Giełda papierów wartościowych, fundusze akcji, powiernictwa i giełda cebulek tulipanów. Ten wydawałoby się tak różny świat połączyła debiutująca wśród autorów kryminałów Holenderka Daniëlle Hermans. Jak przystało na osobę świadomą cech gatunku i zalewaną przez rozliczne seriale telewizyjne swoją debiutancką powieść zaczyna od widowiskowo opisanej śmierci. A że śmiercią karano i szafowano znacznie częściej w przeszłości, bez problemu przenosimy się w XVII wiek, gdzie chciwość, o której w sławnym filmie "Wall Street" Gordon Gekko mówił, że "jest dobra" doprowadza ludzi do szaleństw finansowych i osobistych. I nie chodzi tu o holenderskich szlifierzy diamentów tylko zdawałoby się prozaiczne cebulki tulipanów.
Daniëlle Hermans w przystępny sposób, bez epatowania wybujała erudycją, przypomina historię spekulacji cebulkami tulipanów, która doprowadziła do pierwszego załamania na europejskich giełdach w ich niezbyt przecież długiej historii. Gładko przechodząc od roku 1637 do 2003 szkicuje obraz współczesnego zaślepienia giełdowymi inwestycjami i często przykre efekty inwestowanie w spółki - bańki mydlane, tym bardziej inwestujące w tak niepewny biznes, jakim mogą być kwiaty. Okazuje się, że ludzkość przez wieki niewiele się nauczyła i nadal za jedyną słuszną karę uważa śmierć. Szczególnie w kryminałach.
Wartka akcja, odrobina tajemnic, szyfrów i bezboleśnie podanych informacji historycznych czynią z "Tulipanowego wirusa" przyjemny kryminał na wiosenne popołudnie. Podobnego zdania są już czytelnicy z 11krajów, a wkrótce można spodziewać się ekranizacji powieści.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?