To historie milionera, króla i królowej karnawału, emerytowanego fachowca od napraw torowisk, transseksualnego właściciela baru, grającego jazz koronera, poszukującej miłości samotnej matki, białego gliniarza z Lakeview i czarnego kryminalisty z Goose. To również historie o segregacji rasowej i wszelkiego rodzaju uprzedzeniach, które pokutowały, a czasem wciąż pokutują na południu USA. Co ważne, ich istnienie musi uświadomić sobie sam czytelnik, Dan Baum w tej doskonale przetłumaczonej przez Adama Pluszkę powieści jest, jak przystało na rasowego obserwatora, tylko pasem transmisyjnym. Pokazuje, że wystarczyło poświęcić więcej uwagi i uszyć bardziej barwny strój na sławny nowoorleański karnawał Mardi Grass, by inni poszli w ślady Tootsiego i zamiast w finale maskarady okładać się nawzajem, szyli podobne stroje – zbyt cenne, by zniszczyć je w głupiej bójce. W końcu dojdzie do tego, że biali i czarni zjednoczą siły we wspólnej zabawie. Ale w Mississippi musi sporo wody upłynąć i dorosnąć muszą potomkowie Tootsiego.
Czarnoskóra licealistka przebojem idzie przez szkołę, ale przypadkowy seks kończy marzenia o uczelni wyższej. Wychodzi za chłopaka, który te rezygnuje ze studiów, zanim się z nim rozwiedzie urodzi drugie dziecko, trzecie będzie miała z poznanym w knajpie pijakiem i damskim bokserem. Dopiero poszukując pracy zrozumie, że zdobywane w międzyczasie wykształcenie na uniwersytecie dla czarnoskórych nic nie jest warte w świecie białych head hunterów. A będzie to rok 1998. Inny z bohaterów Dana Bauma gładko wytłumaczy, dlaczego Nowy Orlean od lat wygląda jakby był non stop po jakimś kataklizmie. Otóż mieszkańcy tak skutecznie unikają płacenia podatków, na co pozwalają im przekupni urzędnicy, że miasta zwyczajnie nie stać na poważniejsze inwestycje.
Odrębną opowieść stanowi przemiana jednego z bohaterów z przykładnego męża i ojca w regularnego transwestytę, który marzy o zmianie płci. Opisana przy tym przygoda (zakładamy, że reporter nie zmyśla) zakończona chirurgiczną interwencją związaną z wydobyciem z ciała owego pana wibratora dodaje pikanterii i tak mieniącej się wszystkimi barwami tęczy opowieści. Piękną puentą jest postanowienie owego transwestyty, prowadzącego bar w którym nie kryje swoich skłonności, do wspierania innych młodych mężczyzn, którzy szukają w nim oparcia powodowani podobnymi skłonnościami.
Gdyby tylko USA zniosło upokarzające Polaków wizy, z pewnością już odkładałbym pieniądze na wylot nie tylko do Nowego Orleanu. Nawet jeśli prawda może być mniej barwna ten reportaż ukazuje miasto w barwach najlepszych amerykańskich powieści.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?