Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doktor no englisz

Janka Werpachowska
Nie znalazł się lekarz chętny, żeby rozmawiać po angielsku.
Nie znalazł się lekarz chętny, żeby rozmawiać po angielsku. Archiwum
Długa kolejka do rejestracji w jednej z białostockich spółdzielni lekarskich. Firma z tradycjami. Na liście przyjmujących lekarzy wielu specjalistów z tytułami profesorskimi.

W kolejce stoi młoda panienka. Widać, że kiepsko się czuje, widać radość i ulgę na jej twarzy, kiedy w końcu podchodzi do jednej z kilku pań w rejestracji.

Dziewczyna coś mówi, w oczach rejestratorki widać narastającą panikę. W końcu chwyta za telefon, chwilkę, z kimś rozmawia. Po skończonej rozmowie zwraca się do dziewczyny:

- Doktor no englisz! - niemal krzyczy, bo przecież każdy wie, że do obywatela zza granicy trzeba mówić bardzo głośno, wtedy może coś zrozumie.

Pani rejestratorka też jest "no englisz", dlatego w dalszym dialogu z obcojęzyczną pacjentką zaczynają pomagać przypadkowe osoby z kolejki.
Dziewczyna sugeruje, że może jest wśród lekarzy pracujących w tej chwili w spółdzielni chociaż jeden, który mógłby chociaż na chwilkę wcielić się w rolę tłumacza. Pani rejestratorka jest bardzo życzliwa, chce pomóc. Dzwoni do kilku gabinetów specjalistów z tytułami i wszędzie słyszy tę samą odpowiedź, którą gromkim głosem powtarza dziewczynie:

- Doktor no englisz!

- Ten doktor też no englisz.

Potencjalna pacjentka zrozumiała, że polscy lekarze są "no englisz". Zapewne się trochę zdziwiła, że w placówce liczącej sobie niemało grosza za każdą wizytę, nie znalazł się ani jeden lekarz "englisz".

Tyle lat po przemianach, kiedy jedną z najbardziej pożądanych umiejętności jest znajomość angielskiego, absolwenci studiów medycznych nie władają tym językiem. Nieprawdopodobne. Przecież lekarze, przynajmniej ci z tzw. wyższej półki, muszą śledzić publikacje naukowe w światowej prasie, żeby być na bieżąco i rozwijać swój warsztat zawodowy.

Dlatego nie bardzo wierzę, że wszyscy, proszeni o pomoc byli "no englisz". A nawet jestem tego pewna. Myślę za to, że większość z nich była po prostu nieuczynna. Nie chciało im się odrywać od gabinetowej rutyny i poświęcić kilku minut na zajęcie, którego nie ma w cenniku spółdzielni. Bo to ani pierwsza wizyta, ani konsultacja, ani badanie kontrolne.

W cenniku nie ma pozycji: bezinteresowna pomoc.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny