Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Syberiada polska jest dobrym filmem?

Tomasz Mikulicz, Jerzy Doroszkiewicz
Syberiada polska
Syberiada polska mat. organizatora
Tomasz Mikulicz: myślę że tak. Jerzy Doroszkiewicz: myślę że nie. Recenzje dziennikarzy Kuriera Porannego.

Tomasz Mikulicz: To film fabularny, a nie tylko historyczny

O takich walonkach, jak te pokazane w filmie, to mogliśmy sobie tylko pomarzyć - takie komentarze dało się słyszeć z ust Sybiraków, którzy wyszli po zakończonym seansie. I trzeba przyznać, że ci ludzie mają rację. Polaków z bydlęcych wagonów wyrzucano na śnieg i kazano budować sobie lepianki. Zesłańców bito i poniżano. Ludzie umierali setkami. O jakiejkolwiek opiece medycznej nie było mowy. To wszystko prawda. Mam jednak wrażenie, że twórcom filmu "Syberiada polska" nie chodziło o stworzenie jak najbardziej wiarygodnego filmu historycznego, lecz opowiedzenie ciekawej historii z Syberią w tle. I jeśli tak na to spojrzymy, trzeba stwierdzić, że w dużej mierze im się to udało.

Ktoś powie, że mimo wszystko nie można w ten sposób robić filmów o polskiej historii, bo mieszkańcy zachodniej Europy będą myśleli, że Sowieci nie byli tacy źli. Co prawda istnieje takie ryzyko, ale należy pamiętać, że kino rządzi się swoimi prawami. Gdyby przyjąć, że należy zawsze trzymać się - szeroko pojętej - prawdy historycznej, to nigdy nie powstałby taki film jak "Bękarty wojny" Quentina Tarantino, gdzie Żydzi krwawo mszczą się na hitlerowcach. Wiadomo, że porównując te dwa filmy, mamy do czynienia z innym ciężarem gatunkowym. Tarantino może sobie pozwolić na "historyczną" fantazję, Janusz Zaorski - mógł to zrobić w dużo mniejszym stopniu. Ten ostatni zrobił bowiem obraz o polskich zesłańcach, którzy na Wschodzie cierpieli prawdziwe katusze i należy im się szacunek.

Choć w przeważającej mierze cierpienia były większe od tych pokazanych w filmie, to pamiętajmy jednak, że powstał on na podstawie książki Zbigniewa Domino. Ta zaś, jak wielokrotnie podkreślał autor, jest wiernym opisem jego własnych doświadczeń sybirackich. Jeśli więc wierzyć pisarzowi, to wszystko to, co pokazali filmowcy, wydarzyło się na prawdę. Może gdzie indziej było dużo gorzej. Pisarz (a później reżyser filmu) pokazuje jednak los wybranej grupki zesłańców. Nie może ponosić winy za to, że będąc na Syberii mniej wycierpiał niż inni. Tak zapamiętał swe ówczesne życie i tak napisał o tym w książce.

Dlatego też poza scenami, które wpisują się (choć może faktycznie, według wielu, nie są one zbyt drastyczne) w obraz syberyjskiej hekatomby, warto również zwrócić uwagę na inne motywy w filmie. Mamy tu np. ciekawie zarysowany problem relacji polsko-rosyjskich nie tyle na polu politycznym, co również kulturowym. Enkawudzista rozmawia z zesłanym na Syberię Ukraińcem. O Polakach mówi, że stanowią oni "niepewny element". Jakby bał się, że te poniżane i wyśmiewane "Polaczki" będą kiedyś w stanie podnieść rękę na władzę ludową i tą walkę wygrają. Jak wiemy z historii, tak właśnie się stało. To nie przypadek, że właśnie w naszym kraju powstała "Solidarność".

Kolejną sceną, która utkwiła mi w pamięci to ta, gdzie zesłaniec Jan Dolina całuje w rękę Rosjankę, która zgodziła się przyjąć jego rodzinę na kwaterę. Pani jest zaskoczona. Twierdzi, że Dolina jest polskim panem, stąd takie maniery. Nie mówi tego jednak z nienawiścią - jak komunista do "kułaka". Jest zadowolona, że może obcować z kimś, kto potrafi zdobyć się na szarmancki gest w świecie, który najwyraźniej zapomniał o dobrych manierach. W tej scenie zamyka się podejście wielu Rosjan do Polaków. Niby pierwsi czują wobec drugich wyższość (bo Polska w porównaniu do Rosji to jak mysz walcząca z kotem), ale wiedzą jednocześnie, że w rozwoju społecznym są daleko w tyle. Szeroko pojęta przaśność kojarzy się bardziej z Rosjanami niż Polakami.

Podobny wydźwięk ma scena, w której - pomimo swej fatalnej sytuacji - Polacy organizują tajną szkołę. Dzieci uczą się m.in. geografii i antysowieckiego wierszyka. Nawet więc na zesłaniu, Polak pamięta kim jest i o co powinien walczyć.

Film może się też podobać z uwagi na niezłą grę aktorską. Poza Adamem Woronowiczem, którego postać jest chyba najbardziej autentyczna, na aplauz zasługuje też Sonia Bohosiewicz. Zagrała kobietę rozdartą między chęcią zapewnienia swym dzieciom jedzenia i wstydem z tego, w jaki sposób postanawia poradzić sobie w trudnej sytuacji.

Jerzy Doroszkiewicz: Biura podróży mogą zacierać ręce

Na żaden film nie czekało tylu Polaków. Sowieci do ostatniej chwili przed atakiem Hitlera na Kraj Rad wywozili inteligencję i zwykłych ludzi niemal na pewną śmierć do niewolniczej pracy. W XXI wieku ich gehenna w filmie bardziej przypomina piękny turystyczny folder z internacjonalną miłością w tle.

"Syberiada polska" przede wszystkim nie trzyma w napięciu. Każde polskie dziecko zna słowa wiersza, "pod drzwiami staną, i nocą kolbami w drzwi załomocą" i wie - co dalej. Ale w scenariuszu według powieści Zbigniewa Domino zaskoczeni Polacy poddają się bez szemrania. Nawet nie zadają pytań. I tylko, kiedy docierają do pięknego drewnianego obozu z nagłośnieniem, kilka trupów wypada z sań. Emocji jednak i w tej scenie brak. Za to już przed napisami, montażystka ukazuje tak piękne zdjęcia krajobrazów autorstwa Andrzeja Wolfa, że aż dech zapiera w piersiach.

Polskim przesiedleńcom żyje się nieźle. Mają co jeść, ba, w łagrze-niełagrze funkcjonuje nawet szpital, a w nim pracuje przepiękna sanitariuszka, której z miejsca wpadnie w oko główny bohater tej opowieści. Romans na ekranie rozkwitnie, a dzielna i urodziwa Valeria Gouliaeva (nazwijmy ją dla ułatwienia Marusią) podobnie jak w "Czterech pancernych" ofiarnie będzie ratowała swojego polskiego ukochanego przed śmiercią.

Jest też obowiązkowy karykaturalny enkawudzista, który rodzinę naszego bohatera będzie prześladował niemal przez cały czas pobytu w Sowietach. W dodatku zawsze występujący w nienagannym mundurze, gładko wygolony, wzorem wodza III Rzeszy, przemawiający z wysokości i korzystający z nagłośnienia.

Jest też w filmie matka-suka. W tej roli jak zwykle wyborna Sonia Bohosiewicz, która bez żenady twierdzi, że "szybciej jej d..a pęknie, a nie da dzieciom umrzeć z głodu". Ale w końcu i ona zdobywa się na czyn tak niezwykły, że ze względu na całkowitą bezkarność, graniczący z bajką.

Od czasu do czasu pojawia się najlepszy aktor tego filmu, bogaty kapral - ojciec rodziny. Fantastycznie skupiony i oszczędny w gestach Adam Woronowicz jest chyba jedynym bohaterem, którego pojawienie się na ekranie wywołuje żywsze emocje. On także stanie przed dylematem, zmuszony do nadzoru i żyłowania swoich pobratymców. Ale tego wątku akurat reżyser nie drąży, podobnie jak nie odpowiada na pytanie, jakim cudem biedni sowieccy żołdacy pozwolili mu przez rok chodzić w prawdziwych oficerkach - symbolu zamożności i znienawidzonej pańskiej Polski. Jeśli do tego dodamy śliczną Żydówkę z krzyżykiem, która zamiast bezpieczeństwa w Sowietach, wybiera niepewny los obywatelki Polski, a w dodatku cudownie przeżywa łagier - ilość nieprawdopodobieństw gwałtownie wzrasta.

Zabawnie prezentuje się główny bohater scenariusza - dorastający na nieludzkiej ziemi starszy syn Woronowicza - zesłańca. Z jasnym wzrokiem, nienaganną fryzurą i czystą twarzą wychodzi z każdej opresji. Zaś rolę strzelby z pierwszego aktu dobrego dramatu, która w ostatnim z hukiem ma wystrzelić, tu pełni wieloczynnościowy scyzoryk. Jest też zeszyt enkawudzisty-szpicla, który jak to "bumaga", uratuje życie bohatera. Trudno też powiedzieć czemu służy scena, w której zły enkawudzista organizuje wieczornicę, gdzie każe bić brawo po słowie Stalin, a potem wyświetla Polakom "Świat się śmieje". Bo klasyk światowej komedii z genialną muzyką Dunajewskiego broni się po latach, a "Syberiada polska" wygląda jak kolorowy blog z podróży po Związku Sowieckim. I to muzyka Dunajewskiego zostaje po wyjściu z kina w pamięci, a nie łzawe nuty Krzesimira Dębskiego, jakoś dziwnie przypominające "Dumkę na dwa serca".

W tym filmie nie ma głodu, jest ciężka praca, kilka śmierci z powodu tyfusu i międzynarodowe romanse. Gdyby nie piękna sanitariuszka "Marusia" i genialny Adam Woronowicz, nie bardzo byłoby na co patrzeć.

Na szczęście świadectwa, które zbiera białostockie Muzeum Sybiru są bliższe prawdy niż piękna fikcja Janusza Zaorskiego. I teraz, tym bardziej wiadomo, jak potrzebna jest historyczna prawda o zsyłkach na nieludzką ziemię.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny