Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawne Bojary w pamięci białostoczan. Paliwo rakietowe zamiast pociągu z jedzeniem.

Tomasz Mikulicz
Drewniana willa stała tuż przy rynku na Bojarach, w miejscu, na którym obecnie znajduje się Urząd Miejski. Ze zbiorów Tadeusza Chańki.
Drewniana willa stała tuż przy rynku na Bojarach, w miejscu, na którym obecnie znajduje się Urząd Miejski. Ze zbiorów Tadeusza Chańki.
Czuć było taką jedność, której dziś mi bardzo brakuje. Latem bojarczycy zbierali się w ogrodach, zimą - po domach. Raz było strasznie, raz śmiesznie, ale zawsze razem.

To, że zdjęcia mogą wiele mówić, wiadomo nie od dziś. Te jednak, które wykonano przed II wojną światową i niedługo po jej zakończeniu na Bojarach, potrafią naprawdę urzekać. Przede wszystkim widać, że w tej jednej z najstarszych dzielnic Białegostoku mieszkało sporo ludzi o artystycznej duszy. Co rusz na starych kliszach można spotkać postacie z gitarami czy nawet skrzypcami i mandolinami. To właśnie te dwa ostatnie instrumenty trzymają w rękach Wiera Kalisz i Waldemar Szliserman. Na zdjęciu są jeszcze dziećmi. Dziś udostępnili swoje albumy fotograficzne Centrum im. Ludwika Zamenhofa, zachęcającego od początku roku wszystkich zainteresowanych do współtworzenia wystawy, która ukazałaby dawny wygląd i klimat Bojar. Na wernisaż przyszły tłumy.

- Z Bojarami jestem związany najmocniej, jak tylko można to sobie wyobrazić. To tutaj, w niewielkim domku, spędziłem swoje dzieciństwo - mówi Waldemar Szliserman.

W pamięci zachowały mu się w szczególności lata II wojny światowej, kiedy chodził do sąsiadów na tajne nauczanie.

- Uczyli się wszyscy, a groziła za to nawet kara śmierci. W 1944 roku, zaraz po wyzwoleniu Białegostoku, u zbiegu ulicy Piasta i Skorupskiej, otwarto jedyną wówczas w dzielnicy szkołę. Jako ławki służyły nam niemieckie szafy pozostawione przez wojskowych. Krzesła każdy musiał przynosić sobie z domu. O nowych podręcznikach można było tylko sobie pomarzyć - wspomina Szliserman.

Jego koleżanka ze zdjęcia, Wiera Kalisz, mówi, że choć czasy były ciężkie, to ludzie pomagali sobie, jak mogli.

- Czuć było taką jedność, której dziś mi bardzo brakuje. Latem bojarczycy zbierali się w ogrodach, zimą - po domach. Raz było strasznie, raz śmiesznie, ale zawsze razem - podkreśla Kalisz.

Wspomina, że tuż przed inwazją hitlerowców, kiedy z Białegostoku wycofali się Rosjanie, doszło do wydarzenia, które było później przez lata wspominane przez wielu mieszkańców dzielnicy.

- Otóż kiedy nie było już Rosjan, rozeszła się plotka, że na pobliskich torach pozostawili oni cały pociąg z prowiantem. Poszli tam wtedy chyba wszyscy bojarczycy. Na miejscu okazało się, że owym prowiantem był olej. Dobre i to - powiedziało wielu z nas i zaczęło nabierać płyn w co się tylko dało. Później rozpoczęło się wielkie smażenie - a to placków, a to kotletów. A następnego dnia - tragedia. Jednych bolą brzuchy, innym kręci się w głowach. Okazało się, że zostawiony przez Rosjan olej to paliwo rakietowe - opowiada Wiera Kalisz.

Na podstawie anegdot, które pamięta, można by napisać książkę. W albumie, który był rozdawany podczas wernisażu wystawy, znajdziemy m.in. relację Julity Nowakowskiej, mieszkanki ul. Skorupskiej. Wspomina ona dawno już nieistniejący sklep przy ulicy Dobrej, który był prowadzony przez panią Ginterową.

- Zakupy były spokojne, nieśpieszne - tam zawsze był czas na pogaduszki, na wybieranie śledzi z beczki, kapusty kiszonej czy ogórków. Pachniało tam niekoniecznie pięknie, ale my, dzieciarnia, biegaliśmy do niej po irysy, bo w jej sklepie były najpyszniejsze - czytamy w relacji.

Ewa Kruszewska, dzisiejsza mieszkanka Bojar, żali się, że z tego niepowtarzalnego klimatu niewiele dziś pozostało.

- No cóż, tak to już jest. Dobrze, że jeszcze mamy tych kilkadziesiąt domów przy takich ulicach jak Wiktorii czy Koszykowa. One są świadkami naszej historii - mówi Kruszewska.

Cieszy się, że po wielu latach stawiania betonowych klocków wśród drewnianej zabudowy Bojar wreszcie zahamowano ten proces.

- Przyjęty w 2008 roku plan zagospodarowania naszej dzielnicy wymaga, by wszystkie nowe domy budowano według specjalnych wzorników. To naprawdę dobry kierunek zmian - podkreśla Ewa Kruszewska.

I rzeczywiście. W ramach ogłaszanych przez magistrat przetargów na wykup działek gminnych sprzedano już ziemię pod budowę trzech bojarskich chat. Mają powstać przy ulicy Wiktorii, Wróblej i Przygodnej.

- Ostatnio też widać nieco większe niż wcześniej zainteresowanie Bojami wśród odwiedzających nasze miasto turystów. Pytania o tę właśnie dzielnicę padają coraz częściej w Centrum Informacji Turystycznej przy ul. Malmeda - mówi Jadwiga Dąbrowska, dyrektorka Podlaskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej.

Wiosną na Bojarach mają zaś stanąć tablice informujące o historii poszczególnych ulic. Wszystko w ramach tworzonego na zlecenie magistratu szlaku architektury drewnianej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny