Sprawa jest o tyle nietypowa, że nie natknąłem się do tej pory na orzeczenie, które wprost rozwiązywałoby problem, o którym mowa. Natomiast jest to typowa sprawa jeśli chodzi o prawa człowieka. Uważam, że prawo do informacji o działalności organu władzy publicznej obejmuje katalog praw człowieka - mówił w rozmowie z "Porannym" adwokat Michał Sykała.
Podczas wtorkowej (7 lipca) rozprawy w białostockim sądzie okręgowym reprezentował Jana Mordania, byłego radnego gminy Bielsk Podlaski i mieszkańca wsi Haćki. W sierpniu zeszłego roku przyszedł on na posiedzenie połączonych komisji wspomnianej rady. Zainteresował się bowiem programem rewitalizacji gminy, który był jednym z punktów obrad. Miał ze sobą telefon komórkowy. Radna prowadząca posiedzenie zapytała, czy będzie nagrywał obrady. Ten odparł, że tak.
- Usłyszałem, że mam wyłączyć telefon. Mówiłem, że nie wyłączę, bo mam prawo nagrywać. Dowiedziałem się, że podczas komisji to zakazane. Potem pani radna poprosiła o pomoc radczynię urzędu, która stwierdziła, że nie mogę nagrywać i zasugerowała głosowanie w tej sprawie: 11 osób nie chciało nagrywania, a cztery wstrzymały się od głosu - opowiadał w styczniu na naszych łamach.
Prowadząca obrady zapytała pana Jana czy rozumie wynik głosowania. Ten powiedział, że rozumie, ale telefonu nie wyłączy i posiedzenie nadal będzie nagrywał. Wtedy ogłoszono przerwę, a prowadząca obrady, wójt gminy i radczyni wyszły. Krótko potem na sali pojawiło się dwoje bielskich mundurowych.
Czytaj też: Komendant policji w Bielsku Podlaskim złożył apelację. Chce ukarania obywatela, który nagrywał radnych
- Policjant stwierdził, że mam przestać nagrywać obrady, bo radni sobie tego nie życzą. Chciał też wiedzieć, czy opuszczę salę, ale odmówiłem. Zostałem wylegitymowany i spisany. Patrol wyszedł, a ja jeszcze trochę nagrywałem. Już w domu napisałem do komendanta prosząc o wyjaśnienie tej interwencji, a po jakimś czasie zostałem wezwany na policję, na przesłuchanie. Stawiłem się i powiedziałem, jak było - tłumaczył nam były radny.
Komenda powiatowa policji w Bielsku Podlaskim skierowała sprawę do sądu. Oskarżyła Jana Mordania, że nagrywając posiedzenie zakłócił posiedzenie. Sąd rejonowy w Bielsku Podlaskim uznał go winnym. Wyrokiem nakazowym ukarał naganą i kazał zapłacić 70 zł tytułem kosztów postępowania.
Pan Jan nie dał za wygraną i skontaktował się z białostocką społeczniczką Katarzyną Sztop-Rutkowską, która z kolei skontaktowała go z Siecią Obywatelską Watchdog Polska. Panu Janowi zapewnione zostało bezpłatne wsparcie prawne. Po tym jak odwołał się od wyroku do sądu II instancji (również w Bielsku Podlaskim), który go uniewinnił. Stwierdzając, że mieszkaniec mógł nagrywać obrady bo zezwala na to Konstytucja RP i ustawa o samorządzie gminnym. Bielska policja złożyła jednak apelację, która rozpatrywana była na wtorkowym posiedzeniu w białostockiej "okręgówce".
- Rzeczywiście art. 61 Konstytucji zezwala na nagrywanie dźwięku lub obrazu z posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, ale posiedzenie komisji było posiedzeniem roboczym. Jedynie pomocniczym w stosunku do kolegialnego. Nie miało ono przymiotów oficjalności. Omawiane były też wnioski mieszkańców z podaniem ich danych personalnych i danych wrażliwych - mówiła podczas rozprawy asp. Katarzyna Iwaniuk z powiatowej komendy policji w Bielski Podlaskim.
Podkreślała też, że o ile świadkowie początkowo mówili policjantom, że Jan Mordań zachowywał się spokojnie, to w trakcie rozprawy świadkowie zeznawali, że zachowanie mieszkańca Haciek było natarczywe i wprowadzało niepokój. - Poprzez nagrywanie w sposób ostentacyjny i jawny - stwierdziła.
Czytaj też: Radni głosowali sami na siebie. Spór rozstrzygnie sąd.
W apelacji złożonej przez bielskich mundurowych jest też mowa o tym jakoby mieszkaniec miał trzymać telefon w odległości 0,5 m od twarzy radnych, co zdaniem bielskiej policji przekracza normy obyczajowe. Jan Mordań już w styczniu tłumaczył na naszych łamach, że nie "podtykał" telefonu radnym pod twarze lecz spokojnie siedział przy stole, a do najbliższego radnego miał jakieś 1,5 m.
- Komendant wysyłając policję na interwencję był świadom, że nic złego się nie dzieje. W tym czasie ten patrol mógł być wezwany do jakiejś poważnej sprawy, a zajmował się właściwie takim niczym - mówił podczas rozprawy.
Sędzia Dariusz Orłowski poinformował, że wyrok zostanie ogłoszony w białostockim sądzie okręgowym 17 lipca o godz. 14 w sali numer 1.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?