Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk

Jerzy Doroszkiewicz
Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze – Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk
Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze – Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk Wydawnictwo Znak
Ewa Demarczyk wciąż żyje. Od wielu lat nie koncertuje i nie udziela wywiadów. Książka przypomina legendę pierwszej damy poezji śpiewanej.

Dziś media potrafią co kwartał obwołać kogoś nową gwiazdą, wynieść na szczyt, wręcz wmówić odbiorcom, że obcują z doskonałością. Nielicznym, którzy Demarczyk widzieli na żywo, taką doskonałością pieśniarka się wydawała. Podobnie wspominają ją muzycy i organizatorzy koncertów. Jako osobę obdarzoną absolutnym słuchem i absolutną perfekcjonistkę. Do legendy przeszły jej żądania estradowe - dwa czarne fortepiany, czarna scena, odpowiednio duża sala. Artystka na wszelki wypadek zabierała ze sobą belę czarnego, matowego materiału, by układać na scenicznych deskach, jeśli podłoga mogła odbijać światło reflektora.

Ewę Demarczyk w "Czarnym aniele" poznajemy wyłącznie ze wspomnień innych. Wspomnień, które kluczą, gubią tropy, uwypuklają jej zdecydowanie, zacierają wady. Poznajemy jej dzieciństwo, młodość, studia w krakowskiej PWST. A jednocześnie konstatujemy, że utwór "Czarne anioły" święcił triumfy na pierwszym festiwalu opolskim, czyli ponad pół wieku temu. Mimo tak odległego czasu, mur jaki wzniosła wokół siebie artystka nadal nie skruszał. Właściwie dziś wiadomo niewiele więcej, niż wiedzieli czytelnicy prasy gomułkowskiej. Nie ma żadnych nagrań oprócz legendarnej płyty z piosenkami Zygmunta Koniecznego i wydanego 15 lat później albumu "Live". Są tylko okruchy wspomnień z tras koncertowych po ZSRR, z występów w paryskiej Olympii, gdzie w tym samym czasie występowali i The Beatles i z nielicznych polskich recitali - zwykle wyprzedanych do ostatniego miejsca.

Po tylu latach nadal boleśnie brzmią słowa o antysemickich atakach na wokalistkę, która nie
wstydziła się żegnać przyjaciół wygnanych przez komunę do Izraela, ale nie poniżała się, by dementować rozpuszczane przez esbeków plotki o jej pochodzeniu. Podobnie jedni opowiadają, że miała problemy z alkoholem, a inni, że to ona odprowadzała do domu pijanych kolegów po nocnych libacjach w czasach Piwnicy pod Baranami. Zdecydowanie lata jej świetności, czyli końcówka lat 60. to zarazem czas najbardziej barwny i kreatywny w życiu artystki. Dekadę później i ona i zespół zarabiają krocie koncertując po Sowietach i znając dziś w dobrze opowieść o Annie German, łatwo przyznać tamtejszej publiczności rację, szczególnie że w repertuarze miała zakazany przez Moskwę wiersz Mandelsztama. Trzeba te pamiętać, że nie było wówczas ani kolorowej prasy ani tym bardziej internetu. Legenda trwała w najlepsze, ale też i artystka zdaniem recenzentów - nigdy nie zawodziła ani krytyków ani publiczności.

Bardzo niewiele wiadomo o jej życiu prywatnym. Z okruchów wspomnień wyłania się osoba blisko związana z matką, która nota bene szyła jej estradowe stroje, a ona towarzyszyła jej do śmierci. Dosłownie kilka zdań poświęcono jej pierwszemu mężowi, który podobno był skrzypkiem w Mazowszu, ale mieszkał w Belgii. Po raz drugi wyszła za mąż za absolwenta Akademii Sztuk Pięknych, który w ciągu roku od zawarcia małżeństwa okazał się być drobnym złodziejem i oszustem i szybko trafił za kratki.

Wszyscy wspominają trudny charakter Demarczyk, katowanie muzyków na próbach, w reszcie pozostawienie zespołu. Wcześniej rozstała się z Piotrem Skrzyneckim, legendarnym konferansjerem Piwnicy Pod Baranami, który nie wolny był od choroby alkoholowej. Niewiele osób wie, że koncerty zarejestrowane na płycie "Live" prowadził tak pijany, że przed wydaniem wydawca musiał montować jego teksty z różnych występów, by w ogóle mogły być częścią tego wydawnictwa.

Ostatnie ćwierć wieku to nieustanny upadek wizerunku wielkiej Demarczyk. Zdaje się, że na własne życzenie. Dostała szansę na prowadzenie własnego teatru, pomoc finansową od rodzinnego Krakowa, ale w jakiś sposób nie potrafiła się pozbierać i porozumieć. Wielu krytyków uważa, iż zdawała sobie sprawę, że utraciła głos i wolała odejść w zapomnienie, pozostając legendą. Od lat nie pojawia się publicznie, nie udziela wywiadów. Dziś mieszka podobno w Wieliczce. Podobno czasem śpiewa z podkładami z taśmy, ale to równie dobrze może być miejska legenda.

"Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk" osobom pamiętającym choćby odrobinę lata 60. i 70. z pewnością dostarczy nieco wzruszeń. W tamtych czasach można było nie słuchać Demarczyk, ale raczej trudno było jej nie słyszeć. Dbały o to i radio i telewizja i kronika filmowa. T niepozorna książka to chyba ostatni moment, by jeszcze na chwilę odżyła w pamięci słuchaczy i stałą się inspiracją dla wokalistek, które chciałyby nie tylko śpiewać, ale interpretować poezję i sprawiać, by widzowie na koncertach coś przeżyli. I to może ważniejsze przesłanie książki niż bardzo wyrywkowa próba portretu legendy, o której każdy słyszał, ale niewielu widziało. Niemal jak yeti.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny