W takiej sytuacji są m.in. państwo Kryszczyńscy, którzy chcą stworzyć dom dla trzech dziewczynek z pogotowia rodzinnego. Sprostali wszystkim wymaganiom: przeszli przez rozmowy z urzędnikami i przez szkolenia z pedagogami i psychologami. Aby dziecim żyło się wygodniej białostockie mieszkanie zamienili na dom w Czarnej Wsi Kościelnej.
Tego nikt nie przewidział. A przepisy mówią jasno: Białystok nie może płacić za utrzymanie rodziny zastępczej, która mieszka w innej miejscowości. To tamtejsze władze powinny pokrywać wszystkie koszty. Teraz urzędnicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie i Ośrodka Opiekuńczo-Adopcyjnego w Białymstoku za wszelką cenę starają się rozwiązać problem. Bo przecież rodziny zostały wyszkolone za nasze pieniądze i dzieci także są z Białegostoku.
Porozumienie lada dzień
- Nie mamy prawa płacić rodzinom w innym powiecie, ale nasi prawnicy już się tym zajęli. Zrobimy wszystko, aby to MOPR mógł je utrzymywać - zapewnia Zdzisława Sawicka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. I obiecuje, że lada dzień podpisze porozumienie z powiatem białostockim, na którego terenie mieszka rodzina Kryszczyńskich . - Mam nadzieję, że jeszcze w październiku, a najpóźniej do końca roku wszystkie rodziny zastępcze będą mogły wziąć dzieci i już normalnie funkcjonować - uspokaja.
Wszystko już gotowe
Co to jest rodzina zastępcza
Zawodowe wielodzietne rodziny zastępcze to nowy pomysł, który zrodził się w ubiegłym roku. W takiej rodzinie może być od trojga do sześciorga dzieci. Zawodowe rodziny zastępcze za wychowywanie dzieci otrzymują też wynagrodzenie. Wynosi ono od 830 do 1945 zł brutto.
- O stworzenie rodziny zastępczej staramy się od dwóch lat. Znaleźliśmy już trzy siostry, którymi chcemy się opiekować. Niestety, kiedy okazało się, że nasz nowy dom jest poza Białymstokiem, nie możemy dogadać się ani z miastem, ani z powiatem, w którym teraz mieszkamy. Wciąż jesteśmy odsyłani, wciąż słyszymy, że jutro, za tydzień, za miesiąc - żali się Aneta Kryszczyńska. Kryszczyńscy niedługo skończą remont w nowym domu, na maluchy już czekają pokoje.
- Często odwiedzamy dziewczynki, a te nazywają nas mamą i tatą. Potrzebują nas i chcą z nami być choćby od jutra. Jak mam im wytłumaczyć, że nie mogą jeszcze z nami zamieszkać? - rozkłada ręce Artur Kryszczyński. Niedługo dziewczynki czeka sprawa sądowa, po której okaże się do jakiego domu dziecka trafią. I jeżeli miasto szybko nie dogada się z powiatem prawdopodobnie Kryszczyńscy nie zdążą ich zabrać do siebie.
Nauczeni doświadczeniem
W Ośrodku Opiekuńczo-Adopcyjnym właśnie zaczynają się szkolić kolejne cztery rodziny. Tym razem miasto nie dopuści już do podobnej sytuacji. - Zadbamy o to, aby rodziny pozostały w Białymstoku. Tylko w ten sposób unikniemy problemów - kwituje Iwona Andrzejewska, dyrektor Ośrodka Opiekuńczo-Adopcyjnego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?