Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Wasilewski o swojej niechęci do Ludwika Zamenhofa i flagi Unii Europejskiej

Tomasz Maleta
Dariusz Wasilewski
Dariusz Wasilewski Wojciech Wojtkielewicz
Dariusz Wasilewski, białostocki radny, zdradza, dlaczego mu bliżej do Tadeusza Truskolaskiego niż do Prawa i Sprawiedliwości. Opowiada też o swojej niechęci do spuścizny Ludwika Zamenhofa i awersji do unijnej flagi.

Co Pan będzie świętował 1 Maja?

Nic. Nigdy tego dnia nie świętowałem. Pamiętam próby zmuszania do uczestniczenia w pochodach ku czci Marksa, Engelsa i Lenina. Ale jest dzień wolny, święto grilla i czas długiego lenistwa. 1 Maja spędzę z rodziną.

To dlaczego tego dnia nadal jest czerwona kartka w kalendarzu. Co prawda w tym roku wypada on w niedzielę, ale taka zbieżność zdarza się raz na pięć lat.

Myślę, że wynika to z zaniechania albo - co jest cechą dominującą w Polsce - braku odwagi u parlamentarzystów. Znam genezę tego święta, rozumiem, że niektórzy mogą być przywiązani do tradycji socjalistycznej, ale według mnie jest ono zbytecznym reliktem. Pozostało przez zaniechanie.

Zaniechanie, ale czy tylko parlamentarzystów? Pytam o to, bo rok temu podczas obchodów święta Żołnierzy Wyklętych w Białymstoku mówił Pan, że dzięki presji młodych środowisk 1 Marca jest w kalendarzu świąt państwowych. To może w przypadku 1 Maja ze strony tych samych środowisk zabrakło odwagi, by zmienić stan odziedziczony po poprzednim systemie.

Ale wtedy tamta nasza presja spotkała się z wrażliwością polityków, którzy podejmowali decyzję. W przypadku 1 Maja jest też druga strona medalu: trudno odbierać ludziom coś, co jest dla nich przyjemne, więc wszyscy trwają w swoistym zaniechaniu. Zatem niełatwo podejmować decyzję. Święto pracy należałoby świętować pracując.

To może w takim razie warto zmienić laudację tego święto na pamiątkę chociażby wstąpienia Polski do Unii Europejskiej - 1 maja 2004 roku.

Jak ktoś chce świętować, to zawsze może. Jednak moim zdaniem podpisanie aktu ograniczającego suwerenność na rzecz biurokratycznego molocha nie jest powodem do radości.

I dlatego nie lubi Pan flagi Unii Europejskiej? Rok temu napisał Pan interpelację do prezydenta Białegostoku, w której domagał się wskazania podstawy prawnej do eksponowania przy biało-czerwonej niebieskiego sztandaru z 12 żółtymi gwiazdkami. Pisał Pan, że to sąsiedztwo to uszczerbek dla naszej suwerenności.

Bardzo lubię kolor niebieski, ale gwiazdek już nie. W klubie Tadeusza Truskolaskiego mamy pluralizm, więc dlaczego nie miałbym napisać takiej interpelacji? Prezydent pozostał przy swoim zdaniu. W maju podejmę kolejną próbę, tym razem przekonując przewodniczącego rady. Władze się zmieniają, pewna wrażliwość też. To ważna sprawa, bo art. 28 Konstytucji podkreśla wagę barw narodowych. Unia Europejska jest jedną z wielu organizacji międzynarodowych. Jej flaga może wisieć tam, gdzie ma swoją reprezentację. Zresztą taka była opinia Najwyższej Izby Kontroli, która w raporcie z 2005 roku postulowała uregulowanie tej symbolicznej, ale ważnej materii. Tymczasem mamy do czynienie z pewną bezmyślnością. Większość urzędników, która wywiesza flagę Unii w ogóle się na tym nie zastanawia. Ot, jest taki zwyczaj. A to jest syndrom wasalizmu, pewnej nadgorliwości. Potężna międzynarodowa organizacja widocznie wywołuje u niektórych kompleksy. Sprawa nie do pomyślenia w kraju, który dba o własny wizerunek.

Jak premier Beata Szydło w listopadzie zadeklarowało, że na jej konferencjach prasowych w budynkach rządowych nie będzie flagi UE, to był Pan chyba w siódmym niebie.

Muszę przyznać, że nie mogłem uwierzyć w tą niesamowitą odwagę pani premier, że poszła śladem Wasilewskiego. Ale na serio: wiele osób co do flagi Unii ma podobne odczucia do moich. Bo wystarczy trochę pozytywnego krytycyzmu i zadać sobie pytanie: przecież mamy ONZ, WHO, UNESCO i wiele innych organizacji, a tymczasem eksponuje się symbol podrzędny w hierarchii dyplomatycznej. Dlaczego?

Może dlatego, że dzięki tej organizacji, korzystamy z funduszy europejskich. Szkolenia, by po nie sięgąć, prowadzi też Pana firma.

Korzystamy płacąc nie małą składkę, z ryzykiem odpowiedniego wydatkowania środków, nie mówiąc o ich efektywności. Bruksela reguluje to w innym sposób: jasno nakłada obowiązek wyeksponowania odpowiedniej informacji z symbolami UE. I to jest jak najbardziej w porządku.

To jak to się stało, że w ostatnich wyborach samorządowych było Panu bliżej do Tadeusza Truskolaskiego, który 1 maja 2014 roku razem z marszałkiem województwa z PO, bujał na platformie zawieszonej kilkadziesiąt metrów nad ziemią na Rynku Kościuszki podczas festynu na 10-lecie wejścia Polski do Unii, niż do Prawa i Sprawiedliwości. Wydawałoby się, że z tym środowiskiem szybciej znajdzie Pan wspólną drogę.

Odpowiedź jest prosta: moje poglądy jednak są różne z poglądami PiS-u. Ponadto cenię sobie niezależność. Jestem osobą bezpartyjną, dostałem ofertę od prezydenta jako ekspert w kilku dziedzinach, a ponadto jako reprezentant niezależnego środowiska. Zapomina się też o tym, że prezydent Truskolaski wielokrotnie w ostrych dyskusjach był namawiany do członkostwa w PO, ale za każdym razem się opierał. Odbieram to jako wartość. I dlatego uznałem, że dobrze byłoby, gdyby dla dobra miasta powstała jakaś niezależna - od jakiejkolwiek partii - siła. Ponadto cenię sobie współpracę z wiceprezydenta Adamem Polińskim, który tak samo jak ja stoi mocno na gruncie wartości katolickich, a jednocześnie ma szacunek do pracy organicznej, takiego realistycznego, pozytywistycznego spojrzenia na świat. Zresztą proszę zobaczyć, ile czasu radni PiS i PO marnotrawią na dysputy partyjne. To jest jedność, która sama się napędza.

Ma Pan żal do radnego Marcina Szczudły, że niezależny komitet prezydenta porzucił na rzecz PiS?. Rok temu razem protestowaliście przeciwko przebudowie dawnej kamienicy, w której mieściła się przed wojną synagoga, na siedzibę rady miasta. To było chyba Pana pierwsze publiczne wystąpienie jako radnego.

Muszę przyznać, że tak po ludzku jest to przykra rzecz. Tym bardziej, że nasz klub jest wolnościowy, odbywa się dyskusja, nie ma jakiegoś dyktatu ze strony prezydenta. Można w pełni się realizować.

Radny Szczudło w ostatnim wywiadzie dla „Porannego” mówił, że prezydent nie liczy się z głosem swoich radnych.

Prezydent jest oddzielnym organem, ma sprawnie zarządzać miastem. Gdzie musi, tam konsultuje się z klubem. Jeśli mamy wątpliwości, to asertywnie się pytamy. Ludzie oczekują konkretnej, efektywnej pracy a nie grzęźnięcia w zbytecznym gadulstwie.

Gdy w 2007 roku prezydent przywoził z Japonii decyzję Kongresu Esperantystów, że ten w 2009 roku odbędzie się w Białymstoku i z tą myślą budował i tworzył Centrum Zamenhofa, to miał Pan mu wtedy za złe, że postawił na tę markę?

Nie pamiętam, jakie siedem lat temu miałem myśli, ale mam jednoznacznie krytyczną opinię na temat ideologii, za którą stoi spuścizna doktora Ludwika Zamenhofa. W oparciu o nią nic twórczego i pozytywnego Białystok nie zbuduje. Są to utopijne miraże. Druga sprawa to podejście marketingowe: OK, mamy środowisko esperantystów Białymstoku, niech się rozwijają. Tylko czy miasto musi być akuszerem tego rozwoju? Czy należy przeznaczać pieniądze 300-tysięcznej społeczności na niszowe hobby małej grupy? Uważam, że nie.

Ale esperantyści realizują swoje hobby, niezależnie od działalności Centrum Zamenhofa jako miejskiej placówki. To prezydent doszedł kilkanaście lat temu do wniosku, że warto na spuściźnie Zamenhofa budować wizerunek Białegostoku.

Wyraźnie powiedziałem na sesji, że to są moje poglądy. Niech Pan popyta wśród milczącej większości, takiego zwykłego białostoczanina, co powinno się dotować jeśli chodzi o kulturę. Czy tą wysoką, piękną i silną polską opartą na klasycznych wartościach Piękna i Dobra, czy jakieś marginalne, pseudointelektualne produkty tworzone przez demiurgów tzw. postępu?

Czuł Pan dumę, jak radni Platformy i dyrektor Centrum „gratulowali” Panu wystąpienia.

Muszę przyznać, że czułem się zaskoczony. Widocznie zostali wyrwani z klosza poprawności politycznej. Nic poza prawdą i nazwaniem rzeczy po imieniu przecież nie zrobiłem.

Jak to? Dziękowali Panu, że miał Pan odwagę - w odróżnieniu od urzędników magistratu i innych radnych - powiedzieć prawdę o prawdziwych ich zdaniem, poza-oszczędnościowych, przyczynach likwidacji Centrum jako samodzielnej placówki miejskiej.

Dziwili się, że ściana biała jest białą?. Jak powstawało Centrum Zamenhofa, czy ktoś w ogóle zadał sobie pytanie, co niesie za sobą ta ideologia, jakie ma podwaliny, jakie kontrowersje wywoływała w tamtych czasach. Jaki niesie z sobą przekaz. Widocznie wielu poddało się łatwiźnie intelektualnej. Hasła o wiecznym pokoju, zjednoczeniu ludzkości, likwidacji narodów, religii są takie ładne. Tak jak hasło Rewolucji francuskiej Równość, Wolność, Braterstwo a w oryginale było jeszcze - albo śmierć, też ładnie brzmiało. Efekty były straszne. Tak jest z każdą utopią.

Obaw przed tą ideologią nie mieli jednak ci, którzy sto lat po jej narodzinach, przesłanie Zamenhofa w języku esperanckim wysłali w kosmos na pokładzie sondy Voyager.

Sam pamiętam, jak będąc dzieckiem czytałem z zaciekawieniem w „ Kurierze Podlaskim” lekcje esperanto. Ale już wtedy nie pasowała mi ta zielona gwiazdka, nie pasowała (śmiech). Jak ktoś dokona wysiłku i głębiej spojrzy na rzeczywistość, to może znaleźć w tej utopijnej, ślicznej wizji, to coś, co jest rzeczywistym zagrożeniem, np. idea multi-kulti, niszczenia na siłę jednorodności naszej cywilizacji. Efekty są straszne. I stąd pewnie szok u moich adwersarzy na sesji.

Media ogólnopolskie twierdzą, że przez Pana słowa, twarzą brunatnego Białegostoku nie jest już łysy kibol utożsamiany z marszem ONR-u, ale menadżer w okularach i krawacie.

I to jest właśnie takie narzucanie narracji: skrajny podgląd. A przecież ani nie nawołuję do niszczenia czegoś, ani też do skrajnego potępiania. W sferze wolności niech każdy działa jak uważa za stosowne. Spierajmy się na argumenty. Publiczne pieniądze podatników, którzy żyją tu i teraz, nie powinny jednak służyć takiemu projektowi. Wielu filozofów, politologów, historyków zapewne poparłoby mój punkt widzenia. Widzimy jak Europa na naszych oczach popełnia samobójstwo. Dominacja lewicowych ideologii źle się kończy.

Z drugiej strony prawie dwa tysiące białostoczan podpisało się pod apelem do prezydenta, by wycofał się z pomysłu likwidacji Centrum. Radni Platformy mówili, że to znacznie więcej niż Pan otrzymał głosów w wyborach do rady.

Moglibyśmy robić w drugą stronę akcję zbierania podpisów. I będziemy mieli takie populistyczne przerzucanie się piłeczkami, kto się bardziej z aktywizował. Przy powoływaniu Centrum zapewne wystarczyło pięć podpisów - samych radnych.

To jak Pan sobie teraz wyobraża działalność nowej instytucji powstałej z fuzji CLZ i BOK, bo wiceprezydent Rafał Rudnicki deklarował, że dotychczasowy profil Centrum zostanie zachowany.

Będę bacznie przyglądał się poczynaniom, ale też w ramach swoich możliwości opiniował propozycje. Ale nie zapominajmy, że wiele zależy od dyrektora Białostockiego Ośrodka Kultury. To on jest kreatorem i strażnikiem suwerenności placówki. Powinna proponować wartościowe projekty, tak by białostoczanie wzrastali duchowo.

Nadal jest Pan honorowym przewodniczącym Młodzieży Wszechpolskiej? Bo na pikiecie przed Teatrem Dramatycznym Pana nie było? Wtedy byliście w cieniu marszu ONR.

Honory honorami, ale teraz jest nowe pokolenie, które działa, rzuca odważnie Polsce i światu rękawice. I bierze za to odpowiedzialność. Oczywiście sekunduję, a nawet jestem dumny z tej wartościowej, myślącej i odważnej młodzieży. Kibicuję kolegom, ale sam bardziej koncentruję się na projektach tożsamościowych.

To tam teraz rozgrywa się walka o ducha i postawy młodych Polaków?.

Tak, na serio traktuję rolę rodziny i kształtowanie nowoczesnego patriotyzmu. Każda dziedzina życia tworzy pewne dobro. Mi zależy, by Polska była takim dobrem dla wszystkich jej obywateli. Nie znajduję się w żadnej formule partyjnej, ale to nie przeszkadza tworzyć dobro wspólne poprzez działania tożsamościowe.

Działania tożsamościowe to także program krzewienia tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii, które miasto Białystok realizuje od trzech lat. Jak Pan go ocenia?

W dobrym znaczeniu tolerancja nie jest zła. Jak najbardziej powinniśmy być tolerancyjni, ale też powinniśmy wiedzieć, gdzie jest granica dobra i zła ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny