Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas honoru - Powstanie. Recenzja (wideo)

Jacek Chlewicki
Jacek Chlewicki
Powstanie zachwyca scenografią, ale brakuje w niej rozmachu
Powstanie zachwyca scenografią, ale brakuje w niej rozmachu Tomasz Pietrzyk / Facebook Czas honoru
To już ostatnia seria Czasu honoru. TVP nie zamierza produkować kolejnych odcinków najpopularniejszego w ostatnich latach serialu historycznego.

Wydaje się, że dwanaście odcinków to wystarczająco dużo, aby zbudować znakomitą pełną emocji historię. Twórcy mieli ułatwione zadanie, bo widzowie od kilku lat świetnie kojarzą serial, znają jego bohaterów oraz są do nich przywiązani. Wystarczyło stworzyć fajny scenariusz, posiłkując się na przykład tym, co możemy przeczytać w ostatniej książce Jarosława Sokoła.

Niestety Powstanie kuleje z tego samego powodu, co czwarty i szósty sezon (moim zdaniem najgorsze). Niektóre wątki są zwyczajnie nudne. Twórcy mogliby sobie darować historię o niemieckim oficerze, który chorobliwie kocha się w Celinie. Są to zupełnie zmarnowane sceny, które nic nie wnoszą do całej historii. W poprzednich seriach wszystkie wątki wzajemnie się przeplatały, kumulowały, a przez to stopniowo stawały się jeszcze ciekawsze. W Powstaniu jest z tym słabo. Chociaż trzeba przyznać, że ostatnie odcinki Powstania były zdecydowanie lepsze od pierwszych.

Wśród nowych postaci zdecydowanie na plus wyróżniają się młodzi aktorzy grający powstańców. Dowcipkują między sobą, śpiewają i zakochują. W pierwszych dniach powstania są pewni zwycięstwa, z czasem jednak, gdy giną pierwsi kompani, zaczynają wątpić w jego sens. Świetnie poradziła sobie na planie Katarzyna Sawczuk, Maciej Musiał czy znany z filmu "W pustyni i w puszczy" Adam Fidusiewicz. Jeśli chodzi o naszych cichociemnych to zaskakująco ciężko ogląda się w akcji Jana Wieczorkowskiego. Przez całą serię zachowuje się sztywno, a wypowiadane przez niego kwestie brzmią nienaturalnie.
Sceny zniszczonej Warszawy były kręcone w tych samych miejscach co film "Miasto 44". Może i tak, ale chwilami ma się wrażenie, że "Czas honoru - Powstanie" to teatr telewizji tyle że z czołgami i eksplozjami. Trudno uznać najnowszą produkcje TVP za szczególnie kosztowną i efektowną, kiedy widzi się sceny, w których twórcy starają się pokazać nam możliwie jak najmniej: jedna ulica, jeden czołg, fragment kamienicy. Z rozmachem ma to niewiele wspólnego. Owszem, jest kurz, dym i eksplodujące granaty, ale po takim serialu oczekiwalibyśmy czegoś więcej.

Siódmą serię oglądało średnio 1,26 mln osób. Słaby wynik wcale nie dziwi, bo ta była po prostu słaba, a na pewno gorsza niż można się było spodziewać. Jasne, niektóre sceny wzruszają, zapadają w pamięć, bo jego twórcom znowu udała się sztuka grania na emocjach. Ale to akurat udawało się zawsze, bez względu na poziom poszczególnych serii.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny