Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daniel Olbrychski: Okudżawa dobrze Rosji życzył, ale bałby się Wielkiej Rosji.

Fot. MW Media Leszek Szymański
Koncert "Złączeni jednym losem - ballady, pieśni i piosenki Bułata Okudżawy” odbędzie się 21 marca w hali Włókniarza w Białymstoku.
Koncert "Złączeni jednym losem - ballady, pieśni i piosenki Bułata Okudżawy” odbędzie się 21 marca w hali Włókniarza w Białymstoku. Fot. MW Media Leszek Szymański
Z Bułatem Okudżawą nie wypijało się butelki wódki na powitanie. On był z Kaukazu, brakowało mu słowiańskiej wylewności - wspomina barda Daniel Olbrychski

Kurier Poranny: Złączeni jednym losem - to tytuł koncertu poświęconego Bułatowi Okudżawie, zaplanowanego na marzec w Białymstoku. Pani Olga, żona Bułata, twierdzi, że rosyjscy artyści nie potrafią tak jak Pan, w takim stylu, wracać do niego pamięcią. Kim dzisiaj jest dla pana Okudżawa?

Daniel Olbrychski: Przyjacielem, którego już nie ma. Ale także postacią, która weszła do historii kultury rosyjskiej i nie tylko rosyjskiej, do pierwszego jej szeregu, obok Błoka, Jesiennia, Achmatowej, Majakowskiego, Jewtuszenki, Wertyńskiego. I oczywiście mojego przyjaciela Włodzimierza Wysokiego. Miałem szczęście przyjaźnić się i z jednym, i z drugim, choć Wysocki i Okudżawa nie znali się bardzo dobrze. Szanowali się i wspierali wzajemnie, ale nie łączyła ich bliska znajomość. Doskonale pamiętam, że z twórczością Bułata zetknąłem się jeszcze w liceum, bo, w przeciwieństwie do Włodzimierza Wysokiego, jego utwory można było usłyszeć także w radiu, nie należały do kręgu twórczości podziemnej, zakazanej w Związku Radzieckim.

Powiedział Pan kiedyś, że na piosenkach Bułata Okudżawy całe pokolenie uczyło się języka rosyjskiego.

- Dokładnie. Jak wspomniałem, jego piosenki nie były zakazane, ale nie było też propagandy pro. A przyjeżdżał do Polski już we wczesnych latach 60. Kiedy byłem w klasie maturalnej, najmilszym prezentem, jaki można było dostać od koleżanki czy kolegi, była jego książka z czasów wojny "Jeszcze pożyjesz". Zresztą na jej podstawie powstał film. Wiedziałem o Okudżawie, czytałem, słuchałem jego ballad, ale osobiście jeszcze go nie znałem.

Ale szybko został Pan gwiazdą filmu, znaną w Polsce i Rosji, i takim aktora Olbrychskiego poznał rosyjski bard.

- Filmy Wajdy i Hoffmana, w których grałem, były już bardzo znane w Związku Radzieckim, więc Bułat słyszał i wiedział o mnie, nim doszło do naszego spotkania. Było to na koncercie Bułata. Jest nawet takie zdjęcie, na którym siedzę w pierwszym rzędzie. Posadziła mnie tam Agnieszka Osiecka, a dzieje się to w kameralnej salce na Placu Trzech Krzyży, gdzie mieściła się redakcja "Szpilek". Sala na 70 osób, stojących drugie tyle. Słuchamy. Tak zaczęła się ta bliska znajomość.

Jakim człowiekiem był Bułat dla przyjaciół?

- Niezwykle ciepłym, ale i niezwykle powściągliwym. Rosjaninem się czuł, ale korzenie miał z Kaukazu, więc brakowało mu tej słowiańskiej wylewności. I bardzo mało pił. Był tym przyjacielem Rosjaninem, z którym nie wypijało się butelki wódki przy spotkaniu. On tego nigdy nie robił. I szeroko patrzył na świat. Kiedyś podpisywał książkę na Barbakanie, bo naprawdę często bywał w Polsce. Podszedłem do niego, a on popatrzył i powiedział: Wiesz, z całego obozu socjalistycznego Polska wydaje mi się najweselszym "barakiem".

Nie sposób rozmawiać o Okudżawie, nie pamiętając o wzajemnych relacjach dwóch narodów: polskiego i rosyjskiego. Jak Pan myśli, gdyby Bułat Okudżawa żył, co myślałby o dzisiejszej Rosji?

- Patrzyłby z niepokojem. Życzyłby Rosji wszystkiego najlepszego, bo zawsze dobrze Rosji życzył, ale dostrzegałby zapędy mocarstwowości i przestrzegał.

Czy nadal z taką sympatią faworyzowałby Polaków? Na przykład czy pogratulowałby Panu listu "Do przyjaciela Moskala", w którym zwracał się Pan do Nikity Michałkowa słowami "Okudżawa by Cię wyśmiał, a Wysocki dałby Ci po głowie gitarą"? Tym, którzy go nie czytali, wyjaśnię, że polemizował Pan ze znanym rosyjskim reżyserem, który zapytany o stalinizm, powiedział, że Rosjanie niekoniecznie lubią towarzysza Stalina, ale tęsknią za dobrym carem.

- Nie wiem, czy Okudżawa znał się z Sołżenicynem, ale przyjąłby zapewne jego punkt widzenia. Widzę zbieżność poglądów barda Okudżawy i wielkiego pisarza Sołżenicyna. Chociaż ten ostatni, będąc zresztą rusofilem, tak samo jak Dostojewski, niezbyt lubił Polaków. Niewątpliwie Bułat podzieliłby w sporze z Nikitą moje poglądy. Ale powiem, że chociaż mój list "Do przyjaciela Moskala" został przedrukowany w Rosji i był znany w środowisku inteligencji, i oczywiście dotarł do Nikity, nadal pozostaliśmy przyjaciółmi. Na jednym ze spotkań w Rosji zaprosił mnie nawet na scenę i się wycałowaliśmy. Sala wstała, biła brawa. To także oblicze Rosji.

Czy Okudżawie podobałaby się wizja Wielkiej Rosji?

- W przeciwieństwie do Amerykanów, którzy czując się zbawcami świata, próbują nieść demokrację, Rosjanie swoje wpływy zawsze chcą odzyskiwać po swojemu. Tam nie ma miejsca na myśl demokratyczną, a Bułat był nią przesiąknięty.

Bliscy Okudżawy mówią, że kiedy umierał w 1997 roku, przygniatały go myśli o niewolniczym duchu Rosji, ciemnocie, która panoszy się w kraju od czasów rewolucji.

- Proszę popatrzeć. On przeżył o kilka miesięcy swoją i moją przyjaciółkę Agnieszkę Osiecką. Agnieszka odeszła w marcu, on w czerwcu. Może jednak nie wszystko widziałby w takich czarnych barwach. Nie można nie zauważyć, że Rosja jest jednak innym krajem. Do ludzi dociera informacja. Do tych, którzy chcą dowiedzieć się o swoim kraju. Z tego by się na pewno cieszył. Może zastanawiałby się, czy ta inna Rosja potrafi skorzystać z tego, co osiągnęła? Może martwił, jak wykorzysta sukces? Bo przecież zakorzeniona jest w tym narodzie machina bizantyjskiego myślenia. Ona tkwi w genach od tysiąclecia. Nawet światli Rosjanie mówią, że władza w Rosji pochodzi od Boga, ale ta władza może być też konduktorem, kelnerem... Kto siedzi na urzędzie, ma władzę, a pozostali Rosjanie pokornie próbują się tej władzy, nawet w osobie bileterki w kasie, podlizać. To mają w genach. Tak jak my, Polacy, co innego - jak jest dwóch Polaków, to znaczy, że zakładają pięć partii. A taki bizantyjski, ba, bolszewicki sposób patrzenia na wszystko mają u nas bracia Kaczyńscy.

Rozumiem, że Pana sympatie polityczne są po stronie Donalda Tuska.

- Po stronie rozsądku.

Czyli premiera Tuska, który w niedalekiej przyszłości będzie podejmował w Polsce premiera Putina. Gdyby Tusk chciał słuchać ludzi kultury...

- A, niestety, nie bardzo słucha. Platforma na temat kultury nie robi nic. A to co się dzieje po rządach koalicji pisowskiej z publiczną telewizją, to dla kultury i rzetelnej informacji oznacza horror. Tak to nazwę. Widzę, że premier nie umie nic z tym zrobić.

Więc jak Tusk powinien rozmawiać z Putinem? Co poradziliby mu przed taką rozmową ludzie kultury?

- Otwarcie, bez poczucia wyższości, ani niższości. I nie pouczać. Inteligentni Rosjanie naprawdę szanują mądre i twarde stanowiska swoich oponentów. Nie może być żadnego puszenia się. Czyli takiego zachowania, jakie zaserwował nam nasz prezydent w Gruzji. Takie Rosję śmieszy.

Nie boi się Pan mówić otwarcie o polityce.

- Nigdy się nie bałem. Wie pani, co dzisiaj otrzymałem pocztą? Ja, dysydent, autor listu ośmiu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego! Przeczytam pani: Mistrzu, drogi panie Danielu!! Serdecznie dziękuję za dobre słowa na łamach Galii, cenię je tym bardziej że pochodzą od osoby, której patriotyzm, odwagę cenię... Pozwalam sobie przesłać moją książkę "Ostatnie słowo". Z szacunkiem i serdecznością Jaruzelski.

Przeczyta Pan?

- Oczywiście, że przeczytam. Bo przeczytałem wszystkie książki traktujące o historii ostatnich dziesięcioleci. Ja bardzo dużo czytam. Głównie literaturę faktu. Klasykę przeczytałem bardzo dawno temu, klasykę gram.

Białostoczanie będą mieli możliwość zobaczyć Pana na koncercie w Białymstoku w marcu, a na ekranie? Jakiej roli mogą się spodziewać?

- Lada moment w kolejnym spektaklu telewizji "Kwatera bożych pomyleńców", adaptacji książki Władysława Zambrzyckiego. Czyli powstanie warszawskie z perspektywy czterech starszych panów. Gaworzą sobie w doborowym towarzystwie: Jerzy Trela, Jan Peszek, Jurek Radziwiłowicz i ja.

Fajnie gra się starszych panów?

- My gramy samych siebie. I kochamy się coraz bardziej w tym wieku. Inaczej życie byłoby przygnębiające. Trzeba zaakceptować fakt, że przybywa lat. Przyznam szczerze, że to życie za szybko leci... Ja chciałbym żyć cztery razy dłużej, co najmniej 180 lat!

Parę lat temu chciał Pan żyć tylko 120!

- Ale wtedy miałem lat czterdzieści. Naturalne, że teraz chcę jeszcze dłużej. Tym bardziej że fizycznie czuję się lepiej niż pięć lat temu. Także dzisiaj jeździłem konno, nawet w tej chwili jestem w resztkach ubrania jeździeckego.

I takiego dobrego samopoczucia do 180 lat życzę Panu w imieniu Czytelników "Kuriera Porannego". Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny