Wielkość trzęsień ziemi określa się na skali Richtera. Liczy ona 10 punktów, przy czym 1 to wstrząsy minimalne, które zdarzają się średnio 8 tys. razy dziennie i ich właściwie nie odczuwamy. Z kolei 10 to trzęsienie zdolne zmieść z powierzchni Ziemi kilka miast jednocześnie - ale też tego typu wstrząsy zdarzają się raz na 20 lat (i najczęściej pod dnem oceanu albo na terenach niezamieszkanych).
Przez polską politykę też przejdą wstrząsy. Może nie tak silne jak w 2015 r., bo wtedy zanotowaliśmy trzęsienie o politycznej sile - znów skala Richtera - 8 punktów. Prawie maks. Obecne wstrząsy są wtórne, słabsze. Ale niewiele. Gdy poznamy oficjalne wyniki, wskażą one pewnie, że w niedzielę zanotowaliśmy wstrząsy o mocy 6-7 punktów.
Na pewno więc nie będzie tak głębokich zmian, jakie obserwowaliśmy po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 r. Ale też nie ma mowy o status quo. Bo bez względu na to, kto wyjdzie zwycięsko ze starcia Andrzeja Dudy z Rafałem Trzaskowskim, to wynik tych wyborów odciśnie bardzo silne piętno na polskiej polityce. A zmiany w niej będzie widać niemal natychmiast - choć kolejne wstrząsy będą przez nią przechodzić co najmniej do końca roku.
Ogłoszony o 21 exit poll pokazuje, że ciągle nie wiemy, kto będzie prezydentem Polski od 7 sierpnia. Zbyt mała różnica między kandydatami, by jasno osądzić. Owszem, pierwsze miejsce w exit poll sprawia, że szanse na końcowe zwycięstwo jest większe niż rywala. Ale trzeba pamiętać, że wyniki, które poznaliśmy w niedzielę wieczorem, nie uwzględniają głosów oddanych za granicą, a one stanowią grubo ponad 2 proc. wszystkich (i większość z nich na swoje konto zapisze Rafał Trzaskowski). Z kolei dwa tygodnie temu exit poll zaniżył wynik Andrzeja Dudy o 1,8 proc. Widać więc wyraźnie, że obaj kandydaci mają jeszcze zapasy głosów, które ostateczny wynik elekcji mogą ustawić w innym świetle niż exit poll.
Jeśli Andrzej Duda uzyska reelekcję, to uzyska potwierdzenie, że jego wygrana pięć lat temu nie była (jak to często suflowała opozycja) przypadkowa. Seria kolejnych wygranych wyborczych PiS da tej partii bardzo silny mandat do wprowadzania kolejnej części reform. Tym bardziej że do kolejnych wyborów czeka nas trzy i pół roku. Dlatego po zwycięstwie Dudy należy się przygotować na to, że obóz rządzący w najbliższych miesiącach dokończy reformy, które wielokrotnie obiecywał, a których do tej pory nie dotknął. I to może być prawdziwe trzęsienie.
Tym bardziej że zacznie się też kuszenie opozycji. Duda już zapowiedział, że chce poważnych rozmów z PSL i Konfederacją. Wygląda na to, że w najbliższych miesiącach będzie więc trzęsło potężnie w całym parlamencie.
Trzęsienie ziemi także nas czeka po stronie opozycji. Na pewno wzmocni się pozycja Rafała Trzaskowskiego. Po udanej kampanii członkowie Platformy zaczną się orientować na niego. Ale także w innych ugrupowaniach on stanie się jednym z najważniejszych punktów odniesienia.
Oddzielna sprawa, że te wybory wykazały także potężną niespójność opozycji. Nawet sprawna kampania nie jest w stanie zatrzeć wrażenia chaosu, w jakim się ona znajduje. Jeśli do kolejnej elekcji opozycja znów wystartuje z kandydatami z łapanki, z programem pisanym na kolanie na chwilę przed wyborami, to po raz kolejny pozostanie jej liczenie na błędy PiS - a jak PiS grubych błędów nie popełni, to szans na wygraną mieć nie będzie.
Co by więc było, gdyby Platforma swego kandydata zgłosiła do startu w wyborach jesienią tamtego roku? I już na początku kampanii dała mu do ręki solidny program?
To sygnał na kolejne wybory parlamentarne. Jeśli minimum na rok przed wyborami nie zdoła wypracować solidnego zrębu atrakcyjnego programu oraz zestawu niekojarzących się negatywnie z poprzednim okresem rządów twarzy polityków ten program firmujących, to będzie mieć problemy z wygraną dokładnie takie same jak miała w tych i poprzednich wyborach.