Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Darek Karp - Szary Wilk znad Biebrzy (zdjęcia)

Janka Werpachowska [email protected]. 85 748 95 44
Darek Karp podczas jednej ze swoich pierwszych wypraw na biebrzańskie bagna - zdjęcie z początku lat 80. XX wieku
Darek Karp podczas jednej ze swoich pierwszych wypraw na biebrzańskie bagna - zdjęcie z początku lat 80. XX wieku Tomek Michałowski
Ubiera się jak Indianin z północnoamerykańskich prerii na co dzień, bo w jego przypadku to nie jest przebranie. Darek Karp z biebrzańskich bagien, znany na świecie fotograf przyrody, nie wyrósł z chłopięcych marzeń i teraz je realizuje. I jak prawdziwy Indianin kocha i szanuje przyrodę.
Dziewczyny Szarego Wilka: żona Beata z najmłodszą córeczką Abigaile na kolanach, obok dwie starsze: Iza i Joasia
Dziewczyny Szarego Wilka: żona Beata z najmłodszą córeczką Abigaile na kolanach, obok dwie starsze: Iza i Joasia
Darek Karp

Dziewczyny Szarego Wilka: żona Beata z najmłodszą córeczką Abigaile na kolanach, obok dwie starsze: Iza i Joasia

(fot. Darek Karp)

Jego zdjęcia publikowane są w najlepszych, najbardziej prestiżowych magazynach przyrodniczych na świecie - na przykład w centralnym National Geographic. Jego nazwisko figuruje wśród stu najlepszych fotografów natury, których reprezentuje angielska agencja NPHA. Jest też związany z amerykańską agencją Animals, Animals. Darek Karp śmieje się, że jest bardziej znany w Nowym Jorku czy Londynie niż w rodzinnym Augustowie, Suwałkach lub Białymstoku.
Ale najbliżsi sąsiedzi - mieszkańcy odległego o półtora kilometra Tajenka dobrze znają mieszkańców Domu Trapera, leżącego na skraju Czerwonego Bagna: Darka, jego żonę Beatę i ich trzy córki: Asię, Izę i Abigaile.
O Darku niektórzy mówią: Szary Wilk. Bo ubiera się w indiańskie stroje. I nosi w długich, przetykanych już siwizną włosach, orle pióro.

Zaczęło się od Winnetou

Darek Karp od dziecka był zafascynowany przyrodą. Urodził się w Augustowie, w czasach, kiedy wystarczyło mieszkać na skraju tego miasta, żeby mieć codzienny kontakt z naturą, która wręcz wdzierała się na podwórko. Darek wspomina, jak z blaszaną kanką chodził codziennie po mleko:

- Szło się przy rowie, w którym można było podglądać świat zwierząt i ciekawostki przyrodnicze. Za nim ciągnęły się pola i łąki. Były piękne, zielone, ukwiecone i pełne życia skrzydlatych i czworonogich przyjaciół. Umilali mi oni drogę do sklepu. Przyroda miała się całkiem dobrze. Na miejscu tych pięknych łąk i pól, urozmaiconych naturalnymi bajorkami, stoją teraz betonowe bloki, baseny i domy mieszkalne. Natura została po raz kolejny zepchnięta dalej od miasta.

To zapewne nie były refleksje typowe dla dziewięcio- czy dziesięciolatka. Za to typowa była fascynacja Dzikim Zachodem i jego czerwonoskórymi mieszkańcami. "I ty zostaniesz Indianinem" - obiecywał tytuł popularnej wtedy książki dla młodzieży. I każdy chciał być jak Winnetou albo Ostatni Mohikanin. Darek też o tym marzył. Tyle że jemu w indiańskim życiu - zamiast przygód przeżywanych na wojennej ścieżce - najbardziej imponowała umiejętność współżycia z naturą, zdolność do bycia jej integralną częścią przy zachowaniu dla świata przyrody szacunku a nawet czci.

- Moi koledzy wyrośli z marzeń o indiańskim życiu, a ja nie.

Sam sobie urządził indiańską inicjację, kiedy w wieku dziesięciu lat, w tajemnicy przed rodzicami wybrał się w środku nocy do lasu.

- Bałem się strasznie - śmieje się dzisiaj, wspominając tamtą przygodę. - Bo nie zdawałem sobie sprawy, że las w nocy tętni życiem.

Ta pierwsza spędzona w lesie przy ognisku noc wiele mu powiedziała o przyrodzie. A wkrótce zetknął się z albumami fotograficznymi Włodzimierza Puchalskiego. Zachwycił się czarno-białymi zdjęciami przyrodniczymi. Kto wie, czy to nie one przypieczętowały jego los i zadecydowały, że będzie pędził życie Indianina na bezkrwawych łowach.
Zaczynał od szkicowania i opisywania tego, co widział w lesie. A potem kupił enerdowski aparat fotograficzny pentacon. Tak się zaczęła przeżywana do dziś przygoda z poznawaniem i fotografowaniem natury. I chociaż trwa już ponad trzydzieści lat, to nadal każdy dzień przynosi niespodzianki. Przyroda nie pozwala wpaść w rutynę. Ktoś taki jak Darek Karp nigdy się w swojej pracy nie nudzi.

Poznawanie biebrzańskich bagien

Kiedy mały Darek był Indianinem, prowadził skrzętnie zapiski ze swoich leśnych wypraw, posługując się zaszyfrowanym językiem, niedostępnym bladym twarzom. Później z tego wyrósł - na szczęście nie do końca. Zapiski prowadzi dalej, ale zrezygnował z tajemnego szyfru, dzięki czemu możemy dziś korzystać z jego notatek.

"Kiedy pierwszy raz trafiłem w gościnne progi biebrzańskich bagien, był pamiętny grudzień 1981 roku" - pisze. - "Mała wioska zagubiona pośród łąk wyglądała tak, jakby czas się w niej zatrzymał. W całym kraju został właśnie ogłoszony stan wojenny, godzina milicyjna, ulice przemierzały patrole zomo i milicji, a tu - normalne życie. Stare drewniane chałupki kryte słomą wtapiały się w piękno biebrzańskiego krajobrazu. Poczułem się wolny. Odetchnąłem czystym, mroźnym powietrzem i kiedy już miałem ruszyć w tę dziką przestrzeń, aby odkrywać jej małe i duże tajemnice, usłyszałem za plecami głos: - Ej ty, człowieku! Ty chyba jesteś jakiś dziki albo co. Gdzie ty z tym kijem chcesz iść? Tam dalej to już koniec świata, same krzakocie, bagna i las, a w nim to i wilki głodne - ostrzegał przyjaźnie starszy, sympatyczny gospodarz.

- Ja właśnie za tymi wilkami. A łosi jest dużo? - zapytałem z zaciekawieniem.
- Łosi to pewnie więcej jak krowów we wsi. Nieraz widać jak przelatują między stogami.
- A inne zwierzęta?
- Panie kochany, tam są różne cudaki i rozmaitości świata".
Gospodarz zaprosił wędrowca do chałupy. Kiedy Darek zdjął kożuch, domownicy zobaczyli na jego piersi aparat fotograficzny.
- "A ja myślałem - ciągnął gospodarz - że ty to może jakiś dziki, bezdomny człowiek. Wędrujesz w starym kożuchu i z takim kijem, a tu proszę, ty uczony i kamerujesz.
- Uczę się dopiero tego kamerowania. A najbardziej to interesują mnie zdjęcia dzikich zwierząt.
- A ptaki?
- Ptaki oczywiście też, bardzo je lubię.
- To musisz koniecznie przyjechać tu na wiosnę. Jest dużo bocianów, żurawiów, czajków. A na lesie to siedzi nawet oreł - mówił z dumą gospodarz. - Nie wiem, czy to prawdziwy oreł, czy tylko podorlak. Ale gniazdo to ma wielkie. Takie jak bocian. Jak tylko bagno lepiej zamarznie, zaprzęgnę kobyłkę i pojadę saniami po drzewo, to zrobię porządek i z tym gniazdem. Może się wreszcie wyniesie i na wiosnę nie będzie brał kur".

Rzeczywiście za kilka dni chwycił mróz. Można było bezpiecznie wejść na Czerwone Bagno i Darek wybrał się z gospodarzem do lasu. Zobaczył gniazdo - o średnicy co najmniej półtora metra, wysokie na dwa. Wybronił orlą siedzibę przed zniszczeniem. Jeszcze tej samej zimy znów odwiedził to miejsce. Przez tydzień chodził po bagiennym lesie i w sumie znalazł dziewięć potężnych gniazd. Ich lokatorów miał poznać dopiero wiosną, kiedy powrócą z zimowej migracji w cieplejsze strony.

