Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diana Homa: Dorośli są jak trampolina. Są po to, by pomóc dziecku się wybić. By pomóc mu lecieć wyżej

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
– Ja, pracując w gabinecie, nierzadko słyszę od dzieci, że jestem jedyną osobą, która ich słucha, która żywo reaguje na to, co mówią – mówi psycholożka Diana Homla
– Ja, pracując w gabinecie, nierzadko słyszę od dzieci, że jestem jedyną osobą, która ich słucha, która żywo reaguje na to, co mówią – mówi psycholożka Diana Homla archiwum prywatne
– Dziecko, które dorasta, dojrzewa, doświadcza kryzysów, upadków i przede wszystkim ciągłej zmiany, nie jest w stanie samo sobie ze wszystkim radzić. Ono potrzebuje kogoś, na kim może się wesprzeć, by móc radzić sobie z trudnościami – mówi psycholożka Diana Homa

Umiemy wychowywać szczęśliwe dzieci?
Na pewno są rodzice, którzy potrafią to robić. Ale są i tacy, którzy są pozbawieni tej umiejętności. Wynika to z bardzo różnych względów. Przede wszystkim z tego, jak sami zostali wychowani i z tego, jakie mają w życiu priorytety. Myślę, że coraz więcej rodziców faktycznie stara się wychowywać szczęśliwe dzieci. Ale czy potrafią? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć.

A receptę, jak to zrobić, może pani podać?
Jednoznaczna recepta, która może wesprzeć ten proces, na pewno nie istnieje. Nie ma jednej recepty dla wszystkich dzieci i wszystkich rodzin. Bo gdyby była, to wychowywanie byłoby bardzo proste i nie byłoby potrzeby korzystania ze wsparcia psychologów i psychiatrów. Na pewno potrzebna jest ogromna uważność na potrzeby dziecka, na emocje: na te przyjemne, ale i te trudne w odczuwaniu. Trudne zarówno dla dziecka, jak i dla nas, rodziców. Do poczucia szczęścia z perspektywy dziecka potrzebny jest też wspólny czas. Szalenie ważne w procesie wychowywania i dorastania dzieci jest także rozwijanie kreatywności. W dzisiejszych czasach jest to bardzo utrudnione – przez elektronikę, telefony, komputery. Istotna jest też oczywiście bliskość: i fizyczna, i emocjonalna. To takie kluczowe elementy, których wielu dzieciakom niestety brakuje.

Ja, pracując w gabinecie, nierzadko słyszę od dzieci, że jestem jedyną osobą, która ich słucha, która żywo reaguje na to, co mówią. Okazuje się, że wielu rodziców w żaden sposób nie reaguje na to, co ich dzieci robią, mówią, opowiadają. Tu warto się zastanowić nad tym, jak my, dorośli czujemy się w sytuacji, gdy jesteśmy z kimś na spotkaniu, nawet na przysłowiowej kawie, a nasz towarzysz, zamiast zainteresować się nami – rozmawia przez telefon. Budzi się w nas wtedy poczucie złości, odrzucenia i zrezygnowania. Niechętnie idziemy ponownie na takie spotkanie. Podobnie czują się dzieci – będąc odrzucane wielokrotnie, w pewnym momencie rezygnują z próby rozmowy z nami.

To nie jest komfortowa sytuacja.
Właśnie. Dopiero kiedy ten ktoś odkłada telefon i wraca do naszej bezpośredniej rozmowy, czujemy żywe zainteresowanie naszą osobą. Zastanówmy się więc, czy robimy tak wobec naszych dzieci. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dzieci mówią, więc zdarza nam się ignorować ich słowa. A powinniśmy pamiętać, że to przecież słowa wypowiadane w jakimś celu. Dzieci chcą być słuchane, zauważane i rozumiane.

Ale samo słuchanie, nawet uważne, nie wystarczy.
Dodajmy do tego uważność, czułość, poczucie bezpieczeństwa, towarzyszenie dzieciom w ich emocjach. To są takie kluczowe rzeczy, jeśli chodzi o wychowywanie, które mogłabym nazwać receptą.

A jak sprawić, by dzieci czuły, że są dla nas ważne, żeby odczuły to nasze zainteresowanie? Czasem to pokazywanie zainteresowania dzieciom nie wychodzi nam chociażby z tak prozaicznego powodu, że tak dużo spraw mamy na co dzień na głowie.
Tak, mamy dużo na głowie. Ale pamiętajmy i o tym, że dzieci również mają bardzo dużo spraw na głowie. To nie jest tak, że problemy dorosłych ludzi są ważniejsze lub jest ich zdecydowanie więcej niż problemów, które mają dzieci. Musimy też wziąć pod uwagę, że problemy, które mają dzieci są – jak na ich wiek – bardzo obciążające i angażujące. My – jako rodzice – musimy zdawać sobie sprawę z tego, że liczą się nie tylko problemy dorosłych, ale także i problemy dzieci. Gdyby dziecko czuło się słuchane, to przede wszystkim musimy poświęcić mu czas i wyrazić chęć towarzyszenia mu w zarówno trudnościach, jak i radościach.
No ale właśnie tego czasu zwykle brakuje. To przecież nie musi być kilka godzin dziennie pełnego skupienia na dziecku. Czasem wystarczy 20 minut takiej prawdziwej, szczerej rozmowy, kiedy nasza uważność skierowana jest tylko na dziecko. Dziecko czuje się wtedy ważne, zauważone i nie ma w nim poczucia, że jest ciągle odsuwane na drugi plan. Jeśli nie mamy możliwości w danym momencie poświęcić czasu naszemu dziecku, określmy jasno i precyzyjnie, kiedy będziemy mogli to zrobić, a następnie dotrzymajmy słowa. Kiedy rozmawiamy z małym dzieckiem, warto zejść do jego poziomu, warto też nawiązać kontakt wzrokowy, kucnąć, usiąść – by dziecko czuło, że jesteśmy obok niego. To bardzo ważny element komunikacji z dzieckiem. Nie każde dziecko potrafi trafnie ocenić to, jak w danej sytuacji się czuje (a wielu rodziców tego wymaga, wzmagając tym złe samopoczucie swojej pociechy). Jeśli więc widzimy, że dziecku towarzyszą silne emocje, to rolą rodzica jest towarzyszenie i pomoc w identyfikacji danych uczuć/emocji, a nie wymaganie od dziecka trafnie sformułowanych opisów tego, co w danym momencie wydarza się w jego życiu. Dziecko nie zawsze wie, co jest przyczyną jego samopoczucia. A nawet jeśli wie, nie musi potrafić i chcieć tego nazwać. Bądźmy więc filarami dla dzieci, by widziały, że ich emocje nas nie przerażają, że razem możemy je nazwać i przeżyć. My, dorośli, widzimy złość, a tak naprawdę pod spodem kryje się często smutek, żal, zazdrość, tęsknota. Pamiętajmy, że rolą rodzica jest nauka odczuwania, nazywania i regulowania emocji.

Jak to zrobić?
Możemy wykorzystać do tego wiele elementów, chociażby karty pracy, bajki terapeutyczne, plastelinę, odgrywanie ról czy scenek z dzieckiem… Pomysłów jest wiele. Mamy je na wyciągnięcie ręki, bo możemy przecież szukać ich w internecie, książkach czy gazetach. Tak naprawdę wystarczy tylko chcieć z tego skorzystać. Podsumowując: potrzebna jest przede wszystkim uważność, rozmowa w cztery oczy, takie podarowanie dziecku nas samych, czyli obecności, uwagi, zrozumienia. I nie bójmy się pytać. Dopytujmy jak dziecko się czuje: czy chce mu się płakać, czy krzyczeć, czy chce się przytulić, a może właśnie odwrotnie: potrzebuje pobyć samo. Jeżeli według nas dziecko zachowuje się nieadekwatnie do sytuacji – to najprawdopodobniej nie robi tego celowo. Dziecko nie robi tego, by nas zdenerwować. Nie robi tego, by pogorszyć swój stan. Ono chce nam coś przez to powiedzieć, coś, czego nie potrafi nazwać. Dziecko krzycząc mówi, że potrzebuje pomocy, potrzebuje dorosłego, który będzie stabilny, który pomoże mu określić, w jakim punkcie w danym momencie się znajduje i jak może sobie z tym poradzić. I przede wszystkim potrzebuje usłyszeć: „Jestem przy tobie”. Taka jest właśnie nasza rola w wychowywaniu dzieci.

Naszą rolą – którą zresztą sami sobie często przydzielamy – jest też bycie taksówkarzem dziecka. Wozimy je z jednych dodatkowych zajęć na drugie. Taka sytuacja czasem jest wyśmiewana, ale przecież zajęcia dodatkowe wybieramy, by dziecko mogło realizować swoje hobby i rozwijać talenty..
Warto sobie uświadomić, że zajęcia dodatkowe są właśnie DODATKOWE. Dodatkowe do naszego wychowania, dodatkowe do naszej miłości, dodatkowe do naszej uwagi, dodatkowe do czasu, który spędzamy z dzieckiem. To nie są zajęcia, które mają zastąpić te wszystkie elementy, tylko jest to dodatek do tego wszystkiego, co my – jako rodzice – po prostu musimy zapewnić dziecku. I bycie taksówkarzem dziecka nie jest niczym złym – jeżeli dziecko faktycznie jest małe, jeżeli nie odbieramy mu w ten sposób samodzielności. Bo jeśli dziecko jest już na tyle duże, że mogłoby sobie z tym dojazdem do jakiegoś miejsca poradzić samo, to warto dać mu taką szansę, bo to przecież też jest rozwijające. A bycie taksówkarzem można wykorzystać chociażby do wspólnego spędzenia z dzieckiem czasu. Kiedy więc zawozimy je z punktu A do punktu B, bo ma ważne zajęcia – niezbędne albo po prostu takie, które lubi – możemy z nim porozmawiać, zapytać, jak minął mu dzień, jak się czuje. Możemy też podzielić się z dzieckiem tym, co wydarzyło się u nas. Bo to też jest ważny element wychowania – opowiadanie o tym, co dzieje się w naszym świecie, naszym życiu wtedy, kiedy dziecka przy nas nie ma. I ten element dowożenia dziecka z punktu A do punktu B może być tym czasem łączącym. Tu wszystko oczywiście zależy od podejścia rodzica.

Wspominała pani o samodzielności. Jak jej uczyć?,
To oczywiście zależy od wieku dziecka. Zawsze powinniśmy obserwować dziecko. To nie jest tak, że poradnik powie nam, kiedy dziecko samo już powinno zawiązać sobie buty lub kiedy samo ma wracać ze szkoły. Każde dziecko jest inne. Dzieci mają różną wrażliwość, temperament i doświadczenia, więc nie możemy wymagać od nich jednakowej samodzielności. My – dorośli, powinniśmy wskazywać dzieciom kierunek, natomiast nie powinniśmy chcieć przejść tej drogi za nich. Często dziecko czuje się gotowe do podjęcia wyzwania, jakim jest na przykład samodzielny powrót do domu ze szkoły, natomiast rodzic ewidentnie nie jest na to przygotowany. W takiej sytuacji warto popracować nad sobą. Nie powinniśmy przekładać naszych lęków na dziecko. Więc jeśli nadmiernie boimy się, że naszemu dziecku stanie się krzywda i przy każdej podjętej przez nie próbie samodzielności towarzyszy nam lęk, to musimy pamiętać, że to jest nasz lęk. I nad tym lękiem my – jako rodzice – powinniśmy pracować. Z takim lękiem należy udać się do psychologa, do psychiatry, ale nigdy w życiu nie powinniśmy przekładać tego lęku na dziecko. Ale wracając do nauki samodzielności – przede wszystkim obserwujmy dziecko, jego gotowość do samodzielności. Rozmawiajmy, czy na przykład chciałoby spróbować już samodzielnych powrotów do domu, obserwując przy tym, czy zachowuje się odpowiedzialnie, czy zachowuje należytą ostrożność i uważność. Pamiętajmy, że rodzice są po to, by pokazać dzieciom świat i do pewnego momentu wyznaczać granice, bo wtedy dzieci czują, że mogą być dziećmi, a pewne sprawy i odpowiedzialność należy do rodziców, ale nie możemy przeżyć życia za nasze dzieci. Błędy są ważnym elementem dorastania, więc pozwólmy dzieciom je popełniać.

Musimy zaufać dziecku. Ale z drugiej strony – zbudować w nim zaufanie do nas. Jak to zrobić?
Przede wszystkim nie przekładając naszych lęków na dzieci i nie oszukiwać. Jeśli mamy zły dzień – nie kłammy, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy szczęśliwi. Nazywajmy nasze emocje. Dziecko musi widzieć spójnego rodzica. Jeśli rodzic jest smutny, a dziecko na pewno to zauważy, powiedzmy mu o tym: że mamy gorszy dzień, ale na pewno sobie z tym poradzimy. A jeśli nie będziemy w stanie sobie poradzić, to poszukamy pomocy u innego dorosłego. To ważne, bo dziecko nie powinno się poczuć odpowiedzialne za tę sytuację. No i dotrzymujmy słowa – to jest szalenie ważne w kontekście dzieci. Jeżeli jednak nie jesteśmy w stanie spełnić obietnicy – wytłumaczmy to dziecku. Dziecko potrzebuje prawdy. Dziecko nie potrzebuje niczego innego niż my, dorośli. Więc zastanówmy się nad tym, czego my potrzebujemy. Bo w moi przekonaniu my potrzebujemy szczerości, bezpieczeństwa i zaufania do drugiego człowieka. A to zaufanie buduje prawda. I wobec dziecka jesteśmy zobowiązani być szczerzy – tak samo, jak jesteśmy do tego zobowiązani wobec innych dorosłych.

Czy dzieci lubią dorosłych?
To trochę kłujące i smutne pytanie, a raczej odpowiedź. Dzieci dzielą się na dwie grupy. Jedna to ta, w której dzieci podchodzą do dorosłych z pełnym zaufaniem, otwartością i założeniem: dorosły = bezpieczeństwo, a druga grupa to jest ta, która bardzo boi się osób dorosłych, która na widok dorosłego kuli się, chowa pod ławkę, nie chce wejść do gabinetu. To dzieci szalenie straumatyzowane. Dlatego nie jestem w stanie odpowiedzieć tak bardzo ogólnikowo, czy dzieci lubią dorosłych. Na pewno każde dziecko potrzebuje bezpiecznego dorosłego. Bezpiecznego, czyli takiego, który potrafi adekwatnie zareagować, który towarzyszy dziecku w jego emocjach, który potrafi wskazać różne rozwiązania adekwatne do sytuacji. Potrzebuje dorosłego, który jest stabilny, który jest takim filarem. Dziecko, które dorasta, dojrzewa, doświadcza kryzysów, upadków i przede wszystkim ciągłej zmiany, która wpisuje się w dojrzewanie, nie jest w stanie samo sobie ze wszystkim radzić. Ono potrzebuje kogoś na kim może się wesprzeć, by móc radzić sobie z trudnościami. Dziecko nie potrzebuje kogoś, kto rozwiąże za nie problemy. Potrzebuje za to kogoś, z kogo może skorzystać jak z takiej trampoliny. My jesteśmy po to, by pomóc dziecku się wybić, by wskazać właściwy kierunek, by pomóc mu lecieć wyżej. Nasz obowiązek to być z nim. Na dobre i na złe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny