Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cywilizacja rozpada się od nadmiaru. Słowa.

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 85 748 95 43
Mircea Eliade (na zdjęciu) – najznakomitszy w dziejach antropolog i religioznawca – pisał, że po epoce bezprecedensowej w dziejach eksplozji cywilizacyjnej nadejdą nowe "ciemne wieki”, kiedy to ludzkość będzie przypominała mrowisko, gdzie ludzie będą wiedli bezmyślny żywot na wzór owadzich kolonii.
Mircea Eliade (na zdjęciu) – najznakomitszy w dziejach antropolog i religioznawca – pisał, że po epoce bezprecedensowej w dziejach eksplozji cywilizacyjnej nadejdą nowe "ciemne wieki”, kiedy to ludzkość będzie przypominała mrowisko, gdzie ludzie będą wiedli bezmyślny żywot na wzór owadzich kolonii. Fot. Internet
Tak jak kultura mieszczańska przełomu XIX i XX wieku rozpadła się między innymi od nadmiaru przedmiotów codziennego użytku, które pewnego dnia przestały przedstawiać jakąkolwiek wartość, tak też nasza powojenna cywilizacja rozpada się od nadmiaru słowa.

Weźmy choćby takiego zawodowego humanistę. Jeszcze nie tak całkiem dawno podstawowym jego problemem był dostęp do wiedzy - przede wszystkim do publikacji i książek. W sytuacji zapadniętej kurtyny, tak politycznej, jak i ekonomicznej, wyjazd do stosownie zaopatrzonej biblioteki zagranicznej był przywilejem nielicznych. Do tego brak kserokopiarek i skanerów uniemożliwiał szybkie powielanie fragmentów najbardziej interesujących - wszystko trzeba było przepisywać ręcznie. Prace naukowe również pisało się długopisem na papierze, potem dopiero przepisywano je na maszynie. Dzisiaj jest całkiem inaczej. Twórca przystępujący do pisania najprzód musi zdecydować, o czym na pewno nie będzie pisać. Kanon literatury podstawowej jest do pewnego stopnia jeszcze czymś do ogarnięcia w granicach średniej długości życia. Problem zaczyna się w obszarze twórczości powojennej i nabiera krytycznego rozmiaru w czasach najnowszych. Nie ma na świecie umysłu, który byłby w stanie zapoznać się z literaturą w danej dziedzinie, która ukazała się w ciągu ostatniego tylko roku. Najbardziej pracowici humaniści są w stanie zapoznać się w ciągu tygodnia z dwiema książkami - sto książek rocznie. Zapoznać nie znaczy jednak przeczytać i krytycznie przeanalizować. O artykułach naukowych już nawet nie ma co wspominać, bo jest to nieprzebyty ocean informacji.

Kolejny obszar to prasa. Zalewa nas niebezpieczna dla umysłu ilość mentalnych treści, zwykle niepobudzających do nader głębokiej refleksji. Ponadto dzisiaj liczy się szybkość i ilość. Informacja żyje chwilę. Komentarz troszkę dłużej. Wnikliwa krytyka, analiza lub publicystyka na dobrym poziomie jest przedmiotem namysłu najwyżej przez tydzień. A jeśli jest jednak w ogóle czytana, to raczej przez niewielu czytelników, raczej tych przyzwyczajonych do czasów, kiedy gazety wyznaczały codzienne układy odniesień dla wszystkich prawie obywateli.

Bity kontra myśli

Tak jak papier, wbrew przysłowiu, nie zniesie wszystkiego, co współcześni twórcy wypisują - bo kartka ostatecznie coś kosztuje - tak ekran komputera i serwery wchłoną to bez żadnego uszczerbku. Zarówno przestrzeń wirtualna, jak i jej użytkownik są wyjątkowo odporni na zatrważająco niski poziom twórczości. Coś, co cały czas jeszcze byłoby nie do zaakceptowania w marnej gazetce szkolnej, urasta do rangi poważnej publicystyki, jeśli tylko jawi się w ekranie przeglądarki internetowej. Jest to zaiste jedno z najdziwniejszych zjawisk współczesności. Coś, czego żadną miarę nie zaakceptowalibyśmy w formie druku, staje się odporne na naszą krytykę w postaci cyfrowej.

Jednak aby właściwie zinterpretować tę osobliwość, trzeba jeszcze zauważyć jeden bardzo istotny aspekt. Współczesna twórczość jest zjawiskiem zautomatyzowanym. To samopowielający się twór, zdawać by się mogło, posiadający własną inteligencję. Umożliwił to Internet. To, co było kiedyś czymś oryginalnym i całkiem do niedawna za takie mogło jeszcze uchodzić, dzisiaj wrzucone w otchłań sieci stało się jednym z elementów zbiorowiska skopiowanych, samopowielonych tworów. Jedno przypomina drugie. Wtłacza się ludziom do głów kopiarki i tak świat intelektualnych odniesień po prostu staje się jednolitym treściowo tworem. Ciągle to samo. Wszędzie to samo. Wszędzie o tym samym. Głównym odczuciem współczesnego twórcy jest zatem zmęczenie brakiem różnorodności.

Inspiracja jest zaś w świecie, nie w Internecie. Internet to nie świat, to tylko wirtualna proteza biblioteki. Nie ma więc już prawdziwych pisarzy, dziennikarzy. Są tylko użytkownicy, którzy na ekranie monitora przetwarzają informacje. Znika wszelka oryginalność i zostaje czysta forma powielona bez jakiejkolwiek treści. Zapis bitów. Zera i jedynki, tylko umownie coś oznaczające. Wszak rzeczywistość ma charakter analogowy, a nie cyfrowy. Analogowość zasadza się na ciągłości. Cyfrowy świat jest pustką. Dlatego w błędzie są na przykład ci, którzy uważają, że umysł przypomina twardy dysk, a myśl jest złożona z bitów i kiedyś będzie można je skopiować i przetransferować, zapewniając ludziom wirtualną nieśmiertelność. Umysł i myśl są czymś ciągłym, nie ma w nich luk. Natomiast między zerem a jedynką jest przepaść o rozmiarze całego wszechświata, jak w słynnych paradoksach Zenona z Elei. Myśl zawarta w tekście potrzebuje analogowego umysłu, aby ponownie zaistnieć i się wyrazić. Toteż w cyfrowej otchłani zanika wszelka oryginalność, bo zapis zerojedynkowy jest zdolny do samopowielania się, a wykorzystuje do tego, o dziwo, analogowy, aczkolwiek zmodyfikowany umysł użytkownika sieci internetowej. Wydaje się takiemu komuś, że tworzy coś oryginalnego, a tymczasem on przetwarza tylko puste, zerojedynkowe frazy. W istocie niczego nie tworzy. Oddaje się na pożarcie cyfrowej pustce.

Niemoc

Prawdziwy język znika w zastraszającym tempie. Jego ostatnie pokłady tlą się choćby tam, gdzie ludzie siedzą, pijąc herbatę i nigdzie się nie spieszą, ciesząc się samym faktem rozmowy z drugim człowiekiem. Ale i tam pojawia się niemoc, zmęczenie światem, mową. Język jako coś żywego, jako podłoże kultury został zastąpiony jego reprezentacją w postaci ciągu bitów. Podmiana była na tyle dobrze przeprowadzona, że nikt się na dobrą sprawę nie zorientował, a jeśli już nawet coś go zaniepokoiło, to i tak przez swój konformizm zaakceptował panujący stan rzeczy.

Imitację bierzemy dzisiaj za oryginał. Prawdziwy zaś język dogorywa poza obszarem obowiązujących dyskursów. Próby jego ratowania wydają się skazane na klęskę. Do języka potrzeba myślenia, a ono zostało zastąpione przez proces przetwarzania bitów - algorytm, instrukcję. Coraz mniej potrzeba myślącego człowieka. Potrzebni są wysoko wykwalifikowani wykonawcy instrukcji. Od szkół i uniwersytetów, aż po zakłady pracy myślenie staje się czymś zbędnym. Obowiązuje wypełnianie reguł, które w skończonej liczbie kroków dają oczekiwany rezultat. W medialnym mainstreamie jest to widoczne w tzw. wychodzeniu na tezę. Są w Polsce media, które do perfekcji opanowały tę sztukę. Cokolwiek się pisze lub mówi, zawsze dochodzi się do tych samych wniosków. Wychodzenie poza obowiązujący obszar jest zakazane. Tam, gdzie zanika myśl, zastąpiona przez algorytm, tam język zamienia się w ciąg bitów i prowadzi donikąd.

Dlatego człowieka myślącego i ciągle jeszcze używającego języka ogarnia niemoc. Nie ma bowiem możliwości nawiązania dialogu. Cyfrowa reprezentacja języka nie może stanowić platformy komunikacji dla języka prawdziwego. Brak możliwości prowadzenia dialogu skazuje użytkowników języka na wygnanie. Coś, co w zamierzeniu twórców Internetu miało byś uniwersalnym medium komunikacji i wymiany informacji, stało się Skynetem (zob. filmy z cyklu Terminator) kultury. Cyfrowe demony pożerające słowo są koszmarem współczesnego intelektualisty. W ich obliczu jest on bezbronny, bo ich mimikra sprawia, że każdy opór wobec nich przeprowadzony wydaje się być wręcz aktem terroryzmu.

Mircea Eliade - najznakomitszy w dziejach antropolog i religioznawca - pisał, że po epoce bezprecedensowej w dziejach eksplozji cywilizacyjnej nadejdą nowe "ciemne wieki", kiedy to ludzkość będzie przypominała mrowisko, gdzie ludzie będą wiedli bezmyślny żywot na wzór owadzich kolonii. Zaprzepaszczone zostanie całe duchowe dziedzictwo cywilizacji. Proroctwo rumuńskiego intelektualisty jeszcze się nie zrealizowało, ale wszystko wskazuje na to, że jego wypełnienie się jest prawdopodobne. Zestawiając je z tym, co pisał Martin Heidegger o technice, że źle wykorzystana staje się ona pogromcą ludzkiej tożsamości, możemy sobie wyobrazić przyszłość jako duchowe pustynie pozornie łatwego, ale w gruncie rzeczy zupełnie bezcelowego życia. Kiedy znikną już na dobre wszystkie duchowe i intelektualne punkty odniesienia, wtedy nie będzie już odwrotu. Aby się temu przeciwstawić, musimy się na nowo uczyć być w tym nowym świecie, tak, aby świat ten nas nie przemógł i nie pozbawił tożsamości, abyśmy to my swym działaniem nadawali mu znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny