Na sali było cicho jak makiem zasiał. Nikt nie wstawał, wszyscy siedzieli bez ruchu, niektórzy płakali. Takiej reakcji po zakończonym seansie dawno już w kinie nie widziałem. Bo trzeba przyznać, że "Czarny czwartek - Janek Wiśniewski padł“ wbija w fotel.
Myślę, że siła tego filmu tkwi w tym, że głównymi bohaterami są zwyczajni ludzie. Rodzina Drywów, bo o nich mowa, przygotowywała się do świąt, żona gotowała obiady, mąż bawił dzieci. Nie w głowie im były strajki i rzucanie kamieniami. Spotkała ich jednak tragedia. Brunon Drywa zginął. Zbłąkana kula dosięga go, gdy jechał pociągiem do pracy.
Taki sposób przedstawiania historii najnowszej jest w polskim kinie czymś pozytywnym.
W "Czarnym czwartku“ było oczywiście sporo scen, gdzie mundurowi strzelają do bezbronnych robotników, ale brak jest tu motywów typowo "bogoojczyźnianych“.
Stoczniowcy nie wyszli na ulicę po to, by walczyć o Polskę i wiarę katolicką - oni sprzeciwiali się podwyżkom cen żywności. Nawiązuje do tego, genialna scena w sklepie mięsnym, gdzie pewna kobieta mówi, że nie wpuści swego męża do łóżka, jeśli czegoś nie zrobi w związku z drożyzną.
Chcąc doszukać się w filmie jakichś negatywów, można jedynie zwrócić uwagę na grę aktorską Wojciecha Pszoniaka, który za bardzo starał się chyba wczuć w postać Władysława Gomułki. Efekt jest raczej groteskowy. Na drugim biegunie stoi gra Piotra Piotra Fronczewskiego, który jest tu aż do bólu przekonujący.
Całość dopełnia muzyka Michała Lorenca i świetne wykonanie piosenki "Janek Wiśniewski padł" przez Kazika Staszewskiego. Uważam, że "Czarny czwartek" jest mocnym kandydatem na film roku.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?