Spotkanie z orlikiem grubodziobym

Ten ptak przyniósł mu sławę. Kiedy w maju 1981 roku Darek Karp powrócił pod sosnę z ogromnym gniazdem, nie wiedział, jakiego ptaka w nim zastanie.

- Nie było łatwo tam dotrzeć - wspomina tę wyprawę. - Najpierw trzeba było przejść przez zatopione łąki, które niebezpiecznie wciągały nogi. Podobnie było w podmokłym lesie: błoto i zimna woda wlewały się do kaloszy, a miliony komarów i much broniły dostępu do gniazda. Ale się udało.

Wielki wysiłek - i rozczarowanie. Nie ma orła. Nie ma żadnego skrzydlatego drapieżnika.

"I gdy już miałem odchodzić, stuknąłem zupełnie wtedy nieświadomie swoim kijem w pień drzewa, na którym była budowla. W tej samej chwili z gniazda zerwał się potężny ptak i zakrążył mi nad głową, nad drzewem. Byłem tak blisko, a on był taki wielki, piękny, niesamowity. Znieruchomiałem oczarowany jego urokiem, jego dzikością, jego dostojnością. Jest, jest mój pierwszy orlik, podorlak, jaki śliczny. Byłem szczęśliwy, a łzy same popłynęły mi po policzkach. Miałem wtedy 18 lat i wielkie pragnienie, by zostać ich przyjacielem, poznać dokładnie życie tych ptaków, spędzić z nimi cząstkę mojego i ich życia".

Żeby zrozumieć wzruszenie i emocje, jakie Darek Karp zapisał w swoich wspomnieniach, trzeba wiedzieć, że wtedy, na początku lat 80. XX wieku, całą populację orlika grubodziobego w Polsce szacowano na dwie, trzy pary lęgowe. Darek miał naprawdę ogromne szczęście, że właśnie ten gatunek orlika spotkał na Czerwonym Bagnie i na dodatek bezbłędnie zidentyfikował. A co najważniejsze - zrobił mu zdjęcia, prawdopodobnie jako pierwszy w Polsce. Ponieważ był tylko początkującym amatorem ornitologiem, skontaktował się ze Stacją Ornitologiczną w Gdańsku i pracującym tam Wojciechem Królem, specjalistą od orłów i orlików. I od tego czasu Darek już nie miał wyboru: orlik grubodzioby i inne ptaki szponiaste zawładnęły jego życiem.

- To przez nie skończyłem tylko ogólniak, i to wieczorowo - przyznaje. - W Polsce ten brak wykształcenia bywał problemem. Dopiero kiedy prof. Jerzy Vetullani z Uniwersytetu Jagiellońskiego i naczelny miesięcznika "Wszechświat" opublikował w 1984 roku mój fotoreportaż o bielikach, inne wydawnictwa zainteresowały się jego zdjęciami.
To profesor nakłonił Darka do nawiązania kontaktu z pismami zagranicznymi. Spróbował i odniósł sukces. Dzisiaj jest bardziej znany na zachodzie Europy i w USA niż Polsce.

- Tam nie pytają o tytuły naukowe. Oceniają mnie po efektach pracy. Dzisiaj, kiedy mieszkam na bagnach biebrzańskich, mam szczęście spotykać ludzi, którzy są też zafascynowani przyrodą, myślą i czują podobnie jak ja i nie przeszkadza im mój brak dyplomów. Artur Wiatr z Biebrza- ńskiego Parku Narodowego czy Ania Pilarska z projektu "Orlik, ptak jakich mało" to osoby, które po prostu wierzą we mnie i w moją autentyczną pasję - podkreśla Darek Karp.

Dom tętniący życiem

- Moją piękną żonę Beatę poznałem w Augustowie, kiedy fotografowałem nowe maszyny w fabryce produkującej papierosy - wspomina Darek. - Wynajęli mnie, bo miałem profesjonalny sprzęt.

Krążył wokół niej, podchodził jak ptaka na bagnach - z dobrym skutkiem. Dzisiaj przyznaje, że to dzięki Beatce są tak szczęśliwą, radosną rodziną. W wybudowanym kilka lat temu na skraju Czerwonego Bagna dużym, drewnianym domu żyją Beatka, Darek i ich trzy córeczki. Przez cały rok przyjmują gości - jako gospodarstwo agroturystyczne Dom Trapera. Prawdziwi miłośnicy przyrody zawsze są tu mile widziani.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny