Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec ery dinozaura

Redakcja
Komu potrzebna jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?

EWA ŁOSIŃSKA

EWA ŁOSIŃSKA

Komu potrzebna jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?

Rozwiązać Krajową Radę Radiofonii i Telewizji! - ten postulat z sondy zamieszczonej na stronie internetowej Radia Blue FM z Gdowa, któremu rada niedawno odebrała koncesję, ma wielu zwolenników wśród jego słuchaczy. Ale nie tylko rozżaleni zwolennicy stacji mają wątpliwości, czy rada w obecnym kształcie jest ciągle potrzebna.

-Rozwój techniki cyfrowej sprawia, że to ciało zaczyna być anachronizmem, instytucją utrwalającą swoiste getto radiowo-telewizyjne - alarmował Jarosław Sellin, członek rady, już w 1999 r. Jak zapewnia dziś, nie zmienił poglądów na ten temat. Podkreśla też upartyjnienie rady, której członkowie "często reprezentują interesy swoich politycznych mocodawców". - To wielki błąd, że rada otrzymała gwarancje konstytucyjne - sądzi.
   Choć na Zachodzie stopniowo ogranicza się kompetencje podobnych ciał, u nas prawdopodobnie wkrótce rada zostanie wzmocniona. Taka propozycja znajduje się w projekcie nowej Ustawy o radiofonii i telewizji.

Zajrzeć nadawcom do kieszeni

   Oskarżenia o upolitycznienie rady stały się szczególnie głośne, gdy pod koniec lipca Radio Blue z Gdowa, któremu rada odebrała koncesję, złożyło do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego. Stacja zarzuca mu ujawnienie tajemnicy handlowej firmy. - Pan Czarzasty naruszył nasze dobra. Chce nas zniszczyć. Zostałem zaszufladkowany jako człowiek RMF - twierdzi Andrzej Lenart, szef radia.
   "Moje wątpliwości budzi stan materialny Radia Blue oraz źródła jego finansowania. Jest zagadką, skąd radio ma trudności ze zorganizowaniem pieniędzy na opłatę koncesyjną, a posiada sprzęt tak wysokiej klasy - (za ok. milion dolarów)" - napisał związany z SLD Czarzasty do polityków Sojuszu, tłumacząc, dlaczego sprzeciwił się przedłużeniu koncesji popularnej stacji. Sekretarz KRRiT, przyjaciel Roberta Kwiatkowskiego, szefa TVP, z czasów gdy obaj działali w ZSP, utrzymywał początkowo, że nie wie, kto upowszechnił jego pismo, ale potwierdził, że głównym powodem nieprzedłużenia koncesji Blue FM były obawy o jego powiązania z Radiem RMF, które często krytykowało radę.
   Jarosław Sellin nazwał odebranie koncesji Blue FM "zamordowaniem dobrego lokalnego radia" bez merytorycznych przyczyn. Protestowali artyści, wojewoda małopolski, rzecznik praw obywatelskich, a także senatorowie wszystkich opcji politycznych.
   W obronie rozgłośni i Twojego Radia z Wałbrzycha, które spotkał podobny los, wystąpiła nawet międzynarodowa organizacja dziennikarska "Reporterzy bez granic" - interweniowała w Radzie Europy i Komisji Europejskiej. A w liście do przewodniczącego KRRiT Juliusza Brauna Robert Menard - sekretarz generalny organizacji, napisał: "Jesteśmy zdziwieni, że decyzję podjęto bez odpowiedniego umotywowania, bez ostrzeżenia i możliwości odwołania. Jeśli zostanie zrealizowana, wskazywałaby, że władza KRRiT jest nadzwyczajna i arbitralna, to jest niezgodna ze standardami Unii Europejskiej w dziedzinie wolności mediów".
   Protesty jednak niczego nie zmieniły. - Czekamy na uzasadnienie decyzji rady. Dopiero wtedy możemy odwołać się do Naczelnego Sądu Administracyjnego - mówi Andrzej Lenart. - Problem w tym, że postępowanie przed sądem potrwa lata, a wkrótce spodziewamy się nakazu wyłączenia nadajników. Czego nie zrobimy - dodaje. Zdaje sobie jednak sprawę, że reklamodawcy przestaną do rozgłośni przychodzić. - Mimo to chcemy walczyć - zapewnia. - Zarzuty, że radio ma zbyt dobry sprzęt, są przecież absurdalne.

To tylko incydent?

   Przewodniczący rady Juliusz Braun, pytany o doniesienie do prokuratury złożone przez Radio Blue, mówi: - Jeśli ktoś uważa, że popełniono przestępstwo, powinien o nim zawiadomić. Sądzi jednak, że nie można sugerować, iż Krajowa Rada jest niepotrzebna, na podstawie zamieszania wokół koncesji dla lokalnych rozgłośni. - To tylko incydent - przekonuje. - Skoro podobne rady istnieją w tak wielu krajach, to widocznie do czegoś się przydają.
   Ale polskich "dziewięciu mędrców" (tylu członków liczy KRRiT) krytykowano już wcześniej. W maju Jaś Gawroński, włoski deputowany do Parlamentu Europejskiego polskiego pochodzenia, stwierdził, iż sytuacja mediów w Polsce jest niejasna i niebezpieczna. Komisja Spraw Zagranicznych parlamentu zaleciła zaś, by w swym dorocznym raporcie o rozszerzeniu Unii Europejskiej parlament wyraził zaniepokojenie projektem polskiej Ustawy o radiofonii i telewizji, bo jej zapisy mogą "prowadzić do nadmiernego wpływu rządu na media".
   Gawroński podkreślił, że najbardziej niepokojące są szerokie kompetencje Krajowej Rady. - Jeżeli będzie niezależna od rządu i nie będzie korzystać z całego przysługującego jej zakresu władzy, to nie ma problemu. Jeśli jednak będzie podporządkowana rządowi i wykorzysta pełnię władzy, to niebezpieczeństwo politycznego wpływu na media stanie się realne - powiedział w wywiadzie dla BBC. - Rada będzie miała władzę ogromną, a niejasną - podkreślił.
   Rada w ogóle nie ma ostatnio szczęścia do laurek. Rzecznik praw obywatelskich Andrzej Zoll zaskarżył właśnie do Trybunału Konstytucyjnego ustanowioną przez KRRiT we wrześniu 2001 r. zasadę, że prawo do udziału w audycjach przedstawiających stanowiska partii politycznych w ważnych sprawach publicznych mają tylko te ugrupowania, które w ostatnich wyborach do Sejmu uzyskały co najmniej 3 proc. głosów, a w koalicjach wyborczych - minimum 6 proc. Według rzecznika, jest to niezgodne z przepisami - Ustawy o radiofonii i telewizji, gwarantującymi partiom możliwość przedstawiania w radiu i TV swego stanowiska w ważnych sprawach. KRRiT miała jedynie określić kwestie proceduralne, tymczasem pozbawiła niektóre ugrupowania prawa do czasu antenowego.
   Rada uznała jednak, że ograniczenia są niezbędne, bo w Polsce jest ponad 80 zarejestrowanych partii. Już zresztą w 1994 r. KRRiT w swym rozporządzeniu ograniczyła dostęp do czasu wyborczego partiom, które w wyborach do Sejmu nie uzyskały 400 tys. głosów.

Walka o zasady

   - W radzie trwa walka o wpływy polityczne i o zasady - mówi Jarosław Sellin. - Na szczęście po protestach zewnętrznych i zjednoczonym froncie mediów prywatnych przeciwko niektórym zapisom projektu nowej ustawy rząd doszedł do wniosku, że taka walka mu się nie opłaca.
   - Nie mam zaufania już do samego sposobu mianowania członków KRRiT - twierdzi Sellin. - Choć przepisy mówią, iż powinni tam zasiadać ludzie kompetentni, specjaliści do spraw mediów, w praktyce widać powiązania członków rady ze środowiskami politycznymi i ścisłe konsultacje z nimi w wielu sprawach.
   Sellin przyznaje, że źle mu się współpracuje z Włodzimierzem Czarzastym, który "chce pokazać mediom prywatnym, kto naprawdę w radzie rządzi".
   - Gdy proponowałem, by w nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji zapisać, iż członkowie rady mogą być wyłaniani tylko z listy fachowców, którzy uzyskaliby rekomendacje środowisk twórczych i dziennikarskich, nie miałem w radzie sojuszników. Propozycja przepadła już na forum tego ciała, a więc nie miałaby żadnych szans w parlamencie - mówi Sellin.
   O tym, że kompetencje rady są zbyt duże, przekonani są eksperci. - Kontrola rady nie powinna wkraczać w kwestie merytoryczne programów. W Europie Zachodniej kompetencje takich ciał ogranicza się dziś do sprawdzania, czy stacja nie narusza prawa - mówi dr Ireneusz Kamiński z Polskiej Akademii Nauk, ekspert Rady Europy zajmujący się prawem i wolnością mediów. - Jeśli ktoś poniósł olbrzymie nakłady, uruchamiając stację, a potem nie ma do jej pracy zastrzeżeń, koncesja jest automatycznie przedłużana.
   Właściwie nigdzie poza Europą Środkowo-Wschodnią działalność krajowych rad nie budzi też wielkich emocji politycznych. - Tylko w młodych demokracjach media nadal bywają postrzegane jako element propagandy i narzędzie zdobywania wpływów politycznych - podkreśla Kamiński. - W naszej części Europy brak także pewnych obyczajów politycznych - współpraca rządu i opozycji w tej dziedzinie zupełnie się nie układa. Tymczasem np. w Wielkiej Brytanii, mimo iż to rząd mianuje szefów BBC, wielkim skandalem byłoby, gdyby na czele korporacji stanął ktoś, kto stanowisko zawdzięczałby wyłącznie swym kontaktom politycznym.
   Na Zachodzie praca odpowiedników Krajowej Rady przebiega bez większych zgrzytów. Czy zatem w Polsce regulacje przejęte z Francji nie do końca zdają egzamin z powodu ułomności naszej demokracji? - Coś jest na rzeczy - przyznaje Juliusz Braun.

Nadzieja w rewolucji technicznej

   Niezależnie od apetytów polityków technika cyfrowa już zmienia tradycyjne uzasadnienie konieczności regulacji ładu w eterze, przez lata tłumaczone ograniczoną liczbą dostępnych częstotliwości. Rewolucja cyfrowa otwiera praktycznie nieograniczoną możliwość przekazu - na jednym kanale można zmieścić kilkadziesiąt programów.
   - Może się zdarzyć, że w przyszłości będzie mniej chętnych do nadawania programów niż miejsca w eterze - mówi Sellin. - Rada mogłaby stać się jedynie komórką przy Urzędzie Telekomunikacji i Poczty.
   - Już dziś na Zachodzie wystarcza ustalenie, iż nadawcy muszą spełnić tylko minimalne kryteria dotyczące samej treści programów (np. zakaz pokazywania przemocy i pornografii) i pewne uregulowanie spraw własnościowych (np. zapobieganie monopolizacji rynku mediów) - mówi Kamiński.
   - Takie podejście do regulowania mediów audiowizualnych jest też widoczne w orzeczeniach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Np. w sprawach przeciwko Austrii uznał on, iż stworzony po wojnie w tym kraju monopol telewizji publicznej - uzasadniany górzystym ukształtowaniem terenu - nie odpowiada ewolucji rynku mediów, a jego regulowanie powinno sprowadzać się właściwie jedynie do kontroli minimalnych kryteriów technicznych, jakie musi spełnić potencjalny nadawca. Zatem można to przyrównać do wymogów stawianych np. właścicielowi agencji detektywistycznej - gdy sprawdza się głównie, czy nie ma on kryminalnej przeszłości. To rynek jest głównym regulatorem mediów, a nie kryterium ich przydatności - podkreśla Kamiński.
   W najnowszych konwencjach Rady Europy (m.in. dotyczącej telewizji transgranicznej) nie określa się kryteriów treści programów lub ich standardów. Stosuje się podejście minimalistyczne - trzeba jedynie ograniczyć pornografię czy nadmiar przemocy i uregulować takie nowinki jak telezakupy. Identyczne podejście występuje w przepisach członków Unii Europejskiej.
   - Gdy wejdziemy do Unii, najpóźniej po 2-3 latach znacznie zmieni się zakres kompetencji Krajowej Rady - ma nadzieję Andrzej Lenart. Czy zatem jej zmierzch jest bliski?
   Według Juliusza Brauna, tego rodzaju pomysły są przedwczesne. Pytany o popularność Krajowej Rady twierdzi natomiast, że wiele osób w ogóle nie wie o istnieniu tego ciała, więc trudno mu konkurować np. ze strażą pożarną, która ostatnio przoduje w rankingach popularności. A Radiu Blue pozostaje czekać na decyzję NSA.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski