Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekał kilka godzin na karetkę, mimo reanimacji zmarł. Serce nie wytrzymało

(mw)
51-letni pacjent czekał kilka godzin.
51-letni pacjent czekał kilka godzin. fot. Archiwum
Chory na cukrzycę mężczyzna czekał na pogotowie kilka godzin. Gdy ekipa przyjechała w końcu na miejsce, jego stan gwałtownie się pogorszył. Mimo, że lekarze próbowali walczyć o jego życie, pacjent zmarł.

- W niedzielę o 16.23 zamówiono wizytę. Dyspozytorka przeprowadziła wywiad. Dowiedziała się, że 51-letni pacjent ma padaczkę. Ale główną dolegliwością wtedy zgłoszoną była wysoka temperatura. Uprzedziliśmy pacjenta, że na karetkę trzeba będzie poczekać - tłumaczy Bogdan Kalicki, dyrektor białostockiego pogotowia.

O tym, że podczas tegorocznych świąt i ostatniego weekendu białostockie pogotowie przeżywało istne oblężenie pisaliśmy w portalu poranny.pl jeszcze w niedzielę. W ambulatorium pracowało tylko dwóch lekarzy, a dwóch następnych jeździło karetką. Dyspozytorki przyznawały, że na przyjazd karetek niektórzy chorzy czekali nawet dobę.

51-letni pacjent czekał kilka godzin. Gdy w końcu dotarli do niego lekarze okazało się, że ze względu rozchwiany poziom cukru, potrzebna będzie hospitalizacja.

- Pacjent ubierał się już do wyjazdu do szpitala. W między czasie wezwaliśmy specjalistyczny zespół ratowniczy, który miał przetransportować chorego do szpitala. Nagle pacjent zasłabł. Miał atak padaczki. Serce się zatrzymało. Nasz lekarz rozpoczął natychmiastową reanimację, jednak nie przyniosła ona zamierzonego efektu i mężczyzna zmarł - wyjaśnia Kalicki.

Dyrektor pogotowia twierdzi, że trudno jest mu wyrokować, co by było, gdyby karetka przyjechała wcześniej. - Można stawiać różne hipotezy. Mogło być też tak, że pacjent otrzymałby antybiotyk lub jakiś inny lek przeciwgorączkowy, a to by i tak nic nie zmieniło - twierdzi Kalicki. - Teraz ocena tej sytuacji jest o wiele łatwiejsza, bo znany jest jej tragiczny rezultat - dodaje.

NFZ nie chce komentować sprawy zmarłego pacjenta, bo, jak twierdzą urzędnicy, nie wpłynęła do nich żadna oficjalna skarga. - Nie będę komentować sprawy, której szczegółów nie znamy - tłumaczy Adam Dębski, rzecznik prasowy podlaskiego oddziału NFZ. - Ale nie wyciągałbym tak daleko idących wniosków, że sprawę tego pacjenta należy powiązać z sytuacją w pogotowiu.

Dębski przyznaje, że sytuacja, która miała miejsce w pogotowiu w ostatnich dniach jest niedopuszczalna. - Łatwo jest przewidzieć, kiedy pojawi się więcej chorych. Podczas świąt, w weekendy, kiedy gabinety lekarzy rodzinnych są zamknięte, zimą, kiedy panują infekcje wirusowe. Wtedy pogotowie powinno zapewnić silniejszą obsadę - tłumaczy Adam Dębski.

Dyrekcja pogotowia tłumaczy, że takie mają umowy z NFZ. I to nie od nich zależy ilość lekarzy. Bogdan Kalicki przyznaje, że po interwencji lekarki, zwiększył on obsadę. Jeden lekarz przybył z pomocą.

Przyczyny śmierci 51-latka będą teraz wyjaśniane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny