’s. I dziś w miejscu po warsztacie Kowalewiczów stoi restauracja z frytkami i hamburgerami.

To miejsce stawia ludzi na nogi

Krok do spełnienia wielkiego marzenia pani Barbary został wykonany. Pojawiło się pytanie, gdzie powstanie ten ich rodzinny dom spokojnej starości. Tak, bo takie było założenie, że dom poprowadzi cała rodzina.

- Karoliny długo nie musiałam przekonywać. Zawsze widziałam u niej tę niesamowitą empatię do ludzi starszych. Pojawiła się nasza synowa, Natalia. Okazało się, że jest pielęgniarką i to na onkologii. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego kierownika medycznego - chwali pani Barbara. - Niedługo dołączy do nas syn Marcin, który zajmie się księgowością. Jeszcze finalizuje swoje sprawy w Warszawie, gdzie mieszkali z Natalią.

Rodzina myślała, by wybudować dom blisko lasu w okolicach Krypna. Kowalewiczowie uznali jednak, że choć okolica jest tam piękna, to zbyt daleko od miasta. A im bardzo zależy na tym, by rodzina utrzymywała kontakt z seniorami, którym się opiekują. Pracownicy też musieli mieć dobry dojazd.

Wtedy pomyśleli o ziemi w Zaściankach, która od pokoleń należała do rodziny pana Jacka. - Pamiętam, jak tu było rżysko. Wcześniej mama sadziła truskawki. Ziemia była, czekała na swoją wielką chwilę - wspomina pan Jacek, który wybudował dom opieki w Zaściankach.

Pierwsze łopaty wbito w lipcu ubiegłego roku. Lawendowy Zaścianek miał oficjalne otwarcie zaledwie dwa miesiące temu.

- Dziś się śmiejemy, że jeszcze wieczór przed przyjazdem pierwszych pensjonariuszy skręcaliśmy meble, malowaliśmy ściany w pokojach. Wyjechałyśmy stąd z Karoliną około trzeciej w nocy - opowiada Natalia Kowalewicz, synowa Barbary i Jacka.

W listopadzie w domu zamieszkali pierwsi pensjonariusze. A w grudniu jedna z podopiecznych hucznie świętowała setne urodziny.

Dziś w Lawendowym Zaścianku mieszka dwanaście starszych osób.

- Piętro, choć wykończone, jest jeszcze nieczynne, bo jesteśmy w trakcie wstawiania windy - pokazuje pan Jacek, którego zadaniem w Zaścianku jest dbałość o wszelkie sprawy budowlane.

Pomysłów jest wiele. Kowalewiczowie podkreślają, że chcą połączyć biznes z niesieniem pomocy, umilaniem schyłku życia starszym osobom, które - nad czym ubolewa pani Barbara - w naszym kraju wciąż traktowane są jak ludzie gorszej kategorii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny