Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Strychalski. Himalaje powiedziały, że za wcześnie

Julita Januszkiewicz
W Himalajach Dariusz Strychalski (z prawej) miał flagę polską. Na zdjęciu z Kamilem Jagodzińskim, który mu towarzyszył
W Himalajach Dariusz Strychalski (z prawej) miał flagę polską. Na zdjęciu z Kamilem Jagodzińskim, który mu towarzyszył Archiwum Dariusza Strychalskiego
222 kilometry na różnych wysokościach, upał i mróz. Taki jest ultramaraton La Ultra The High w Indiach. Startują w nim najlepsi. Wśród nich był Dariusz Strychalski z Łap. I chociaż tym razem biegu nie ukończył, internauci nie szczędzili mu pochwał.

Organizatorzy sami się do niego zgłosili i zaproponowali udział w tej imprezie. Zobaczyli tego niezwykłego Polaka w filmie "Zwycięzca". Zaimponował im. Zresztą tak jak nam wszystkim.

Jednak koszty wpisowego Dariusz Strychalski musiał pokryć sam. Ale na szczęście pomogli mu rodzice, za co, jak mówi, jest im bardzo wdzięczny. Natomiast w sprzęt biegowy sportowca i Kamila Jagodzińskiego, członka jego ekipy, wyposażyła firma INOV-8.
Łapianin przyznaje, że wiedział czego może się spodziewać w Himalajach. Dużo czytał na temat warunków tam panujących. Interesował się też samym biegiem.

- Wysokie temperatury, im wyżej tym chłodniej. Na pięciu tysiącach metrów wartość dostępnego tlenu w powietrzu sięga 30 procent - mówi Dariusz Strychalski.

Mimo tego podjął się ryzyka. Było to dla niego kolejne wyzwanie. Na nasze pytanie czy się bał, odpowiada pytająco. - A pani czego by się bała?

Po chwili przyznaje, że najbardziej obawiał się kontuzji. Zastanawiał się też, czy da radę, czy wytrzyma tę ciężką trasę?

- Przecież nawet, gdy startuję w Łapach, to przeżywam. Przed każdym biegiem denerwuję się - nie ukrywa.

Do Indii z ekipą wspomagającą wyleciał na początku sierpnia. Chociaż w maratonie La Ultra The High miał wystartować 16 sierpnia, na miejscu musiał być na dziesięć dni przed biegiem. Cała wyprawa była dokładnie relacjonowana na Facebooku.

"Wczoraj rano lotem New Delhi - Leh dotarliśmy w Himalaje. Cały dzień leżakowania i jedzenia sprawił, że aklimatyzacja przebiega dobrze. Dziś zwiedzanie miasta, w tym dwa strome podejścia do świątyń. Jutro pierwszy poważny trening i wbieg na 4400 metrów" - czytamy.

Przygotowania do ultramaratonu były intensywne. Zamiast spokojnego truchtania, wbiegi na wysokości. Czasem trzeba było zmienić trasę na przykład z powodu zerwanego mostu.

"Droga mamo, o mnie się nie martw. Jest ok, tylko czasem drogi albo mostu nie ma. Poza tym trening idzie na całego - jutro zdobywamy 5300 metrów" - pisał na Facebooku Dariusz.

Było ciężko, bolały mięśnie, nieraz brakowało tlenu, co kilka kroków trzeba było robić przystanek. Ale najważniejsze, że humory dopisywały. Dariusz zdobywał przełęcze Wari La (5317m), z której mógł podziwiać zapierające dech w piersi krajobrazy w górach Karakorum. Potem była kolejna przełęcz Khardung La (5359 m) - pierwszy i najwyższy punkt na trasie La Ultra - The High.

Darek i jego ekipa zdawali sobie sprawę, że będzie to wyjątkowo trudny i ryzykowny bieg. Ale ważna też była pokora, spokój a przede wszystkim odpoczynek. Łapianin pozytywnie przeszedł też kontrole lekarskie. Okazało się, że Sztajner, jak go nazywają znajomi, jest zdrowy jak koń!

Bieg odbywał się w północnych Indiach tuż przy granicy z Pakistanem i Chinami. Do pokonania były 222 kilometry. Ale to nie dystans jest tu najtrudniejszy, a otoczenie. Ten morderczy bieg odbywa się latem, ale temperatura waha się od -10 do 40 stopni Celsjusza. Taka rozpiętość. Jakby tego było mało, na trasie są dwie przełęcze na wysokości 5300 metrów npm.

Bieg rozpoczął się w niedzielę 16 sierpnia o godz. 16.30 naszego czasu. - Biegło się dobrze - skromnie ocenia Dariusz. Kryzys rozpoczął się po 10 kilometrze.

Sportowiec złapał kontuzję. Po masażach na trasie, konsultacjach z lekarzami, tabletkach przeciwbólowych, okładach chłodzących, taśmie do fizjoterapii i wreszcie po kolejnych 25 km nocnego marszobiegu przez Himalaje ból stał się nie do zniesienia. Sztajner dalej walczył. Pomimo zimna pot lał mu się z czoła. Jeszcze nigdy tak go nie bolało.

W końcu o 2.30 w nocy, po pokonaniu 35 kilometrów, Dariusz Strychalski musiał zejść z trasy. Kibice i przyjaciele zrozumieli tę trudną decyzję. Na Facebooku wspierali go, dodawali otuchy. Pisali, że nic się nie stało, bo i tak według nich jest wielki.

"Jeszcze tyle szczytów jest do zdobycia, zdrowie jest przede wszystkim najważniejsze. Trzymamy kciuki dalej". Podobnych wpisów na Facebooku można przeczytać wiele. Wszyscy życzyli Dariuszowi szybkiego powrotu do zdrowia.

Sam łapianin przyznaje, że wycofanie z maratonu przeżywa bardzo mocno. Bo zawsze walczy do końca. Jednak to, co się stało, przyjął z pokorą.

- Trzeba z dystansem podchodzić do każdych zawodów. Kondycja tutaj nie miała wpływu. Po prostu Himalaje powiedziały, że jeszcze jest za wcześnie, by je pokonać - zamyśla się.

Ocenia, że bieg La Ultra High był najtrudniejszym w jego sportowej karierze.

Dariusz Strychalski nie lubi zbytnio o sobie mówić. Emanuje skromnością, optymizmem, które w połączeniu z pokorą, zadziwiają. Do tego jest zawzięty i z uporem dąży do celu.

W dalekich Himalajach, jak opowiada, cofnął się w czasie.

- Gdyby ktoś dwadzieścia lat temu powiedział mi, że wezmę udział w takim biegu, zapytałbym co ty bredzisz. Ja? Przecież ja wtedy nawet kilometra nie zrobiłem - pyta nieśmiało Strychalski.

Powodów do załamania i wycofania z normalnego życia przeżył niemało. Gdy miał osiem lat, potrąciła go ciężarówka. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Ale przeżył. Dariusz nie chce wracać do tych tragicznych wydarzeń. Przeszedł kilka skomplikowanych operacji i długotrwałą rehabilitację. Dziś niedowidzi na jedno oko, ma przykurcz prawej ręki i niedowład prawej nogi. I ciągle udowadnia, że niepełnosprawność można pokonać.

Bieganie to całe jego życie. Od 2007 roku startuje w ultramaratonach, czyli na trasach dłuższych niż 42 kilometry. Chociażby w lipcu 2014 roku ukończył morderczy bieg przez Dolinę Śmierci.

Rok temu założył fundację "Zwycięzca". Wspiera takich jak on. W styczniu pokonał 500 km z Łap do Poznania. W czasie biegu
zbierał pieniądze na operację chorej Asi Serdyńskiej, podopiecznej fundacji.

Po ultramaratonie w Himalajach zrobił sobie przerwę, ale z biegania bynajmniej nie zamierza rezygnować. Jaka będzie kolejna trasa i gdzie? Swoich planów nie chce na razie zdradzać.

- Teraz dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki - mówi skromnie Darek Strychalski.


Przebiegł tysiące kilometrów

Dariusz Strychalski ma na swoim koncie wiele ekstremalnych biegów. W lutym tego roku pobiegł w Rovaniemi, stolicy mroźnej Laponii w Finlandii, po skutej lodem rzece 150 km. W lipcu 2014 roku ukończył morderczy bieg przez Dolinę Śmierci (217 km w ciągu 48 godz).

Przebiegł też Al Andalus Ultra Trail w Hiszpanii (trasa liczyła 220 km).

Pokonał trasę 246 kilometrów z Aten do Sparty, przez strome i górskie drogi. Był wtedy pierwszą niepełnosprawną osobą, której udało się przebiec taki dystans.

Ponadto zaliczył m.in. maratony na Łotwie, Litwie, Słowacji. Biegał też w Niemczech, Austrii, Włoszech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny