KSC zlikwidowała rejon plantacyjny, a teraz robi wszystko, by ludzie sami dobrowolnie odeszli. Na koniec powie, że to nie ona doprowadził do zamknięcia zakładu - denerwuje się Ryszard Łapiński, szef łapskiego oddziału związku pracowników KSC.
W czwartek, w Warszawie odbyło się kolejne spotkanie zarządu spółki z przedstawicielami Cukrowni Łapy.
- Stanowisko Zarządu jest twarde. Chce doprowadzić od odejść pracowników jak najmniejszym kosztem - mówi Łapiński i zaraz dodaje: - Niestety, naszemu byłemu dyrektorowi Jarosławowi Poniatowiczowi zabrakło cywilnej odwagi, by się z nami spotkać i porozmawiać. Jest wrogo nastawiony do cukrowni. Zachowuje się jak grabarz polskiego cukru i łapskiego zakładu - oburza się związkowiec.
Chcą produkować biopaliwa
KSC proponuje cukrownikom przyjęcie programu dobrowolnych odejść. Ale ich zadaniem takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Łapianie uważają, że odprawy, które im zaproponowano są za niskie. Na razie nie chcą zdradzić o jakie kwoty chodzi.
- Zarząd "wykosił" rejon plantacyjny, a teraz dąży do tego, by ludzie dostali grosze. A za kilka miesięcy usłyszymy, że to myśmy doprowadzili do upadku zakładu. Dla nas teraz najważniejszą jest obrona miejsc pracy, a potem odprawy - tłumaczy Łapiński.
Dlatego w poniedziałek związkowcy przedstawią załodze jak wygląda obecna sytuacja: - Indywidualnie zapytamy każdego pracownika: czy zamierza bronić fabryki, czy chce wziąć odprawę i odejść - mówi Łapiński .
Nadal nieznana jest też przyszłość zakładu. KSC proponuje, by łapska cukrownia magazynowała i konfekcjonowała cukier. Gwarantuje, że w zakładzie będzie pracowało kilkadziesiąt osób. A reszta pójdzie na bruk.
- To obłuda. Na rynku brakuje 400 tysięcy ton cukru - denerwuje się Łapiński i wysuwa inne rozwiązania: - Chcemy, by linia technologiczna przez kilka lat była zachowana w całości, by w każdej chwili mogła być uruchomiona. Zarząd zamierza jeszcze w tym roku przeprowadzić demontaż urządzeń i je wywieźć. Ponadto jeśli spółka zacznie produkować biopaliwa, to niech w ramach rekompensaty za wygaszenie rejonu plantacyjnego, zagwarantuje uruchomienie w pierwszej kolejności produkcji biopaliw. To jest najważniejsza kwestia porozumienia. Jeśli Zarząd nie zgodzi się, to oznacza całkowitą likwidację rejonu i zakładu - tłumaczy.
Związkowiec informuje nas też, że inspektorzy z Sokołowa Podlaskiego kontraktują buraki z wygaszonego terenu, na rzecz cukrowni w Krasnymstawie.
- To bandytyzm i barbarzyństwo. Jak można kontraktować buraki na terenie, który ma być zlikwidowany? Po prostu niektórzy cukrownicy są ludźmi Poniatowicza, pomagają w realizacji tego haniebnego planu - oburza się Ryszard Łapiński.
Łukasz Wróblewski rzecznik spółki odmówił nam komentarza.
Brytyjczycy nie skusili rolników
Roman Czepe, burmistrz Łap:
Niedawno zwróciłem się ponownie (który to już raz?) do parlamentarzystów z województwa podlaskiego. Prośbę podpisali też szefowie związków pracowniczych i organizacji plantatorów. Plantatorzy uznali, że nie ma na razie sensu jechać z protestem do Brukseli. Dlatego postanowiłem, że zwrócimy się pisemnie do polskich europarlamentarzystów. Jednak wszystko jest w rękach KSC i właściciela, czyli rządu. Uważam, że przyczyna jest prosta: gdy Unia zażądała ograniczenia produkcji, wybrano najsłabszy politycznie region, aby w innych (głównie kujawsko-pomorskie) nie musiano redukować upraw. Nikogo nie obchodziło, że uderza się w region najbiedniejszy. W Łapach trzeba zabezpieczyć linię technologiczną choć na kilka lat. Właśnie to chcemy negocjować. Ale zabiegamy także o produkcję zastępczą. Jeśli podlascy politycy bardzo mocno się w to nie zaangażują, skończy się tym, że i biopaliwa pójdą do innych województw.
Przypomnijmy. KSC likwiduje plantacje buraczane na Podlasiu, ponieważ Polska musi zmniejszyć produkcję cukru o 13,5 procent. Komisja Europejska przyznała spółce pomoc restrukturyzacyjną w wysokości 78,6 milionów złotych. W zamian KSC ma zrezygnować z części limitu produkcyjnego w kwocie 91,2 tys. ton cukru. Największe straty poniosą plantatorzy. Z łapską firmą współpracowało ponad dwa tysiące rolników.
Tymczasem niedawno - należąca do brytyjskiej spółki British Sugar Overseas - cukrownia w Glinojecku zwróciła się do podlaskich plantatorów z propozycją współpracy.
Wiktor Rejent, z Podlaskiego Związku Buraka Cukrowego mówi, że z oferty zrezygnowano.
- Było za późno. Większość rolników przekwalifikowało się na inne uprawy, zakupiło nasiona zbóż oraz nawozy. W tym roku nie będziemy siali buraków. Poza tym cena jaką proponowali nam Brytyjczycy była niekorzystna. Umówiliśmy się z tą firmą, że może w przyszłym roku je sprzedamy. Jeśli cena minimalna ulegnie zmianie - wyjaśnia Rejent.
Z kolei Ryszard Łapiński uważa, że KSC wygaszając produkcję cukru w Łapach pomaga zachodnim koncernom, szkodząc sobie samej.
Bezskuteczna walka
Przez kilka miesięcy cukrownicy i plantatorzy robili wszystko, by ratować firmę. Na jej likwidacji straci cały region, a głównie Łapy. W marcu pisaliśmy, że do łapskiego magistratu zgłaszają się firmy, które pytają o przyszłe przeznaczenie terenów cukrowni w planie zagospodarowania przestrzennego, oraz o plany gminy.
Była np. szwedzka firma ciepłownicza. Roman Czepe, burmistrz Łap tłumaczył nam wtedy, że cukrownia jeszcze nie poległa, a walka o nią trwa. Burmistrz uczestniczy też w negocjacjach z KSC: - Unia wprowadza kolejne redukcje i teraz KSC musi likwidować cukrownię w Brześciu Kujawskim, bo w małym województwie kujawsko-pomorskim ma aż trzy cukrownie i kolejne trzy blisko czyli sześć w niewielkim promieniu. Powinni byli od razu zamknąć tam cztery cukrownie, ale zostawić naszą. Jedną z najnowocześniejszych w Polsce i zachować rejon plantacyjny - podkreśla Czepe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?